Sen o Pradze

Wychowałem się na Warszawskiej Pradze w podwórkowej studni. Wysłuchałem przeróżnych opowieści prawdziwych i złudnych. Słowa obijały się o ściany, zaglądały do okien, gospodyniom w gary, zanim wir z wonią porwał do góry.

 

Tutaj obowiązywał kodeks i miłość. Ktoś z rodziny poszedł do mamra, a były dzieci, pomagało całe podwórko. Każdy za uszami coś miał. Noga może się podwinąć. Zdarza się.

 

Do knajpy u zbiegu Ząbkowskiej i Targowej, przychodziłem jako dzieciak po piwo dla ojca

z bańką dwulitrową. Ojciec całe życie pił piwo tylko z beczki. Pan Henio zawsze tu bywał. Słyszę jego głos: - Pani Krysiu! Setuchna i jajeczko! - Och! Widzę, że Pan Henio dzisiaj zarobiony. Siedziały też panienki, czekały na frajerów z zakupami z bazaru. Robiły oko, uśmiech. Myślał, że Warszawiankę zaliczy. W bramie chłopaki czekali. Piącha, glan, nie ma zakupów i portfela. Jak miał dobre ciuchy, to w slipach został. Art. 210. Rozbój, dziesiona.

 

Na bazarze Różyckiego, stróże prawa z Cyryla mieli układy z chłopakami, nie wiem jak jest teraz. Najgorzej było, gdy wpadli z Mostówki, trzeba było po dziurach się chować. Kobiety pulchne, rumiane. Krzyczały! - Flaki gorące, pyzy. Zimą miały kosze owinięte kocami. Natychmiast zjawiał się anioł stróż i ochrypłym głosem. - Szefie, może piwko! Tu wszystko można było kupić i sprzedać.

 

Felek! On miał gadane i spryt. Chodził zawsze pod krawatem. Jednemu wcisnął farmazon, że Pałac Kultury to hotel, a on jest dyrektorem. Nazajutrz przyszedł klient i chciał się zameldować. Felek farmazon przepijał właśnie zaliczkę z kumplami. Niektórzy łykali opowieść, stawiali wódkę.

 

Starsi szli do pracy, wołali do mnie! - Mały idziesz. Wiedziałem w czym rzecz. Byłem na wabia. Mieliśmy ustalone schematy. Tuż przed akcją, odpowiednim znakiem wiedzieliśmy, czy klient jest ciepły za ,,parkanem` czy na ,,kuchni` - Panie uważaj pan! Dzieciaka pan stratujesz! Brali go pod pachy, w tym czasie pękała kieszeń. Dostawałem na cukierki, jeszcze wtedy nie piłem. Zawsze podziwiałem kieszonkowców. Artyści!

 

Chodziliśmy na Wileński, nie mylić z obecną galerią. Kiedyś budę w tym miejscu miał P. Miecio z kiełbaskami i kaszanką na ciepło, przywożoną o chłopa z pod Radzymina i oczywiście piwko.

 

Dostawaliśmy cynk od kolejarza, że jest towar na bocznicy. Obok był skład węgla. Zaprzyjaźniony woźnica układał trefny towar pod spód, na wierzch bryły węgla. Do tej pory nie wiem gdzie pojechał.

 

Coraz mniej starych domów, powstają plomby. Praga się zmienia, co zrobić. Stoi jeszcze ten stary mur na Brzeskiej, zaprzyjaźnił się z mchem.

 

Ceglane łzy, kruszą się na chodnik. Przechodnie nieświadomie przydeptują historię.

Na jednej cegle, napis wyryty czymś ostrym:

 

MAREK NOWAKOWSKI TU BYŁ

Strzałka do dołu

 

KSIĄŻĘ NOCY.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Grisza dwa lata temu
    Świetne. Coś między Wiecheckim, a Kalicińskim. Uwielbiam te klimaty. Drobna uwaga: noga może się "powinąć", nie "podwinąć". Poza tym 5.
  • Starszy Woźny dwa lata temu
    Dzięki Grisza!
    Ja uważam, że można tak i tak.
    Sprawdzałem to wcześniej i też ktoś mi zwrócił uwagę.
    Dziękuję za czujność.
    tekst też ma wprawki z gwary minionej i
    nie wszystko musi współgrać z obecną gramatyką.

    Z odczytu swojej pamięci, nikt nie mówił o tym, kto poszedł do mamra,
    że noga mu się powinęła. - Tylko, że podwinęła i wpadł.
    Tak zostanie.
    Jeszcze raz dziękuję bardzo.

    NO!
  • Starszy Woźny dwa lata temu
    Ja bym skupił się na Marku Nowakowskim.
    NO!
  • Grisza dwa lata temu
    Starszy Woźny, ja oczywiście, wiem kto to był, choć nigdy go nie czytałem. Trochę nawet wstyd. Ale teraz przynajmniej "Książę nocy" ustawia się w kolejce. Dzięki za inspirację.
  • Starszy Woźny dwa lata temu
    Powodzenia!
    Inspiruj się.
  • Marian dwa lata temu
    O takich sprawach powinno się pisać, bo inaczej znikną one z ludzkiej pamięci i zostaną tylko plomby.
  • Starszy Woźny dwa lata temu
    Dzięki Marianek.
    Czas wszystko przemieli, tak czy inaczej.
    NO!
  • Bettina dwa lata temu
    Mnie siẹ w nocy przewróciła butelka
    Jasne! Pomyślałam o ewakuacji, całego
    sprzẹtu, wszystkich przedmiotów, których
    wyliczenie zajẹło mi tak wiele czasu, że
    Kałuża rozlewała siẹ z missipi do jangcy
    do.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania