Skór.

A potem przychodzisz i siadasz mi w nogach,

jak gdyby nie było zamknięte.

Jak gdybym nie miewała kłamstw za uszami,

przemilczeń. Tych wszystkich bezdechów,

kiedy już sama nie wiem i w ogóle, dajcie mi wszyscy spokój.

A potem wracasz zmęczony, a mnie ubywa energii,

ulatnia się gdzieś tak pomiędzy kwietniem,

a szeroko pojętym październikiem.

Ty siadasz mi w nogach, jak kot

i jak on zabierasz troski gdzieś w piasek, pod drzwi,

jakby były trofeum.

Podsuwasz je jeszcze nosem, łapkami,

sprawiasz, że choć są widoczne,

to przecież dawno już zmarły i schną.

Więc wyciągam ku tobie rękę, niechcący.

Niechcący ocieram się o temperaturę,

a potem znów się roztapiam jak wosk.

 

Z cyklu: Skoted.

Przełom Kwietnia.

Rozdział czwarty.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Czytałem już znacznie lepsze Twoje utwory, nie ma jakiejś specjalnej tragedii, ale jakoś ciężkawo tutaj.
    Jak na moje niewprawne oko oczywiście.
    Pozdrawiam
  • Szalej. 27.04.2023
    Nie da się całe życie być na pełnej Jadzi :)
    Temat ciężki, to dostało się i tekstowi. Dzięki, że byłeś.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania