SEKRET NOTRE DAME

Wchodząc do domu, młody mężczyzna usłyszał tylko ciche kwilenie niemowlęcia. Szedł powoli, długim korytarzem, trzymając przed sobą tlący się kaganek. W środku panowała nienaturalna cisza, nie było słychać krzątania matki ani kojącej muzyki skrzypiec, przygrywanej przez ojca. Płacz dochodził z sypialni rodziców, coraz bardziej się nasilając. Pełen obaw, otworzył drzwi pomieszczenia, zastając w nim przerażający widok. Ciało matki bezwładnie wisiało na łóżeczku jego malutkiego brata. Podszedł powoli do kobiety, trącając ją.

- Mamo? - z jego ust wydobyło się nieco piskliwe słowo. - Mamo! - powtórzył, szarpiąc ją niemal. Ciało matki opadło na ziemię, kobieta miała otwarte oczy, które niewidzącym wzrokiem wpatrywały się w nicość. Mężczyzna przyklęknął, po czym dłonią zamknął je już na zawsze. Wezbrało w nim uczucie pustki i trwogi, szarpnął nim spazm smutku i żalu. Zaszlochał kilkakrotnie, po czym opanował się i wyciągnął z łóżeczka kwilące niemowlę. Przytulił je do piersi, uspokajając. Ruszył dalej, w poszukiwaniu ojca.

-Tato? Tato! - wołał, a jego głos niósł się dziwnie po całym domu, odpowiadając jedynie echem.

Przeszukał wszystkie pomieszczenia mieszkalne, pełen najgorszych przeczuć. Zszedł w końcu do piwnicy, gdzie ojciec miał swoją pracownię. Zastał go, siedzącego w ulubionym fotelu, ze skrzypcami w jednej z dłoni. Z drugiej właśnie wypadł smyczek. Przynajmniej on zaznał chwili szczęścia przed śmiercią. Chorowali długo, wiedział, że to tylko kwestia czasu, gdy rodzice odejdą. Z niemowlęciem na rękach wyszedł na zewnątrz, po czym zaprzągł czarnego ogiera do małej dwukółki, zostawił w niej na chwilę młodszego brata i ruszył z powrotem w kierunku domu. Poszedł do pokoju, w którym znajdował się kominek i wyjął z niego palący się kij. Wyszedł z powrotem na zewnątrz i z całej siły rzucił pochodnię na slomiany dach, który natychmiast zajął się ogniem. Przyglądał się pożodze przez chwilę po czym chciał odejść. Jednak wtedy palący się odłam spadł wprost na niego, ubrania zajęły się ogniem. Dotarł do niego jeszcze słabnący płacz dziecka...

 

Klaudiusz Frollo usiadł gwałtownie, ciężko dysząc. Ten koszmar będzie go prześladował do końca jego dni. Jedyne, co pozostało po złym śnie, to płacz. Wstał z łóżka i podszedł do kołyski, wyciągając brata. Po nakarmieniu i zmianie powijaków malec zasnął na powrót, a on położył się z powrotem do łóżka, choć nie mógł już zasnąć. Nie dane było mu jednak długo odpoczywać, za chwilę usłyszał pukanie do wrót.

-Wejść! - powiedział na tyle głośno, by został usłyszany, lecz na tyle delikatnie, by nie zbudzić śpiącego Jana.

- Cyganie są w pobliżu. Siodłaj konia i wyruszamy! - powiedział przybyły strażnik, po czym opuścił jego sypialnię. Dwudziestolatek przez chwilę siedział jeszcze bez ruchu na swoim łożu, próbując otrząsnąć się z dręczącego go od śmierci rodziców, koszmaru. W końcu jednak wstał, umył się przy toaletce stojącej w rogu pomieszczenia i narzucił na siebie czarną szatę. Wyszedł z pokoju, udał się do pokoju naprzeciwko i gwałtownie zapukał do drzwi. Otworzyła mu około pięćdziesięcioletnia kobieta, którą wynajął na mamkę dla brata. Bez słowa rzucił jej woreczek z monetami, po czym zbiegł katedralnymi schodami do głównych wrót. Wytężając wszystkie siły, otworzył je i wyszedł na mroźne, zimowe powietrze. Było jeszcze ciemno, mogła być piąta rano. Udał się do stajni, gdzie osiodłał konia i dołączył do innych kapłanów. Gdyby rodzice wiedzieli, czym się teraz zajmuje, nie byliby zadowoleni. On sam z resztą miał do siebie wyrzuty, jednak chciał zapewnić bratu, jak i sobie godne życie. Dlatego właśnie postanowił nie marnować wykształcenia danego mu przez rodzicieli i został księdzem w Notre Dame. Biskup rozkazał im oczyścić miasto z innowierców, mając na myśli Cyganów. Młody Frollo nic do nich nie miał, jednak nie chciał stracić swojej nowej, bądź co bądź, posady. Ruszył więc za innymi, ciemnymi ulicami Paryża. Wkrótce dotarli do kanału Sekwany, gdzie przygotowali zasadzkę. Niedługo potem dało się słyszeć miarowe uderza ie drewnianych wioseł o wodę. W ich kierunku płynęły trzy, dość spore łodzie, wiozące na swych pokładach rodziny cygańskie. Klaudiusz bił się z myślami, rozdarty pomiędzy tym, co wpajali mu rodzice, a tym, co głosił biskup. Nie mając żadnych konkretnych rozkazów, trzymał się na uboczu. Wkrótce jego towarzysze zaczęli obławę. Kilku z nich wyskoczyło z ukrycia na łodzie, korzystając z zamieszania, raniąc kilku mężczyzn i wrzucając ich w głębiny. Frollo spojrzał na ostatnią łódź, gdzie jeden z Cyganów pomagał kobiecie z dużym zawiniątkiem wysiąść z łodzi. Kobieta wyskoczyła na twardy grunt, po czym biegiem ruszyła przed siebie.

- Co się tak patrzysz, ruszaj za nią, pewnie coś ukradła! - krzyknął jeden z księży, klepiąc jego wierzchowca w zad. Klaudiusz ruszył galopem za umyjającą Cyganką, szybko ją doganiając. Wychylił się z siodła, łapiąc trzymane przez nią szmaty. Kobieta nie chciała ich puścić, pociągnięta jednak siłą konia, upadła tak niefortunnie, że znalazła się pod jego kopytami. Koń nastąpił na nią. Stratowana, nie dawała oznak życia. Frollo zawrócił wierzchowca, nie wiedząc co począć. Wtem z zawiniątka, które trzymał w ręce, usłyszał płacz dziecka. Zaskoczony, odwinął powijaki. W środku nie było skradzionego jedzenia ani żadnych kosztowności. Jedynie dwójka małych, bezbronnych niemowląt. Klaudiusz był w rozterce. Gdy inni dowiedzą się o niemowlętach, na pewno je zabiją. Według niego, nie byłoby to w porządku. Rozejrzał się wokół, po czym ruszył przed siebie. Po jakimś czasie dotarł do katedry. Założywszy na głowę kaptur, zeskoczył z końskiego grzbietu i puścił zwierzę wolno. Sam pobiegł, ukrywając się, do domku dzwonnika. Tam podrzucił bliźnięta, wiedząc, że mężczyzna nie pozwoli ich skrzywdzić i będzie wiedział, jak im pomóc. Wziął jedynie kilka szmatek, którymi owinięte były dzieci. Musi mieć jakiś dowód, że zawiniątko trzymane przez Cygankę było puste. Szybko odnalazł konia i ruszył z powrotem nad kanał.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Anonim 04.08.2018
    Opis tego "snu/koszmaru" zupełnie mi nie podszedł, ale pomyślałam, że doczytam do końca. Druga część już znacznie lepsza, chociaż czasami mam wrażenie, że trochę pomieszałaś style. Temat ciekawy. Widać, że masz dużą wyobraźnię i spory zasób słów. Opisy nawet nawet :) Będę śledzić dalej.
  • Amber1992 04.08.2018
    Dziękuję, bardzo zależy mi na opiniach na temat tego opowiadania.
  • Canulas 05.08.2018
    Dobra. Wielkie litery aż krzyczą, to obadam ten tekst.

    Początek całkiem ładny. Za bardzo nie przesadzone. Daje radę.

    "Wezbrało w nim uczucie pustki i trwogi, szarpnął nim spazm smutku i żalu. " - przemyślałbym zapis w postaci 2x nim (dość logiczne i samo przez się, więc może jakoś to obejść...?)

    "-Tato? Tato! - wołał, a jego głos niósł się dziwnie po całym domu, odpowiadając jedynie echem. " - duperela. Uciekł odstęp.

    Czytam, czytam. Wszystko takie oniryczne, jakby senne. Średnio realne, patrząc po stonowanych reakcjach na smierć i ogólnie, podejmowanych działaniach przez bohatera.
    Często występuje słowo "się" (ale być może to moje zboczenie) oraz dookreślenia personalne. Można w tym aspekcje trochę pogrzebać.

    Lecim dealej.

    "Klaudiusz Frollo usiadł gwałtownie, ciężko dysząc. Ten koszmar będzie go prześladował do końca jego dni. " - no tak, się wyjaśniło, że koszmar. Już lepiej. - ale znó zapis. "Do końca "JEGO". Wiadomo, że jego: Do końća życia może? Nie wiem, szukaj synonimów dla tych dookreśleń lub alternatywnej budowy zdań, bo rzuca się to w oczy.

    "Jedyne, co pozostało po złym śnie, to płacz." - a moze: Jedynie płacz pozostał po złym śnie?

    "Po nakarmieniu i zmianie powijaków malec zasnął na powrót, a on położył się z powrotem do łóżka, choć nie mógł już zasnąć." - też jakieś-takie nadbudowane informacyjnie. Gęste w duperele. Zwłąszcza, że nie mógł zasnąć, gdyż o tym i tak będzie dalej.

    "Nie dane było mu jednak długo odpoczywać, za chwilę usłyszał pukanie do wrót." - a gdyby wywalić "za chwilę" i jako łącznik wstawić "bowiem" lub: "gdyż?"
    Poza tym (ale to już taka moja schiza) pukanie do wrót nie pasuje mi do siebie "znaczeniowym kalibrem". Widziałbym to jako: Pukanie do drzwi albo walenie do wrót.

    "-Wejść! - powiedział na tyle głośno, by został usłyszany, lecz na tyle delikatnie, by nie zbudzić śpiącego Jana. " -ZA DO-KŁA-DNIE. Skąd wiedział jaki ton głosu będzie idealny, by osiagnąć oba? Nie wiem. Nie siedzi mi ten zapis.

    "- Cyganie są w pobliżu. Siodłaj konia i wyruszamy! - powiedział przybyły strażnik, po czym opuścił jego sypialnię. " (nigdzie nie ma o tym, że ktoś wszedł, poza deklaracją wejścia, ale ok. Myslowy skrót.) Chodzi mi bardziej o to, że masz 2x powiedział. - Moze w drugim przypadku: Odparł, odrzekł, odkrzyknął, wyznał, odpowiedział czy cokolwiek? Dialog bazujący na powiedział, powiedział, odpowiedział jest lipny.

    "Dwudziestolatek przez chwilę siedział jeszcze bez ruchu na swoim łożu, próbując otrząsnąć się z dręczącego go od śmierci rodziców, koszmaru. " - na swoim łożu już znów informacyjny nadmiar. Nie tworzy to klimatu, tylko niepotzrebnie zwalnia.
    "Dwudziestolatek jeszcze przez chwilę siedział, próbując otrząsnąć się koszmaru." - tak bym to widział pod kątem cięć oraz szyku.

    "Niedługo potem dało się słyszeć miarowe uderza ie drewnianych wioseł o wodę." - coś się tu stało.

    "Kilku z nich wyskoczyło z ukrycia na łodzie, korzystając z zamieszania, raniąc kilku mężczyzn i wrzucając ich w głębiny." - kiedy kilku rani kilku.

    " - Co się tak patrzysz, ruszaj za nią, pewnie coś ukradła! - krzyknął jeden z księży" – tu mam taką wątpliwość, ale naprawdę luźną. Krzyknął mi jednak apsuje do krótszej wypowiedzi. Nie wiem czy nie lepszym wtraceniem, byłoby tu "Nakazał" czy coś w tym stylu. Wykrzyknik już insynuuje wystarczająco wypowiedź, a poprzedzajaca akcja to dopełnia.

    No i tyle.
    Po seansie.
    Dupiszcza mi nie urwało, ale i żeby jakieś ach i och brzydkie, to też nie powiem. Powypieprzać zbędne dookreślenia, oczyścić i "bydzie git". Jest na pewno szkielet, na którym tu można coś osadzić.
    4 jest adekwatne.
    Ciao.
  • Amber1992 05.08.2018
    O jacie! Dziękuję za tak dokładną korektę! Tym bardziej się cieszę, że tu trafiłam.
  • Canulas 05.08.2018
    Amber1992 , eh, to nie jest dokładna korekta, miss Amber, ale, no... "jakaś tam". Nie wszystko naraz. Se obadaj na spokojnie. Moze siez czymś nie zgadzasz czy cuś. Nic nie musi tu być prawdą objawioną.
  • Enchanteuse 05.08.2018
    Helloł.

    Zapraszałaś mnie tutaj, toteż pomyślałam, że wstąpię.

    "- Mamo? - z jego ust wydobyło się nieco piskliwe słowo. - Mamo! -"

    Dialogi zapisane dywizami wyglądają mało estetycznie. Nie musisz sięgać po pauzę, wystarczy Ci myślnik i od razu wygląda to lepiej. Hiperpoprawnie byłoby zapisanie go pauzą - wtedy też żaden myślnik blisko dialogu nie zbije nikogo z tropu.

    "Poszedł do pokoju, w którym znajdował się kominek i wyjął z niego palący się kij. "

    Coś mi tu nie ten tego... Nie wiem, może tlący się? Albo płonący?

    "Wyszedł z powrotem na zewnątrz i z całej siły rzucił pochodnię na slomiany dach, który natychmiast zajął się ogniem."

    "Słomiany". Literówka. Ponadto: sam płonący kij pochodnią nie jest. Sensu stricte. Jest nim dopiero kij obwiązany szmatą. Może przerób to zdanie w ten czy podobny deseń:

    "Wyszedł z powrotem na zewnątrz i z całej siły rzucił
    ( tę) prowizoryczną pochodnię na slomiany dach, który natychmiast zajął się ogniem."

    "Nie dane było mu jednak długo odpoczywać, za chwilę usłyszał pukanie do wrót."

    Myślnik moim zdaniem pasowałby tu o wiele lepiej.

    "Dwudziestolatek przez chwilę siedział jeszcze bez ruchu na swoim łożu, próbując otrząsnąć się z dręczącego go od śmierci rodziców, koszmaru. "

    Tu przed koszmarem przecinek out. Bo gdyby rozciąć to na części, powstałoby coś takiego:

    Dwudziestolatek przez chwilę siedział jeszcze bez ruchu na swoim łożu, | (zdanie 1) próbując otrząsnąć się z dręczącego go od śmierci rodziców koszmaru. (równoważnik zdania)


    Ale tego do końca nie jestem pewna. Przyjrzyj się temu.

    "W końcu jednak wstał, umył się przy toaletce stojącej w rogu pomieszczenia i narzucił na siebie czarną szatę."

    Przecinek po "pomieszczeniu". Po "i" zaczyna się następne zdanie.

    "On sam z resztą miał do siebie wyrzuty, jednak chciał zapewnić bratu, jak i sobie godne życie."

    "Zresztą" , nie "z resztą". I nie można "mieć wyrzutów do siebie". Je się po prostu ma. Albo można sobie coś wyrzucać. Do siebie można mieć jedynie pretensje, jeśli już jesteśmy na tym polu skojarzeniowym.
    Dodatkowo po "sobie" również pasowałoby dać przecinek.

    "Kobieta nie chciała ich puścić, pociągnięta jednak siłą konia, upadła tak niefortunnie, że znalazła się pod jego kopytami. "

    Bez przecinka po "koniu".

    "Według niego, nie byłoby to w porządku. "

    Bez przecinka. Jest to zdanie pojedyncze, więc nie ma on racji bytu.

    Ok, powiem tak: tragedii nie ma, jeśli chodzi o styl i budowanie akcji. Błędów też prawie nie.
    Jednak tekst jest dość suchy. Nie wywołuje emocji. Wprawdzie nie znamy bohaterów, ale cały przebieg pościgu można by bardziej rozwinąć, przez dodanie np. kilku opisów: przyrody, budynków, postaci. Nie wiem, w tej kwestii wciąż czuję się niepewnie, ale czuje, że czegoś takiego właśnie tu brakuje. Czyta się trochę jak relację.

    Pozdrawiam.
  • Amber1992 05.08.2018
    Dziękuję, rzeczywiście z opisami jestem do tyłka. A tu zdecydowanie by się coś takiego przydało. Racja, poprawię.
  • Tara N'tula 05.08.2018
    Dwa komentarze pełne korekt. W takim razie swoją odpuszczam, bo za dużo wpierdalania się będzie.

    Ale coś mi tu nie gra. Sądząc po zapisie, to musiało minąć stosunkowo niewiele czasu pomiędzy wydarzeniami. Święcenia kapłańskie ciutek trwają (obecnie nauka na księdza trwa sześć lat, wcześniej nie wiem ile, ale na bank trzeba liczyć około 2 lat), więc proponuję dodać z rok czy dwa (nawet po to by Frollo mógł sobie ułożyć życie, posprzedawać włości). I co za tym idzie postarzyć Jana.

    Ogólnie całkiem spoko. Rozdział ciekawy, ładny. Będę czytać.
  • Amber1992 05.08.2018
    Z tego, co udało mi się wyczytać o oryginalnej postaci (choć jest oczywiście postacią fikcyjną), w wieku około 20 lat stracił rodziców, zaopiekował się dużo młodszym bratem, i był baaaardzo wykształcony, jakieś tam fakultety i te sprawy, niby też seminarium. Na pewno od razu nie stał się archidiakonem :). Ale być może jakimś tam ich wikarym. Szczerze, nie siedzę w religioznastwie aż tak bardzo. Posiłkuję się tak naprawdę wikipedią, bo książki nie czytałam, a bajka to wiadomo - bajka. Najbardziej przypadł mi do gustu musical, to co udało mi się wyczytać z gry aktorów, no i reszta wyobraźnia. Ale dzięki, spróbuję dokopać się do jakichś informacji, jak to było w tamtym czasie z tymi duchownymi

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania