Skansen: Geneza, cz. 2/2
Lepiej mi wyszło od jedynki, którą mam nadzieję do jutra upgradować. :) Mogą występować okazyjne błędy. Jest to bezpośrednia kontynuacja.
**************************************************************************************
- Cholernik jebany nie żyje! - krzyknął nadzorca, a z wrażenia cały pobladł, nawet kłykcie jego nadgarstków zalała skórna biel.
- Mówiłem przecież - odrzekł przybysz, jakby znudzony całym zajściem. Patrzył tylko beznamiętnie, spod mroku kapelusza, twarzą nieznającą spazmu emocji. W rękach trzymał teraz dwie pochodnie, a mimo to jakimś cudem ogarniał go dziwny cień, jakby ciemność lgnęła do jego osoby.
- To jest chore! Sukinsyn znowu się wydostał! - krzyczał kustosz, a nerwowe tiki komicznie wyeksplorowały defekt jego układu nerwowego
- Panie, musim co prędzej uczynić co nam trzeba w tej sytuacji, dajcie mi pochodnię! - rzekł, po czym obaj w biegu opuścili celę.
Stróż truchtał ciemną aleją korytarzy, a za nim jego nowy towarzysz. Co dziwne, zdawało się że mężczyzna porusza się na boso, bowiem podeszwy jego butów nie wydawały żadnego dźwięku. Zastanawiające było też to, że przybysz zgodził się biec za nim w niewiadome miejsce, nie żądając żadnych wyjaśnień. Kim był ten upiorny jegomość i jakie plugawe cele go sprowadziły? Kustosz przeklął w duchu swoją chciwość, ale teraz nie było już odwrotu - wiedział co musi zrobić.
Pochodnie już prawie się wypaliły, gdy dobiegali do ostatniej z cel, na szczęście zadbano o to, by na końcu korytarza zawsze był świeży zapas.
- Jesteśmy. - Zmęczony biegiem strażnik, zaczął szperać w kieszeniach, a z jednej z nich wyjął mały, złoty kluczyk, jak do szkatułki.
- Czyja to cela? - zapytał tajemniczy mężczyzna, a kustosz po raz pierwszy wyczuł nutkę zainteresowania w jego tonie.
- Słodki panie, nie czas teraz objaśniać! - stanowczo zaprotestował nadzorca, i zabrał się za otwieranie kraty. Kiedy wchodzili do pomieszczenia przybysz zatrzymał się na chwilę i zagrał palcami na kratach jak na harfie. Tak charakterystyczny dźwięk wydać może tylko jeden metal na świecie. Zdecydowanie tylko jeden.
- Srebro… - zawyrokował szeptem.
Cela była inna niż wszystkie, przede wszystkim dlatego, że była ogromna. Oświetlało ją osiem pochodni z bajorańskiego żeliwa, które mogły palić się miesiącami. Cztery ściany izby potęgowały wrażenie echa, tak że każdy dźwięk z korytarza niósł się milionem zawodzeń. Pośrodku pomieszczenia znajdowały się trzy wplecione w siebie pentagramy, otoczone wielowarstwową barykadą z soli. Na nisko zawieszonym suficie zaś widniał znak Akchy - dziesięcioramienna gwiazda z niewielkim, ale bardzo wyraźnym napisem „Achira”, spowitym w groteskowo rozrysowanych mackach. Jakby tego było mało, przy przeciwległej ścianie stał mały ołtarz, a na nim posążek boga słońca w eskorcie świec.
A całe to oprzyrządowanie i rysunki przygotowano dla siedzącego pośrodku celi niemrawego chłopaczka, o rysach niemalże dziewczęcych. Siedział nagi, w siadzie krzyżowym, z genitaliami opadłymi na podłoże. Był całkowicie łysy, nie miał nawet brwi, jedynie puste miejsce nad zamkniętymi oczyma. Spod okrycia skóry wystawały mu liczne żebra, rosnące tam gdzie zwykle wyrastają już kości obojczyków. Uwagę przykuwały też chude, ale bardzo długie ręce, które leżały bezwiednie jak liny.
- Nie stójcie tak! Pomóżcie mi rozsypać krąg soli, zanim się znów wydostanie! - krzyczał nadzorca, wyjmując spod ołtarza wór soli i formując drugi krąg z tego surowca.
- Poradzicie sobie sami - sparował mężczyzna, postępując krok w stronę więźnia, ale kustosz natychmiast odrzucił worek soli i chwycił nieznajomego za rękę.
- Niech bogowie chronią was przed tym pomysłem! Ta cienka linia to granica pomiędzy waszym życiem, a śmiercią! - strażnik darł się jak nawiedzony.
- Twoja użyteczność znacznie zmalała, dalej poradzę sobie sam - dodał, a kustosz zdążył tylko mimowolnie wywołać tik na twarzy, zanim mężczyzna wepchnął go w potrójny pentagram.
Demon rzucił się z prędkością błyskawicą, rozerwał klatkę piersiową mężczyzny i zaczął pazurami kłuć jego płuca jak oszalały. Podłoga spieniła się złośliwą czerwienią. Nim ciało nadzorcy zaczęły targać pośmiertne paraksyzmy, stwór już zaczął żerować, wyjadając mięsiwo.
Trwało to kilka minut, przez które nieznajomy przyglądał się mu w milczeniu, demon jednak całkowicie go ignorował. Nie zauważył nawet, gdy do celi weszło dwóch mężczyzn, ubranych równie upiornie, co obserwujący go przybysz. Nieznajomi stanęli krok od wiążącego pierścienia i przyłączyli się do obserwacji.
- Pochwalony - zakpił wreszcie jeden z nich, przerywając tabu ciszy. Demon podniósł łeb i wyprostował się, a harmonijka żeber uniosła się pod skórą, jak skrzydła orła gotującego się do lotu.
- Od dziś wypełniasz nasze rozkazy, Achiro - powiedział najwyższy z mężczyzn, a na jego słowy pentagramy zalśniły czerwienią.
CDN
Komentarze (10)
I pozdrawiam!
JP
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania