Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Skałki

- Może opowie nam pani o tym chłopaku, o którym zaczęliśmy rozmawiać wczoraj.

Dziewczyna błyskawicznie zwróciła oczy w stronę kobiety w białym kitlu. Wytrzymała tak chwilę po czym wypuszczając łzę z przerażonych oczu powoli przekręciła gałki w stronę ściany. Widniały tam wydrapane w farbie olejnej rysunki, przedstawiające patykowe postaci ludzkie. Jedna z postaci jakby stąpała po czóbku drzewa.

- Czy to ty narysowałaś? - spytała retorycznie lekarka, ponieważ oprócz dziewczyny, nikt w pokoju nie przebywał od tygodni. Pacjentka jakby lekko wybita pytaniem z mantry spojrzała na lekarkę i odpowiedziała niemal pytającym tonem.

- Nie - po czym złapała się za uszy jak by ktoś na nią krzyknął i poprawiła się wylewając kolejne łzy. - Ja! To ja! To ja! - i zaczęła płakać kołysząc się na krześle przód tył, odbijając się z przodu palcami u nóg, a z tyłu o oparcie.

Psychiatra siedziała niewzruszona. Przerabiała podobne przypadki dziesiątki razy. Była o tym przekonana. Głosem pełnym rutyny i pozbawionym uczucia zagadnęła.

- Spokojnie. Jesteśmy tu same. - dziewczyna nie odpowiadała, więc doktorka ciągła dalej nie zmieniając, niemal lekcewarzącego tonu. - opowiedz o chłopaku.

- Kocham go. - odpowiadać zaczęła szeptem - my poszliśmy na Ruczaj, na skałki. Było gorąco, więc on wpadł na pomysł, żebyśmy skoczyli z samej góry. Nie! Balam się! - znów wybuchła płaczem, lecz ciągnęła dalej hostorię - Posłuchałam cię i skoczyliśmy! Tam było ze trzydzieści metrów! Myślałam, że umrę, ze strachu w powietrzu. I kiedy wpadliśmy do wody i poczółam ulgę, że przeżyłam, ale ty nie wypływałeś.. Nurkowałam kilkukrotnie, ale nie było cię nigdzie. Dopiero po którymś razie cię znalazłam. Spadłeś do wody, on spadł do wody bliżej klifu. Tam we wodzie były jakieś pręty i jeden wbił mu się w stopę i wyszedł kolanem. Próbowałam mu komuś, ale… - w tym momencie złapała się kurczowo za głowę i zaczęła krzyczeć tak głośno, że lekarka musiała przysłonić uszy. Zdenerwowało ją to zachowanie, więc skarciła dziewczynę.

- Przestań krzyczeć! Jak się nie uspokoisz to ci pomożemy lekami, ale będziesz tu kwitła sama kolejny tydzień! - krzyk dziewczyny zaczął zmieniać się w pisk i wtedy doktorka przypomniała sobie jak powinna postępować w takich przypadkach. Chwyciła pacjętkę delikatnie za dłoń i powiedziała.

- Już dobrze. Jesteśmy tu bezpieczne.

Na te słowa głowa dziewczyny opadła, jak gdyby była jedynie zawieszona na sznurku. Jak u marionetki. Powoli równie nienaturalnie, głowa uniosła się do góry, odsłaniając przed lekarką błyszczące śmiechem przekrwione oczy i rozdziawioną szyderczo twarz. Śmiech rozległ się w pomieszczeniu. Głęboki, rytmiczny śmiech. Męski śmiech, który po chwili ucichł. Dziewczyna zastygła w tym potwornym uśmiechu i poruszając jedynie krtanią wydobyła męski głos.

- Ja jestem bezpieczny.

Lekarka zaczęła się zbierać do wyjścia, ale klamka nie poruszyła się pod naporem jej dłoni.

Ze ścian zaczęła szybko wlewać się woda wypełniając pomieszczenie pod sam sufit, topiąc wystko w środku.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania