Sen

- Jak się tu znaleźliśmy? - pytam przyjaciół, rozglądając się po miejscu, w którym się znajdujemy. Patrzą na mnie jak na wariata. Powiedziałam coś nie tak?

- Od kilku godzin jesteśmy w tej przeklętej kopalni. Nic się nie zmieniło do cholery - odpowiada zirytowana, czarnowłosa dziewczyna. Przyciąga swoje smukłe nogi do piersi i obejmuje je ramionami. Wygląda tak, jakby miała się zaraz rozpłakać.

- Zaczynasz wariować? - blond włosy chłopak patrzy na mnie zlękniony. Nadal nie mam pojęcia o czym oni mówią.

Mimo ich zapewnień, wiem, że jesteśmy tu zaledwie kilka minut. Ale jak się tu znaleźliśmy?

Wstaję. Dookoła dostrzegam jedynie kamienie i drewniane bele podtrzymujące strop. Kopalnia. Jesteśmy w kopalni.

- Może wyjedziemy tym? - pokazuję palcem mały wózek wypełniony węglem, który stoi w rogu kopalni.

- Te tory nigdzie nie prowadzą. Stąd nie ma wyjścia - podsumowuje chłopak z kapturem zasłaniającym jego twarz. Podskakuję lekko na dźwięk jego głosu, bo nie zauważyłam go tu wcześniej.

- Może się rozdzielimy? - proponuję - Musimy stąd wyjść! - podnoszę ton głosu.

- Próbowaliśmy już. - odpowiada ten sam chłopak.

Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie. Chodzę w kółko po małym placyku, czekając na jakiś cud. Nagle pojawiają się schody, których wcześniej tu nie był. Mogę się o to założyć. Wspinamy się po nich na górę. Okazuje się, że prowadziły one do pięknej willi. Jesteśmy w salonie. Nie ma tu żadnych drzwi ani okien, a mimo to nie panuje tu ciemność. Wnętrze salonu urządzone jest bardzo nowocześnie. W jednym rogu stoi wielka, biała, skórzana kanapa. Za nią lampa z białym kloszem, a z przodu niewielki szklany stolik na drewnianych nogach. Reszty pokoju jakby nie zauważamy. Liczy się jedynie kanapa, do której wszyscy zmierzają. Twarze moich przyjaciół rozpogadzają się. Chłopcy zajmują kanapę, a dziewczyna zapala lampę. Wszyscy się śmiejemy i żartujemy. Każdy jakby zapomina, że znajdujemy się w pomieszczeniu bez wyjścia. Nadal zamknięci.

Nagle obok nas pojawia się mała dziewczynka. Łapie mnie za rękę. Nie wzbudza we mnie lęku. Wydaje się tak niewinna i zagubiona. Nie myślę o tym skąd się tu wzięła. Ściskam jej wątłą rączkę mocniej, by czuła się bezpiecznie. Ma spuszczoną główkę tak, że włosy zasłaniają jej twarz. Wszyscy nadal się śmieją i dokazują. Jakby nagle zapomnieli o małej. Spoglądam na nią. Nieoczekiwanie podnosi głowę. Otwiera oczy i... O zgrozo! One są białe! Całkiem białe! Krzyczę tak głośno jak jeszcze nigdy. Chcę uciec, ale świat jakby się zatrzymał. Nie mogę zrobić nic poza krzykiem.

 

Otwieram oczy. To był sen. Tylko sen.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania