Sen
Kończę mszę. Czytam ogłoszenia, udzielam błogosławieństwa. Zbieram klamoty i wracam na zaplecze. Jestem chyba zakonnikiem a nie księdzem. Z powołania w swoim wieku z jawy. Nie poszukującym, nie wątpiącym. Bez pokus i zbędnych przemyśleń. Nie mam tez problemów z błędami kościoła bo cały świat to suma jakiś błędów. Staram się po prostu w swojej skali ich nie popełniać i tyle o mnie w tym śnie. Czuję że jestem na swoim miejscu w życiu, a to już niemało o czym przekonuję się często marznąc po konfesjonałach. Mam normalną celę, trochę czytania, laptop, wi-fi, szafa, wyro. Na ścianie Matka Boska Piaskowa ponieważ to ją zobaczyłem kiedyś parkując. Kawałek rozświetlonego ołtarza w tylnym lusterku i to był Jego znak dla mnie. Podjąłem trop i dzięki temu siedzę teraz w ten niedzielny wieczór na swoim służbowym kwadracie i jest ok. Jezus przyszedł bezszelestnie jak David Copperfield. Nie wiem czy drzwiami czy przez ścianę, po prostu jest. Szczupły, pogodny, zagojony - na co od razu zwróciłem uwagę. Uśmiechnął się na to moje spojrzenie po nadgarstkach. Przysiadł się na Hemnesa z Ikei. Nie wiem jak się zachować. Cały czas staram się przygotować siebie i innych na Jego przyjście a jak już się pojawia to potrafię tylko siedzieć. Nie myślałem że pierwsze wątpliwości zrodzą się kiedy będę z Nim ramię w ramię na swoim własnym łóżku ze „Śmiercią pięknych saren” Oty Pavla w rękach.
- Dobra książka Igorze.
A jednak. Często irracjonalnie mylą moje imię i zamiast Borys mówią do mnie Igor. Zawsze to poprawiam z uśmiechem i zastanawiam się jak to leci żeby tak mylić. Borys – Igor? Jakaś tam logika w tym jest. Na zasadzie – ma jakieś ruskie imię. Ale to Jezus, więc go nie poprawiam bo on się nie myli. Pewnie po prostu tak naprawdę jestem Igorem i część ludzi, mająca jakiś lepszy kontakt z absolutem o tym wiedziała. I tak się do mnie zwraca. Trudno rozmawiać z kimś, kto zna twoje myśli więc mu o tym nie mówię.
- Igor spokojnie. Dobrze służysz ludziom i mnie. Tak przyszedłem, po prostu. Chcesz mnie może o coś zapytać?
Jezu. Pewnie że tak. O Tutsi i Hutu. Auschwitz. Raka. O paradoks wolnej woli w społeczeństwie niewolników. O cały ten syf. Nie pytam jednak bo ludzie często mnie o to pytają. I nawet ja potrafię im na to wszystko gładko odpowiedzieć więc co dopiero on. Na bank jest lepszym sofistą niż trzech dominikanów zatrzaśniętych w windzie.
- Koniec świata. O to chciałem spytać.
Mówię spokojnie a jednak piskliwym głosem.
- Oj Igorze, Igorze. Myślałem że spytasz o coś co Ci pomoże zrozumieć świat. Na przykład o Tutsi i Hutu. Auschwitz. Raka. O paradoks wolnej woli w społeczeństwie niewolników. O cały ten syf.
Czyta mnie tak jak ja czytam napisy w tramwaju.
- No wiem.
- Więcej wiary.
I znika. Sprawdzam dłonią miejsce gdzie siedział. Jest wygrzane. Kładę się próbując zachować trochę tego ciepła dla siebie. Zasypiam. Rano widzę że nie ma książki. Łóżko tam gdzie siedział jest na powrót zimne. Oż w dupę. Nikomu nic nie powiem. Miłego czytania o rzece Berounce słodki Jezu
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania