Skały (fragment)

Leniwa i uśpiona, mglista i niewyraźna biel ścierała się zmieszana z dwoma odcieniami niebieskiego; równie rozmytym, przechodzącym miejscami w szarość błękitem nieba, oraz wyraziście ciemnym i nieprzeniknionym granatem głębokiej wody, rozciągającej się równie szeroko jak okiem sięgnąć, co ów nieboskłon. W całym tym krajobrazie dało dostrzec się sporadycznie występujące akcenty ciemnobrunatnej zieleni i czerni drzew, w oddali jednak przechodzących w jednolitą ścianę dymnej, kadzidlanej szarzyzny. Morska toń, niezwykle spokojna i nieruchoma sprawiała wrażenie aksamitnej tkaniny rozpostartej po zupełnie gładkiej powierzchni, przybitej i zwisającej w oddali z pewnego poziomu nieba - linii horyzontu. Nadawało to dodatkowej ciężkości opadającym nań powietrzu, w którym to czuło się wilgotny chłód przedpołudniowej godziny, niemożliwej do stwierdzenia o tej porze roku, a przynajmniej nie dla kogoś, kto nie spędził w podobnym krajobrazie jakiejś sporej części swojego życia. Cichość wody, powodowana brakiem najmniejszej choćby bryzy zdawała się także pokrywać okolice spowitego śniegiem przybrzeżnego lasu, przytłumionego surowością klimatu tej krainy, gdzie przygaszona natura z rzadka wybrzmiewała swym witalnym trelem, trzepotem i postukiwaniem.

W tym nieruchomym i bezgłośnym pejzażu czas odczuwało się zupełnie odmiennie. Pełzł on z wolna po wszelkiej powierzchni z wielkim trudem, jakby przed jego swobodnym płynięciem powstrzymywał go gryzący mróz, tak skutecznie stawiający opór wszelkim żywym istotom. Wystarczyło wobec tego choć na chwilę zatrzymać się, przerwać wykonywanie zajmującej czynności aby zatonąć w grudach skutego, wiecznego lodu i zostać przykrytym warstwą szronu. Życie w takich warunkach odznaczało się niewyraźną linią od pozostałego, grubo ciosanego świata rzeczy martwych. Toteż całkiem często człowiek tu żyjący miewał kłopoty z rozróżnianiem tych światów, nie raz myląc się jeżeli chodzi o rozpoznanie tego, co tak naprawdę widzą jego oczy, a co pochodzi z wymiaru ciągle spiętej i czujnej imaginacji, za wszelką cenę starającej się podtrzymać jakże wrażliwe i podatne na zatrzymanie serce, nerwowo bijące w głębi piersi.

Ludzie z tych okolic musieli wytężać swoją wolę przeżycia od poranka do wieczora, a po części nawet podczas ich płochliwego snu, trwając w gotowości na zerwanie się zeń w razie niebezpieczeństwa, żeby tylko nie stał się on snem ostatnim, wiecznym. Rodzaj tego typu egzystencji nie pozostawiał w zasadzie żadnego miejsca dla wszelkich istot kruchych, słabych, czy ustępliwych. Nawet jeżeli udało im się do tej pory jakimś sposobem przetrwać i ukryć przed bezlitosnym światem, to kwestią czasu było aż obrócą się w niebyt, pochwycone przez prawdziwych władców mroźnej krainy. Owi władcy - królowie bez tytułów i ziemi, a czasem i nawet bez imion - swoje rządy zawdzięczali kipiącemu wręcz z gorąca duchowi, sile pchającej ich nieustannie przez głębokie i ciężkie do przebycia śniegi, mroźne prądy i fale bezmiernego morza czy nawet potężne i monumentalne skały, zdające się być niemożliwe do ruszenia od prapoczątków istnienia. Ich zewnętrzna warstwa stanowiła swoistą opokę, upodabniającą się do świata wokół, była niczym ciężkie bele świerku czy ciosane kamienne bloki, których sami używali przekształcając i przebudowując mroźną krainę wedle swych potrzeb. W ten sposób chronili bardziej płynny, magmowy rdzeń tak charakterystyczny dla ludzi północy; powolny, ale wprawny i nieustępliwy ogień szukający ujścia na powierzchnię, na której przeistaczał się w obsydianową skałę, tą zaś, niezwykle ostrą, zamieniali w narzędzia - swoje zdolne do wszystkiego, potężne ręce w których tkwił nieskończony potencjał do działania.

Ze zbitej ściany lasu, o porze trudnej do ustalenia, wyłonił się jeden z takich właśnie ludzi. Jego obecność dało się uchwycić wcześniej, zanim wyminął ostatnie drzewa, a to za sprawą miarowo narastającego dźwięku, jaki powodował jego wolny, lecz stanowczy chód chrzęszczący na śniegu. Mimo swej monstrualnej postury - był wielki na blisko dwa metry, zaś jego szerokie barki zdawały się być dla niego utrudnieniem w przechodzeniu przez drzwi absolutnie każdego domostwa - poruszał się z niewymuszoną płynnością, miękko choć pewnie zarazem stawiając kroki, co raczej nie przynosiło na myśl typowego, ociężałego osiłka na jakiego wyglądał za pierwszym rzutem oka. Zaś jego ostre rysy, wraz z kanciastą, grubo ciosaną czaszką zupełnie nie pasowały do dużych oczu, przebiegających w skupieniu po błękitach, niewyraźnie malujących się na wprost od niego. Dało się w nich ujrzeć odbicie głębin morskich czeluści, tak bardzo ciężkich i nieprzeniknionych, a także wyraz pospolitego zmęczenia, jakie przynosiły strapienia surowych i rozwlekłych dni. Nieprzerwanie obserwując horyzont przystanął na krawędzi skalistego urwiska i przyklęknął, wychylając się nieco wprzód, dodając sobie tym samym pewności, że to co spostrzega nie jest żadnym złudzeniem.

- Hmm. - Mruknął niskim, nieco szorstkim głosem po chwili namysłu, po czym oparł łokieć o kolano i w dalszym zamyśleniu zaczął gładzić swą brodę. Zmarszczone w trakcie skupienia brwi i czoło potęgowały wrażenie zmęczenia wpisanego w jego oczy, nadając twarzy iście męczeński wyraz. W swej pozie zdawał się pokornie chylić czoło przed potęgą i trwogą nieskończonej morskiej toni, przepełniony rezygnacją poddawał się jej absolutnej władzy. I z całą pewnością znajdowała się w tym spostrzeżeniu choć częściowa prawda, bowiem dla człowieka jak on - stałego mieszkańca północnej krainy brak szacunku dla wielkich sił natury był przejawem bezczelnej wręcz buty, ale przede wszystkim pierwszym krokiem do bycia przezeń pochłoniętym i zagrzebanym w jej odmętach. Swoim spojrzeniem starał się on sięgnąć jak najdalej, ponad to co dostrzega na zatartej granicy morza i nieba, tam gdzie jak mu się wówczas zdawało kłębią się wszelkie potężne i wyniszczające żywioły, które porzuciły wody przybrzeżne i skupiły się gdzieś na oddalonej od lądu głębszej toni. Lecz płynący czas zdawał się nie przynosić żadnej istotnej zmiany, toteż zdecydował się nie przedłużać ponad konieczność danej chwili i opierając się o jedno kolano z wolna podnosił drugie, uprzednio chrząknąwszy raz jeszcze, jakby potwierdzając i przypieczętowując poczynione przezeń obserwacje.

Następnie zwrócił się w kierunku z którego przyszedł, i ostatni raz odwrócił nieznacznie głowę w stronę morza, zupełnie upewniając się, po czym z wolna pomaszerował w stronę szarawej ściany boru. Powolność jego ruchów oznaczała brak powodu do pośpiechu, toteż zdawało się, że wyczekiwał nadejścia pogody nieco łaskawszej, a która jednak w tym okresie mogła nie nadejść tak prędko, o ile w ogóle.

Nie minęła dłuższa chwila odkąd jego sylwetce udało się w zupełności zlać z jednolitą barwą lasu, pozostawiając po sobie stopniowo cichnące, miarowe chrzęsty kroków. I nie licząc śladów po tychże, krajobraz pozostawał całkowicie niezmącony, swym zmrożonym bezruchem wprost przeciwnie sugerujący, że jakakolwiek istota żywa mogłaby się przezeń przetoczyć. Wśród drzew rzeczywistość malowała się jednak zgoła inaczej, ponieważ ruch tego człowieka nie był jedynym, choć z pewnością dominował, bowiem wyrażał on brak trwogi w swej niefrasobliwej nieuwadze na inne, cichsze o wiele odgłosy. Wobec tak jawnie prezentującej się siły względnie niewzruszone pozostawały tylko nieliczne ptaki zasiadające wysoko w koronach drzew, jedynie przyglądając się, nie pierwszy raz zresztą, temu siejącym postrach niezaprzeczalnemu władcy. Pewność jego kroku sugerowała, że przemierzanie owej szorstkiej krainy nie jest mu obce, zaś przez obrany szlak niejednokrotnie zdarzało mu się poruszać, toteż miał doskonałe rozeznanie dokąd zmierza, a co byłoby niemożliwe dla kogoś nowoprzybyłego w tymże jednakowym gąszczu szarości.

W tym położeniu w jakim się znajdował nie sposób było ocenić, ile właściwie minęło czasu, jednakże dało się zauważyć pewną różnicę w leśnym otoczeniu; mur drzew stopniowo rzedł z każdym kolejnym krokiem, aż zniknął zupełnie, ukazując sporych rozmiarów polanę na którą mimo niewidocznego słońca padało nieco więcej światła.

(...)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania