Shirime

patrzenie wsteczne i od dołu: wzrok ucieka

na wszystkie strony poza jedną. łypię z nizin

ciągle unikam zerknięcie na przezroczysty sufit.

 

Wielkie przecieka przez jego szkło,

Ogromne sączy się z dachu, skapuje z

blachy, deski, krokwi, a ja ciągle czuję,

jakbym zdzierał powiekami ze spodów misek

brudne naklejki z logiem, datą, kodem kreskowym.

 

podpatruję okiem z czarolitu (drugie –

zakryte przepaską, odłożone na czarną godzinę)

niezgrabeuszy w ich naturalnym środowisku:

dyletanctwie. wyspecjalizowałem się w obserwowaniu

i twierdzę przekornie, że nie muszę umieć

niczego więcej, w tym bowiem jest pieprz,

ziemniaki, emaliowany garnek, sztućce z

plastiku imitującego stal.

 

przeszłość się odradza, ciągle rysuje się na tej

kopułce. tak: oko to sklepienie osobistej,

hiperosobnej świątyńki gdzie gram rolę

celebransa (sam sobie terem, spowiednikiem,

apologetą).

 

trudno nie zauważyć, że większe oko składa się

wyłącznie ze źrenicy, to ciemny tunel, którym,

jak głoszą piękne i mające niewiele wspólnego

z rzeczywistością legendy, będzie się szło do Wiedzy,

świata w stereo i wysokiej rozdzielczości.

 

wiem, że takiego wała, prędzej oślepnę, niż

to się stanie. unikam patrzenia w górę wiedząc,

że tam nawet próżni nie ma, gdy zostanę wyrwany

stąd, wyszarpie mnie ssawa potężnej mocy –

zniknę, bo de facto tunel, o którym tyle się truje

to konstrukt, miejsce retoryczne, hotel należący

do sieci Hipotetyka (nie chcę wynajmować tam

pokoju, choćby nawet istniała możliwość

zarezerwowania za złotówkę albo mniej

apartamentu, dwóch, czy całego piętra)

 

ech, jeśli jesteś malarzem, graficzką, lub po

prostu masz odrobinę zdolności plastycznych

– proszę: namaluj taki obraz, nabazgraj świecówkami,

węglem, smołą, czym tylko chcesz

 

postać uosabiająca świat, prawie człekokształtna,

leży bez życia, padlinieje. w pękniętej czaszce

kłębią się, tańczą robaczywą sambę,

lunety i teleskopy, monokulary.

 

daj znać, gdy dzieło będzie gotowe. nachylę się

nad nim, wytrzeszczę kamienne oczysko.

i będę patrzeć przez wszystkie urządzenia

optyczne naraz. czuć jak żrą, napełniają się.

 

na razie stoję za krawędzią kartki, płótna,

poza ramami nienamalowanego ścierwa.

widzę mniej i niewyraźnie.

 

działaj, no już, nie daj się prosić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Grain dwa lata temu
    Czasem od dołu więcej prześwituje i to wcale nie w kwestii sztorcujących niewinnego człowieka sukienek.
  • Florian Konrad dwa lata temu
    tak. czasami też- od d...y strony :D
  • Grain dwa lata temu
    aż chce się dodać od siebie

    przeszłość sie odradza na tej kopulce
    w hotelu imienia którejś z narzeczonych
    która uprawiała ze mną padlinę
    przy wszystkich urządzeniach

    itp itd
  • Charlotte41 dwa lata temu
    Piękny wiersz. Wnioskuję, że to rodzaj białego wiersza, prawda? Moja ocena to 5 :)
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Dziękuję. Rodzaj? To zwyczajnie zwyczajny biały wiersz. :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania