Skarga
Z samego rana, zaraz po przyjściu do pracy, zostałem wezwany do gabinetu dyrektora na godzinę trzynastą. Zawsze moment oczekiwania na ochrzan bardzo się wydłużał, tym bardziej, że spodziewałem nieprzyjemnej rozmowy. Nigdy szef nie wzywał do siebie kogoś, kogo chciał pochwalić. Wtedy wychodził z biura i podczas przerwy w pracy na kawę, lub przy posiłku wyrażał swoje uznanie w obecności innych współpracowników. Była to dodatkowa nagroda oprócz tych regulaminowych i tak jedni byli często chwaleni, a inni rzadko lub wcale.
Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawiłem się w sekretariacie i pani sekretarka z miną niewróżącą mi nic dobrego, gestem nakazała wejść do gabinetu dyrektora. Będąc jeszcze w drzwiach powiedziałem.
- Dzień dobry.
Dyrektor podniósł wzrok znad sterty dokumentów, zalęgających jego biurko i powiedział.
- Witam pana, panie kolego, proszę usiąść mamy sporo do omówienia. Może zaczniemy od początku. Ordynator za pana zachowanie dostał spory opierdol, że tak się wyrażę. Niestety to nie jest koniec konsekwencji pana zachowania, dochodzą jeszcze skargi, a pierwsza została przesłana do mnie, jako dyrektora szpitala.
Ze sterty papierów wyciągnął jeden i mi go podał.
- Następna skierowana została do Rzecznika odpowiedzialności zawodowej przy okręgowej izbie lekarskiej. Kolejna do Rzecznika praw pacjenta, który działa przy wojewódzkich oddziałach Narodowego Funduszu Zdrowia. Jeszcze do Biura Rzecznika Praw pacjenta przy Ministerstwie Zdrowia, oczywiście został też powiadomiony Rzecznik Praw Obywatelskich. Niestety to nie koniec, została powiadomiona prokuratura i mam pismo z kancelarii prawnej o złożeniu pozwu do Sądu. Nawet nie wspomnę jak zostaliśmy obsmarowani w Internecie. Dodatkowo pacjentka domaga się odszkodowania z naszego ubezpieczenia za doznane szkody – wyliczał dyrektor i podawał mi kolejne kartki w większości ksera oryginalnych dokumentów.
Początkowo odbierając skargi kierowane do różnych instytucji byłem opanowany, lecz pod koniec wyliczanki moje ręce trzymające kartki trzęsły się jak u kogoś, kto wiele lat przepracował na młotach pneumatycznych. Ledwie byłem w stanie utrzymać stertę makulatury, którą otrzymałem od dyrektora, a co dopiero przeprowadzić planową operację o czternastej. Teraz nie miałem szansy utrzymać prawidłowo skalpel, w takim stanie nie tylko zabiłbym pacjenta, ale i siebie, oraz połowę zespołu.
Nazwisko skarżącej nic mi nie mówiło, ponieważ pamięta się tylko najcięższe przypadki, lub te, które skończyły się zgonem. Podobnie jest z nauczycielami, oni pamiętają uczniów najlepszych i najgorszych, a pozostałych już nie.
- Panie profesorze – powiedziałem, ponieważ nasz dyrektor ma taki tytuł naukowy.
- Proszę mi powiedzieć, o co chodzi, bo mi się tak ręce trzęsą, że nic nie mogę przeczytać z tych dokumentów, jakie od pana dostałem – dodałem proszącym głosem.
- Robię to tylko dla pana po naszej starej znajomości. Pacjentka uskarża się, że przez pana poniosła szkody moralne i psychiczne. Pan zabronił jej podczas zabiegu z miejscowym znieczuleniem mieć kamerę internetową na wysięgniku i smartfona – teraz przypomina pan sobie to zdarzenie.
Dokładnie przypomniałem sobie ten dzień, przed dyżurem oglądałem ceremonię otwarcia olimpiady w Rio. Podczas przemarszu naszych olimpijczyków, zauważyłem reprezentantkę idącą i trzymającą w jednej ręce, smartfona, który ją filmował. Natomiast w drugiej ręce trzymała metalowy uchwyt z kamerą internetową, również ją filmującą. Najciekawsze było to, że ceremonię otwarcia rejestrowało przynajmniej dziesięć tysięcy kamer. Operatorzy nakierowali sprzęt rejestrujący na naszą zawodniczkę i takie ujęcie obiegło prawie wszystkie stacje telewizyjne na całym świecie z komentarzem.
- Czy polska zawodniczka zabłyśnie na podium tak samo skutecznie jak w Internecie?
Niedługo niestety okazało się, że tylko zarejestrowany materiał musi jej wystarczyć, jako jedyny sukces odniesiony na olimpiadzie.
Zaraz po przyjściu do pracy dostałem wykaz z zaplanowanymi zabiegami na ten dzień. Pierwszą pacjentką przywiezioną na salę zabiegową, jak się szybko okazało była znana blogerka. Kobieta trzymała kurczowo w jednej dłoni smartfona, a w drugiej kamerę internetową na wysięgniku.
- Poproszę wyłączyć sprzęt i pozostawić go u pielęgniarki oddziałowej – powiedziałem jeszcze przed wjazdem na salę.
Kiedy nie chciała podporządkować się mojemu poleceniu i odmówiła, poleciłem sanitariuszowi o odwiezienie tej pani do psychiatry na konsultacje, ponieważ miałem obawy, co do jej stanu zdrowia psychicznego.
Stale spotykam się z różnymi uzależnieniami we współczesnym, naszpikowanym elektroniką społeczeństwie. Nawet specjalnie nie zdziwiłem się, że doszło jeszcze stałe filmowanie się. Pacjentka wściekła się na mnie, jak nie wytrzymałem i powiedziałem głośnio na korytarzu do ogółu, po przeczytaniu wyników badania, przeprowadzonego przez kolegę po fachu.
- Jak oddaje stolec, to też to filmuje.
Komentarze (3)
Co do tematu, który poruszyłeś, jest na bank na czasie. Obsesja filmowania wszystkiego i wszystkich przerasta granice dobrego smaku już od dawna. Znam przypadek chłopaka, który był świadkiem wypadku - zderzenia się dwóch samochodów. I zamiast wezwać pomoc filmował, jak poszkodowany owego wypadku próbuje ratować dziecko z drugiego auta. Sam kompletnie nie poczuwał się do takiej odpowiedzialności, bo ważniejszy był filmik, który wrzuci na fb i przyniesie mu poklask. Smutne, ale prawdziwe...5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania