Sezon na randki
Pierwsza randka była z meduzą.
Piersi miała co prawda niezłe, nawet trzy pary, a na każdym osiem sutków, ale z twarzy mi się nie podobała. No i zamiast włosów węże? Za co tu skubnąć w czasie miłosnych uniesień. Wszystkie jadowite, bo żrąca posoka kapała z ich pysków wprost do mojego talerza. I to lodowate spojrzenie, które mogłoby zamienić w kamień. Pewnie serce też miała z lodu czy z innego podobnie zimnego budulca. Do tego mam znajomego, który ożenił się z meduzą. Kiepska sprawa. Krowę mu zamieniła w kamienny posąg. Jak tu teraz wydoić, a i zamuczeć wesoło nie miało już co. Od razu dałem sobie spokój i postanowiłem bez zadawania pytań zmienić kandydatkę. Wcisnąłem przycisk z numerem dwa. Meduza zniknęła mi z oczu, a jej miejsce zajął zupełnie ktoś inny...
Drugą partnerką do rozmowy okazała się syrena. Większą część jej ciała pokrywały łuski, a do tego paskudnie śmierdziała rybami. No i zamiast długich nóg miała ogon, a cały dzień spędzała w wodzie. Przecież ja nawet pływać nie umiem. Odrzuciłem ją od razu i wcisnąłem przycisk numer trzy.
Nikt się nie pojawił. Ponowiłem próbę. Dalej nic. Zacząłem kompulsywnie wduszać przycisk, przeczuwając, że coś się popsuło. Wtedy usłyszałem kobiecy cieniutki głosik.
- Cześć. Jestem niewidzialna i troszkę nieśmiała.
Głos dochodził z krzesła ustawionego na wprost mnie. Nawet nie widziałem kto do mnie mówi. Jak w takim razie miałem ocenić walory estetyczne przyszłej partnerki? Opowiedziała mi o swoich zainteresowaniach. Podobno lubiła pisać wiersze, wrzucała je często na Opowi. Cóż jednak z tego że była poliglotką i znała cały układ okresowy pierwiastków, skoro musiałbym rozmawiać z powietrzem? Byloby to co najmniej dziwne i jeszcze ktoś by pomyslał że mi odbija i gadam sam ze sobą. Zupełnie jakbym toczył rozmowę z duchem. Kończyły mi się przyciski, ale nie bacząc na nic wcisnąłem czwóreczkę.
Tym razem krzesło naprzeciw zajął stary mężczyzna z długą siwą brodą.
- A pan co tu robi? - zapytałem oburzony.
- Jestem Aniela - odrzekł cieniutkim głosikiem.
Nie bacząc na protesty transseksualisty, który próbował ugryźć mnie w palec, gdy tylko wyciągnąłem rękę, wcisnąłem przycisk numer pięć i...
Na krześle naprzeciw tym razem znalazła się przezroczysta galareta. Trzęsła się cała i milczała jak zaklęta, pomimo zadawanych przeze mnie pytań. Wyglądało na to, że się mnie boi. Nie zamierzałem spędzać reszty życia w towarzystwie tak mało rozgarniętej istoty. Ponownie bachnąłem w przycisk, chyba trochę za mocno, rozległ się trzask, stukot, a potem znalazłem się w recepcji. Najwyraźniej skończyły się im kandydatki. Tym razem były wyjątkowo nie w moim typie. Trudno, może następnym znajdę tę jedyną. Podrapałem się najpierw po jednej głowie, potem po drugiej i opuściłem poczekalnię.
Komentarze (11)
Serdecznie :)
"jeszcze ktoś by pomyslał że mi odbija i gadam sam ze sobą" -> Takich ludzi spotykam codziennie na ulicy. Idą i gadają nie wiadomo z kim.
Pozdrawiam
Jeśli zaś przyjąć założenie, że bohater jest normalny, gdyż w tym świecie dwie głowy to standard, to jest jeszcze gorzej, bo po prostu pozbawiony cienia empatii szydzi z tych, którzy niekoniecznie z własnej winy są jacy są. Może nawet dręczy ich celowo
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania