Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Sesja BDSM
Jeszcze raz dokładnie rzuciłem na siebie okiem. Świeża, czysta, wyprasowana i pachnąca czarna koszula, karminowy, odpowiedniej długości krawat, czerwone spodnie wygładzone w kant, wypolerowane czarne mokasyny.
Spojrzałem w swoje małe lusterko. Włosy perfekcyjnie wymodelowane, twarz delikatnie przypudrowana, zarost zgolony. Wyglądam znakomicie, pomyślałem.
Dojeżdżałem do przystanku. Kiedy autobus się zatrzymał wcisnąłem zielony przycisk i opuściłem pojazd.
Rozejrzałem się po okolicy. Zarówno po lewej jak i prawej stronie ulicy rozpościerały się długie, grube, wysokie na około dwa metry mury. Z góry widać było gałęzie wiązów i wierzb płaczących.
- Ciekawe co on chce mi zaproponować? - stęknąłem sam do siebie pod nosem.
W końcu, po długim marszu wzdłuż zimnego kamienia odnalazłem bramę wejściową. Jej ciężkie, czarne tralki zakończone długimi ostrymi szpikulcami przyprawiały mnie o dreszcze.
Nacisnąłem metalowy przycisk na szarej skrzynce. Usłyszałem dźwięk połączenia. Długa chwila ciszy.
- Kto tam? - rzekł ciepły chłopięcy głos.
- Sebastian z tej strony. Byłem umówiony z Panem Grzegorzem na rozmowę.
- Proszę chwilę poczekać - rozłączył się.
Długo trwa ta chwila, pomyślałem. Czekałem minutę, potem drugą, trzecią. Już miałem dzwonić ponownie, kiedy brama otworzyła się. Popchnąłem ją i moim oczom ukazała się kolosalnie wielka, majestatyczna willa. Robiła wrażenie.
Nim dotarłem do antracytowych drzwi ujrzałen boskiego, młodego, przepięknie wyrzeźbionego Adonisa o kruczoczarnych włosach, szmaragdowych oczach i rozbrajającym uśmiechu. Miał na sobie tylko białe bokserki od Calvina Kleina.
- Zapraszam - rzekł urzekającym głosem.
Wszedłem do pomieszczenia.
Podłoga z orzechowych paneli, długie marmurowe schody, złote balustrady, ceglane ściany, dębowe meble, szklane stoły, welurowe zasłony i skórzane kanapy. Wszystko lśniło świeżością i prestiżem. Nie miałem pojęcia, że dyrektorzy wielkich korporacji są tak zamożni.
Adonis zaprowadził mnie do salonu i wskazał dłonią, abym zajął swe miejsce na krześle.
Spocząłem na błyszczącym i migoczącym w świetle żyrandola czarnym krześle.
- Napije się Pan czegoś?
- Wodę, poproszę - zaakcentowałem jak na Francuza przystało.
Tak, urodziłem się we Francji osiemnaście lat temu. Mój ojciec jest rodowitym Francuzem, a matka Polką. Praktycznie przez całe swoje życie mieszkałem z nią we Wrocławiu. Matka, Narcyza (imię adekwatne do jej osobowości) studiowała filologię francuską we Francji. Kochała kraj żabich udek tak samo mocno jak samą siebie. Może słowo kochała, to za mocne słowo w jej przypadku, ale zawsze chciała w nim zamieszkać. W czasach licealnych często wagarowała i zamiast chodzić do szkoły, dorabiała w restauracji w pobliskim mieście jako kelnerka. Na lekcje uczęszczała z taką częstotliwością, że nie miała żadnych zaległości. Była na tyle sprytna, że zdołała to wszystko ukryć. Pieniądze wydała na wyjazd. Umiała świetnie francuski. Po napisaniu matury wysłała papiery rekrutacyjne na jedną z paryskich uczelni. Szanse były małe, że się tam dostanie, ale jednak powiodło jej się. . Zaraz po odebraniu wyników maturalnych wyjechała z kraju.
Przez pierwsze trzy miesiące przed rozpoczęciem studiów również pracowała jako kelnerka. Pieniądze z tej pracy pozwoliły jej opłacić pierwszy rok studiów. Tam, podczas pierwszych zajęć poznała Hyacinthe'a, czarującego nauczyciela od języka angielskiego. Od razu jej się spodobał. Bogaty, inteligentny, serdeczny i przystojny. Stwierdziła, że okręci go sobie wokół palca. Po niespełna miesiącu zajęć wylądowali u niego w łóżku. Nie mam pojęcia jak udało im się przez pięć lat ukrywać ten romans. W każdym razie po skończeniu studiów za jej naciskiem wzięli ślub. Ojciec długo się opierał, ale udało jej się go zbałamucić. Zaraz po staniu się małżeństwem zaszła w ciążę. Gdy się urodziłem wszystko się zmieniło. Matka pokazała swoje prawdziwe oblicze. Wyzwiska, drapanie, szydzenie, wyśmiewanie się. A że ten był zbyt wrażliwy to tolerował wszystkie jej jazdy i wybryki. Ponad rok później, kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia nie wytrzymał i popełnił samobójstwo. Dumna z siebie matka odziedziczyła cały spadek i wraz ze mną wróciła spowrotem do Wrocławia. Tutaj mieszkam z nią do dnia dzisiejszego.
- Bardzo proszę - rzekł Adonis podając mi wodę w kryształowej szklance. - Pan Grzegorz zaraz się zjawi - poinformował i odszedł zgrabnie.
Siedziałem przy szklanym, długim, owalnym stole. Był tak idealnie czysty i gładki, że mogłem się w nim dokładnie przejrzeć.
Zupełnie jak Grzegorz.
Charyzma tego człowieka powalała wielu ludzi na kolana. Wszystkie sekretarki w firmie miały galaretę w majtach na sam jego widok. Podwładni, modlący się do niego jak do Boga wypełniali sumiennie jego obowiązki. Kontrahenci zawierali z nim długoletnie kontrakty, a dyrektorzy firm prześcigali w tym kto pierwszy nawiąże z nim współpracę.
Lecz kiedy się go bliżej poznało, prawda wychodziła na jaw. Władczy, szorstki, bez skrupułów. Prawo, wartości moralne, opinie i oczekiwania nie miały dla niego znaczenia. Gdy chciał coś osiągnąć, robił wszystko aby to mieć.
Ale dzięki swojemu niebanalnemu intelektowi potrafił wszystko znakomicie ukryć.
W pewnym stopniu przypominał mi moją matkę.
Spojrzałem ponownie na ten stół. Gdyby się rozbił, byłby zupełnie jak Grzegorz. Każdym, nawet najmniejszym kawałkiem można byłoby przerżnąć gardło na pół.
- Jesteś już - rzekł głęboki głos z korytarza.
Spojrzałem na niego. Węglowe włosy, trzydniowy zarost, okulary z Prady marynarka i krawat od Dolce&Gabbana, koszula od Borelli'ego, spodnie od Antony'ego Morato, buty od Boss'a, zegarek od Svarovsky'ego.
Czułem się jak sopla lodu roztapiająca się bezwładnie od pierwszych promyków wiosennego słońca.
- Witaj - wstałem. - Naprawdę zjawiskowo wyglądasz. Cieszę się...
- Wystarczy! - zrobił gest ręką.
No tak. Przecież to Grzegorz. Gdy jesteś z nim sam na sam, wiesz, że jesteś podrzędny.
- Usiądź
Jak powiedział, tak też zrobiłem
- W jakim celu mn...
- Bardzo Cię proszę, nie odzywaj się, dopóki Cię o to nie poproszę. Zrozumiałeś?
- Tak - powiedziałem, choć moje serce mówiło inaczej.
- Podobasz mi się.
Wytrzeszczyłem oczy. Grzegorz jest gejem? Wszystkiego bym się po nim spodziewał, ale nie tego, że nie jest hetero.
- Wiem o czym myślisz. Nie, nie jestem gejem. Nie utożsamiam się z tym światem. Jestem prawdziwym mężczyzną - naprężył hyżo swe bicepsy. - Podoba mi się ten Twój pedałkowaty ryj. Ten kobiecy styl. Mam ochotę Cię rżnąć i dominować. Będziesz moim sługą
- Tak, Panie - odpowiedziałem, chociaż miałem się nie odzywać.
Myślałem, że się zezłości, ale zamiast tego uśmiechnął się szyderczo.
- Będziesz dobrym podwładnym. Masz mówić do mnie Panie. Masz mnie traktować jak swojego władcę. Jak najukochańszego mastera.
Ryknął śmiechem.
- A teraz do rzeczy. Za każde spotkanie dostaniesz dwa tysiące złotych. Jedna kilku godzinna sesja na tydzień. Podpisujesz umowę, w której zobowiazujwsz się zachować poufność, a ja robie Ci przelew na konto co tydzień. Zrozumiano?
- Tak.
- Zapomniałeś o czymś!
- Tak, Panie!
- Nie masz prawa o tym zapominać! - wyjął kartkę i dlugopis. - Tutaj jest umowa z listą wszystkich rzeczy, które masz wykonywać. Robisz wszystko, co jest na niej napisane Nic nie dodajesz, nic nie odejmujesz. Zapoznaj się z nią, podaj numer konta bankowego i podpisz ją.
Podsunął mi kartkę. Moje oczy powędrowały na listę praktyk przez które będę przechodził. Było ich z pięćdziesiąt. Połowy nie rozumiałem. Byłem zestresowany.
- A muszę podejmować decyzję dzisiaj?
- Powiedziałem Ci, że masz się nie odzywać, gdy Cię o to nie poproszę.
- Przepraszam, Panie!
- Lepiej. Nie, nie musisz. Ale myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać. Nie dość, że przeżyjesz przygodę życia, to jeszcze dostaniesz za to pieniądze. Zwłaszcza, że jestem tu jeszcze tylko miesiąc.
Spojrzałem ponownie na umowę. Stwierdziłem, że skoro wyjeżdża, to nie dość, że mogę zarobić kilka tysięcy, to jeszcze poznam smak tego przystojniaka. Chociaż nie w taki sposób w jaki sobie to wyobrażałem. Poza tym w jakiś sposób mnie to podniecało. W końcu byłem pasywny, a przystojny, muskularny mężczyzna chciał mnie mieć tylko dla siebie. Moje pobódki były tak samo egoistyczne jak jego.
Podpisałem listę i podsunąłem mu ją.
- Chcesz być suką, cwelem, psem, czy kundlem?
- A to jest jakaś różnica?
- Znaczna. Spójrz na drugą stronę.
Podsunął mi kartkę jeszcze raz.
- Pierwsze dwa, suki i cwela nie spodobały mi się. Byłbym po prostu zwykłym śmieciem. Kundel miał już jakieś prawa, ale nadal był popychadłem. Została więc ostatnia rola. Rola psa. Wiernego, posłusznego i głodnego dotyku Pana.
- Panie, wybieram opcję zostania psem.
- Tak, więc będzie, psie. Masz jakieś pytania?
- Co to jest CBT?
- Inaczej pas cnoty. Poniżej listy jest opis tego punktu. Spójrz - podsunął mi ponownie umowę.
Rzeczywiście. Przeoczyłem to. Ale opis mnie zaniepokoił. On chciał mieć kontrolę nade mną nie tylko podczas sesji. Chciał mieć kontrolę cały czas.
- Przyzwyczaisz się. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Patrzyłem na te wszystkie nieznane mi nazwy. Stwierdziłem, że wolę iść na żywioł i dowiedzieć się wszystkiego na sesji.
- Nic. To wszystko.
- W takim razie bądź jutro o siódmej wieczór. Ubierz się tak jak dziś. I tak będziesz tylko w pasie cnoty. I pamiętaj, żeby porządnie wyczyścić odbyt. Zaraz przyjdzie pokojówka i Cię odprowadzi - wstał. - Przygotuj się na seks życia - odszedł.
Chwilę później przyszedł Adonis i odprowadził mnie do drzwi.
Seks życia, pomyślałem.
Przeszedł mnie zimny dreszcz.
Może nie będzie aż tak boleśnie?
***
Stałem na palcach. A właściwie to unosiłem się w powietrzu, a opuszki muskały delikatnie podłogę. Ciężkie kajdany ciągnęły mnie w dół. Ręce i nogi miałem przykute do słupów. Nade mną rozpraszało się żółte światło przecinając obecną ciemność. Moja skóra była szorstka i spięta od zimna, a moje mięśnie z minuty na minutę coraz bardziej obolałe. Lecz mój mały, zaledwie dwunastocentymetrowy penis stał na baczność i czekał na rozwój wydarzeń.
Wisiałem tak już dobre pół godziny odkąd Pan Grzegorz mnie związał i zostawił.
Pas cnoty, który mi założył strasznie mnie uwierał, ale zacząłem się już przyzwyczajać.
W głowie mej kłębiły się natrętne myśli. Zastanawiałem się jak to wszystko będzie przebiegać. Dreszcze emocji przeszywały moje ciało przenikając w jego najgłębsze struktury.
Usłyszałem tylko świst kiedy poczułem potworny, pęczniejący ból w poprzek mojego grzbietu. Moje struny głosowe zawibrowały wydając głośny wrzask. Później donałem gryzącego pieczenia, które miałem wrażenie, zaraz zacznie ustępować.
Lecz mylne to było odczucie, bo chwilę później kolejne porażające uderzenie, tym razem wzdłuż prawej strony kręgosłupa wygięło moje ciało do tyłu. Potem kolejne, od prawego barku do lewego biodra złamało mnie na pół. I znowu kolejne. I następne. I kolejny mocny plask, a zaraz po nim dwa na raz. I znowu ponowne uderzenie. Zanim się to ostatnie skończyło doszło kolejne i tak teraz naprzemiennie byłem maltretowany.
Ale czym? Batem? Kablem? Sznurem?
Nieistotne. Ważne, że wiedziałem kto mnie tak chłosta. Nie musiał się nawet pokazywać, czy odzywać. Czułem ciężki samczy zapach Pana. Penetrował moje nozdrza dostając się w głąb mojego organizmu i dominował mnie od środka.
Ostatnie dwa nieprawdopodobnie siarczyste baty przecięły mój kruchy i delikatny próg bólu dodatkowo wprawiając cały świat w nieprzyjemny wir.
Rzygnąłem sporą ilością śliny i soku żołądkowego. Moje nogi dygotały. Penis opadł.
Nawet nie chciałem wiedzieć jak wyglądają moje plecy.
Samczy zapach zaczął się zbliżać. Ciężkie, donośne kroki łomotały po betonie. Były coraz bliżej i bliżej.
I kiedy Pan stanął przede mną spojrzałem na niego przyćmionym wzrokiem.
Piękny, wyrzeźbiony, studziewięćdziesięciocentymetrowy samiec pokryty dzikim owłosieniem. Na grubych, mięsistych nogach miał duże czarne glany z grubymi sznurowadłami. Czarne skarpety, długie do połowy łydek ciasno je opinały.
Wyżej, na torsie, Pan miał założone czarne, skórzane jockstrapy z żółtym paskiem i nabrzmiałym środkiem gotowym do pokazania go światu.
Na nadgarstkach i wielkich ramionach Pan nosił zatrzaśnięte opaski, a mięśnie klatki piersiowej opatulał harness.
Pan trzymał w dłoniach długie bicze.
Barczyste ramiona okrywała skórzana kurtka, a na głowie miał czarną czapkę z łańcuszkiem.
Pan wyglądał jak prawdziwy master mojej duszy.
Pan zdjął stylowe okulary.
- To była kara za to, że siedziałeś cicho! Miałeś skuczeć za mną!
Rzeczywiście, Pan rozkazał mi skuczeć. Ale zapomniałem.
- No czemu nie skuczesz, psie?!
Zaskuczałem jak stęskniona psina, aby zadowolić swojego Pana.
- Lepiej, kundlu.
Pan odszedł na chwilę ode mnie, po czym wrócił trzymając w rękach podest, położył go przede mną. Pan cofnął się trzy kroki odwrócił się i wyjął coś z szuflady. Była to psia maska. Pan wszedł na podest i założył ją na moją głowę. Odwrócił się i wyjął kolejny przedmiot. Ujrzałem jakiś pasek skórzany z dziurą. Metalowe pręty wbiły się między moje wargi, a dziąsła rozdziawiając usta.
Pan stanął na podeście i odpiął zamek od jockstrapów.
Moim oczom ukazał się piękny, dziewiętnastocentymetrowy penis. Jego główka lśniła od śluzu w przydymionym świetle. Pokryty żebrami żył trzon prężył się twardo i dumnie a stalowe jaja pęczniały z każdym skurczem.
- Bierz go!
Jak Pan rozkazał, tak zrobiłem. Pochłonąłem go całego. Pan przytrzymał mnie silnymi dłońmi za głowę i zaczął ruchać. Kutas łaskotał moje podniebienie, dręczył migdałki i penetrował gardziel. Dławiłem się wydalając ogromną ilość gęstej śliny robiąc jednocześnie wszystko, aby nie wypuścić fiuta z gęby. Ślina ściekała z moich ust kapiąc na moją klatę i podłogę.
Pan widząc to wyjął kutasa i zdjął kajdanki z moich nadgarstków. Związał mi dłonie za plecami grubym sznurem. Złapał mnie za głowę i splunął do mojego gardła.
- Zlizuj to! - Pan rozkazał wzkasując na ślinę na podłodze.
Już zdążyła zgęstnieć i wystygnąć. Zmieszała się z brudem betonu.
- Teraz liż moje buty, psie!
Smak świadczył o tym, że dopiero zostały kupione. Spodobał mi się ich skórzany zapach.
Chociaż były czyste, to sprzątałem po nich swoim jęzorem jak mopem.
- Rozwiąż sznurowadła! Zębami!
Wbiłem się w materiał i szybkim ruchem rozwiązałem but. To samo zrobiłem z drugim.
- Ściągnij skarpety! Tylko nie tak szybko!
Wgryzłem się w pierwszą i delikatnie zacząłem ją zsuwać z łydki odsłaniając kolejne centymetry pięknej, męskiej nogi.
Ujrzałem jego stopę. Miała jak nic z czterdzieści siedem centymetrów.
Zdjąłem drugą skarpetkę.
- A teraz zacznij je opierdalać!
Przystąpiłem do uczty. Słono-gorzki smak stóp z ostrą nutą potu przypadł mi do gustu tak bardzo, że zacząłem je namiętnie konsumować. Wędrowałem językiem od podeszwy do koniuszków palców, penetrowałem przestrzenie między nimi, ssałem je.
Moja praca dobiegała końca, kiedy przypadkiem zahaczyłem zębami o paznokieć małego palca zrywając go. Usłyszałem pęknięcie i wrzask Pana. Poczułem krew w ustach.
Pan wyjął stopę, podniósł buta i uderzył mnie nim w głowę tak mocno, że upadłem.
Poczułem ból zdzierającej się o beton skóry.
Pan wyszedł, by po chwili wrócić z maską na twarzy i czymś w ręku.
- Wkurwiłeś mnie i musisz ponieść karę!
Zaczął rozpylać jakąś substancję w powietrzu.
Próbowałem utrzymać otwarte powieki, ale potrzeba snu była silniejsza.
...
- Wypuśćcie mnie! - krzyknęłam przez łzy.
Jakimś cudem udało mi się przegryźć szmatę kneblującą moje usta. Ale ręce i nogi wciąż miałam związane. Kopałam, krzyczałam, wiłam się i wierciłam. Robiłam wszystko, aby się stąd wydostać, ale zaczynałam już powoli tracić siły.
Twarz była napuchnięta od łez, gardło zdarte od krzyków, a ciało zdrętwiałe od sznurów.
Ale jak to się właściwie stało. Niewiele pamiętałam.
Był wieczór. Siedziałam w salonie czytając jakąś książkę i popijając coś, chyba wino. Ale nie byłam zbytnio spokojna. Dobiegała dwudziesta trzecia, a mojego syna wciąż nie było w domu. Jak zwykle mnie nie słuchał i się spóźniał. Usłyszałam stukanie w szybę okienną. Drgnęłam i przerażona spojrzałam w okno. Nikogo nie zauważyłam. Pewnie jakieś zwierzę, pomyślałam. Wróciłam do czytania. Po kilku następnych minutach znowu usłyszałam jakieś stukanie. Potem szmery. Chyba ponownie wyjrzałam przez okno. Nie pamiętam, ale prawdopodobnie wyszłam na zewnątrz. Potem wróciłam do domu i od tamtego momentu film urwał mi się całkowicie.
Ale jak to możliwe, że ktoś wszedł do domu?
No tak. Przecież jak wyszłam, to zapomniałam zamknąć drzwi.
Boże... Typowa blondynka.
- Wypuśćcie mnie, kurwy! - wrzasnęłam.
Samochód zahamował z piskiem opon. Uderzyłam potylicą w coś metalowego. Perseidy meteorów przemknęły przez mój świat.
Silnik ucichł. Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Ciężkie kroki, zaczęły się zbliżać w stronę bagażnika. Po chwili klapa zaczęła się płodnosić.
Ujrzałam dużego silnego mężczyznę ubranego w czarny strój. Na głowie miał kominiarkę.
Chwycił mnie lewą ręką za włosy, a prawą dłonią dał mojemu gardłu znać, że jeżeli w jakikolwiek sposób będzie się sprzeciwić, to zostanie zmiażdżone.
Wyjął z kieszeni jakiś kawałek materiału i zamknął mój dziób. Owinał go wokół mej głowy.
Zamknął z trzaskiem bagażnik i wrócił do pojazdu.
Ruszyliśmy. A ja nadal nie wiedziałam co się ze mną stanie.
...
Zacząłem się budzić. Strasznie bolała mnie głowa, pewnie od tamtego upadku, pomyślałem. Byłem w tym samym miejscu co wcześniej, tyle że sceneria się zmieniła, bo oprócz betonowych ścian nie było tu nic.
Siedziałem przyczepiony pasem do krzesła. Nie mogłem się ruszać. Czułem się jak na egzekucji, miałem wrażenie, że zaraz przejdzie przeze mnie prąd.
Cóż, nie myliłem się zanadto.
Pan wszedł do pomieszczenia. W ręku trzymał granatową saszetkę. Rozpiął zamek błyskawiczny. Moim oczom ukazały się podłużne, srebrne, metalowe rurki. Zupełnie nie miałem pojęcia co to takiego.
Patrzyłem przestraszony co Pan zamierza z tym zrobić.
- Czemu, psiaku, nie skuczysz! ? Nie podoba Ci się!? - wrzasnął Pan i pociągnął mnie za worek i spojrzał mi w oczy.
Zaczęły lecieć mi łzy. Ból był pioruńsko przeszywający. Próbowałem się skurczyć, ale mocne pasy udaremniły mój zamiar, więc zaskuczałem wiernie.
- Tak ma być przez cały czas! Masz skuczeć kiedy Cię stymuluję!
Zaskuczałem ponownie i wystawiłem język na znak aprobaty.
- Grzeczna psina. Ale i tak muszę Cię ukarać - mina mi zrzedła. - To są sondy. Te, które mam są elektryczne. Zaraz włożę je do twojego fiuta i zacznę zabawę.
Zniesmaczyłem się. Nie miałem pojęcia jakie może to być uczucie gdy ktoś wkłada ci coś w penisa. Ale skoro ma to być kara, to z pewnością nie będzie to nazbyt przyjemne.
Pan wyjął najcieńszą sondę. Była długa na trzydzieści centymetrów, miała tak na oko dziesięć milimetrów średnicy. Nałożył na nią odrobinę lubrykantu. Nacisnął przycisk i sonda zaczęła wibrować. Pan przytrzymał główkę penisa, która wciąż znajdowała się w pasie cnoty i delikatnie zaczął głaskać ujście mojej cewki.
Przyznaję, że spodobało mi się to. Lecz przyjemność nie trwała długo.
Prawie połowa cewki zanużyła się w moim penisie, przenikając przez wszystkie najskromniejsze zakamarki i podrażniając najwrażliwsze nerwy.
Gryzące pieczenie eksplodowało w moim kroczu niczym Weuzuwiusz i zalało lawą emocji całe moje ciało.
Pan widząc to zaczął wwiercać się jeszcze mocniej we wnętrze cewki coraz bardziej mnie rozgrzewając.
...
Reszta opowiadania na moim blogu
Zapraszam
el-toro-masterofyourthoughts.blogspot.com/2019/11/sesja.html
Komentarze (7)
Jeśli lubisz ostre teksty, to znajdziesz dużo linków do moich opowiadań na forum w wątku pt. „Nasze kontrowersyjne utwory”.
Za Twój ciekawy tekst masz 5😉
Aż łza się kręci wzruszeniowa, gdy czytać takie słowa, tyle banów nie dna darmo, oto jest wolność słowa, oto zwycięstwo, za wieloletni czyn najlepsza nagroda.
- Wyznanie sadomasochisty
- Przemiana sadomasochisty
- Sadystyczna i podła Natalia – gdy jej pies cierpi
- 3 części Agonii w piwnicy sadysty
- Rozkosze chłosty
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania