Skóra

Jak zawsze, w niedzielę, po obiedzie, Adam udał się na przechadzkę do parku. Marszruta, od lat niezmienna, przewidywała wyjście z domu, przejście przez, gwarny o tej porze plac Jana Husa, gdzie w cukierni kupował słodką bułeczkę, obejście rynku i wejście do urokliwego parku, dumy miasteczka. W parku owym, Adam zawsze spacerował pół godziny sycąc oczy widokiem wspaniałych drzew, cudownych krzewów i przepięknych kwiatów wyrastających z dywanu zadbanego trawnika.

Taki spacer bardzo go odprężał i przypominał mu, że oprócz świata telewizji, gazet, Internetu, gdzie wszystko wydawało się pędzić na łeb na szyję i zmieniać z dnia na dzień, był jeszcze inny świat, ten który znał, ten, który zmieniał się bardzo powoli, ten, w którym czuł się bezpiecznie.

Po takim półgodzinnym spacerze, Adam siadywał na ławeczce, niedaleko małej muszli koncertowej. W czasie tego odpoczynku delektował się słodką bułeczką zakupioną uprzednio w cukierni, obserwował przechodzących ludzi, wiewiórki dokazujące na drzewach i wiecznie zajęte ptaki, które nie potrafiły usiedzieć na gałęzi dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Rzecz jasna, kiedy było deszczowo rezygnował z odpoczynku na ławce i udawał się prosto do domu, jednak tamtego popołudnia pogoda był przepiękna. Był to jeden z tych dni, który wysysa ludzi z domów i mieszkań każąc im zażywać ostatnich promieni letniego słońca zanim deszcz i słota na stałe zagoszczą za oknem, a ponura aura stanie się głównym tematem rozmów po przyjściu rano do pracy.

Tamtego dnia Adam, bez przeszkód, odbył zasadniczą część popołudniowej przechadzki by w końcu, spocząć na ławeczce. Oczywiście zabrał się też za tradycyjną dla siebie przekąskę, czyli bułeczkę. Jednak, kiedy otworzył usta żeby zatopić zęby w kusząco wyglądającym frykasie, usłyszał rozmowę prowadzoną podniesionym głosem. Adam bezbłędnie zidentyfikował źródło tej naelektryzowanej konwersacji, które niechybnie musiało znajdować się za muszlą koncertową. Zazwyczaj, jakaś rozmowa, której strzępy przez przypadek usłyszał nie miałaby dla niego żadnego znaczenia jednak słowa jakie zaczęły dochodzić do jego uszu układały się w niepokojące zdania. Najpierw usłyszał kogoś mówiącego:

- Ty tępa, czarna małpo.

Nagle inny głos odpowiedział:

- A pierdol się skubany białasie.

Ton tej rozmowy zdradzał, że nie miał do czynienia z pogawędką przyjaciół. Adam schował nienapoczętą bułkę do kieszeni i wiedziony ciekawością poszedł zerknąć, co się dzieje za muszlą. Wstał więc i ostrożnie podszedł do krawędzi ściany, żeby zbadać sytuację.

Jego oczom ukazało się dwóch młodzieńców, jeden z nich był czarnoskóry, a drugi biały. Białym mężczyzną był typowy skinhead, który wydawał się szukać zaczepki, a wyglądało na to, że trafił na kogoś, kto nie czuł przed nim strachu. Napięcie pomiędzy tymi dwoma było tak duże, że przy odrobinie szczęścia można by dotknąć go ręką i się oparzyć. Jednak Adam stał w bezpiecznej odległości, a rozłożysty krzak i pofałdowany teren zapewniał mu dodatkową ochronę przed wzrokiem tych mężczyzn. Zresztą, byli oni tak zaaferowani sobą, że prawdopodobnie nie zauważyli by Adama nawet gdyby podszedł do nich i zapytał o godzinę.

Szarpanina słowna, w której poruszone zostały tematy koloru skóry, religii i orientacji seksualnej bardzo szybko przeszła na poziom, na którym poddawano w wątpliwość dobre prowadzenie się matek każdego z mężczyzn, po jakimś czasie wygasła, a z powodu braku argumentów przerodziła się w zwyczajną bijatykę, którą obaj panowie mieli zamiar, z jednej strony wygrać, a z drugiej strony sprawić, żeby porażka drugiego była jak najdotkliwsza.

Przez chwilę Adam zastanawiał się czy nie powinien był zadzwonić na policję i opowiedzieć co się dzieje jednak, z drugiej strony, był też dosyć podekscytowany tym całym przedstawianiem i jakoś nie mógł oderwać oczu od tej małej bitwy. Usprawiedliwiał się przed samym sobą tym, że potrwa to tylko chwilę, a policja i tak przyjedzie za późno kiedy na miejscu zostanie tylko on, jak ten głupi.

Bitwa trwała, jak zakładał Adam, kilka minut. Pojawiła się pierwsza krew z łuków brwiowych, która zalewała oczy, usłyszał też trzask kości mogący sugerować, że coś zostało złamane. Kilkanaście sekund później obaj mężczyźni byli tak wyczerpani, że padli na ziemię ciężko dysząc ze zmęczenia jednak było widać, że nie zamierzają ustąpić, a jedynie nabierają sił przed następnym zwarciem. Kiedy tak leżeli, oddaleni od siebie o kilka metrów, jeden z nich, ten biały, usiadł i zaczął oględziny swojego ciała próbując dojść czy nie doznał jakiegoś większego uszczerbku na zdrowiu.

- Kutas pierdolony – dało się wyraźnie usłyszeć kiedy to mężczyzna odnajdywał coraz to nowe skaleczenia tu i tam.

Drugi z mężczyzn jeszcze się nie podnosił ani też nie miał ochoty, żeby odpowiedzieć na obrazę przeciwnika. Zamiast tego głośno dyszał.

- A żeby ci te brudne jaja uschły, pierdolcu.

To powiedziawszy, biały mężczyzna znalazł płat skóry, który odchodził mu od ramienia co rozeźliło go jeszcze bardziej.

- Zaraz ci, kurwa skopię ten małpi ryj.

Po zwerbalizowaniu kolejnej groźby, dostatecznie głośno, biały mężczyzna zainteresował się bardziej odchodzącym, z przedramienia, płatem skóry i nieśmiało go pociągnął, żeby sprawdzić jak długi jest to kawałek. Kiedy tak ciągnął okazało się, że ma on, tak na oko, z piętnaście centymetrów i właściwie prawie nic go już nie trzyma przy ciele, a po mocniejszym pociągnięciu, płat po prostu odpadł.

- W mordę, kurwa mać – mężczyzna wyraził swoje zdenerwowanie w najdosadniejszy znany sobie sposób.

Po chwili jednak znalazł kolejny płat skóry, który także oderwał od ciała po czym kolejny i kolejny.

Po chwili czarny mężczyzna usiadł. Najpierw przypatrywał się białemu mężczyźnie przez chwilę, a zaraz potem i na swoim ciele odkrył odchodzące płaty skóry, które zaczął powoli zdejmować.

Adam zauważył, że wbrew logice mężczyźni nie mieli zamiaru udać się do najbliższego szpitala ze swoją, jak by na to nie patrzeć, poważną kontuzją. Obaj zaczęli zrzucać z siebie po kawałku skóry. Przyglądał się temu przedstawieniu kilkanaście minut przerażony, a jednocześnie zafascynowany tym co widział, bo oto dwaj mężczyźni po kawałku, poczynając od skóry, zrzucali z siebie ciało. Z ich twarzy mógł wyczytać, że są bardzo pochłonięci tą czynnością i, co więcej, że od pewnego momentu zaczęła sprawiać im ona dużo radości.

W miarę upływu czasu, kawałków ciała było już tak dużo, że zaczęły mu one przesłaniać obu mężczyzn, którzy stawali się coraz to mniejsi i mniejsi. Nagle stwierdził, że nie widzi ich już zza mięsnej sterty. Ignorując znaki ostrzegawcze, które jego instynkt samozachowawczy stawiał na drodze postanowił podejść i sprawdzić co też zostało z obu mężczyzn. Pchany ciekawością zaczął podchodzić to sceny tego przedziwnego spektaklu. Jego wyobraźnia podsuwała mi różne obrazy, które mogły tam na niego czekać jednak kiedy zerknął za górkę mięsa zobaczył małe, trzy może czteroletnie dziecko, a zaraz potem drugie. Dzieci rozmawiały ze sobą po cichu jakby nie chciały, żeby je ktoś usłyszał. Zaraz potem zauważyły go, a jedno z nich rzekło do niego sepleniąc.

- Ceś – i uśmiechnęło się do niego.

- Cz-cześć – wybąkał Adam, zaskoczony tym widokiem.

Po tym krótkim powitaniu dzieci wstały i wzięły się za ręce.

Idziemy się pobawić do mnie – rzekło to dziecko o ciemnej skórze i razem zaczęły się oddalać.

Dla Adama to było za dużo. Zaraz po tej scenie zakręciło mu się w głowie i stracił przytomność po czym padł jak kłoda na ziemię.

Kiedy się ocknął był już wieczór. Wstał więc i poszedł do domu próbując poukładać sobie w głowie to co zobaczył. Kiedy otwierał drzwi swojego mieszkania był już pewien, że to, co widział tylko mu się wydawało.

Po przyjściu postanowił jednak utrwalić jakoś moje omamy wzrokowe więc zasiadł do pisania.

.

.

.

Właśnie kończy i zastanawia się, czy to co widział było prawdą czy też jego starzejący się mózg płata mu już figle. Postanawia zastanowić się nad tym rano. Wyłącza komputer i idzie do łazienki. Patrzy w lustro na swoją twarz, a potem opuszcza głowę i ogląda swoje dłonie, na których zauważa płat skóry. Łapie go. Ciągnie i odrywa. Zaraz potem zauważa kolejny płat i robi z nim to samo co z poprzednim…

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • alfonsyna 22.09.2015
    Bardzo obrazowo pokazana prosta prawda o tym, że wszystkie bariery w życiu i w relacjach z innymi zwykle stawiamy sobie sami, często zupełnie niepotrzebnie, bo bez nich żyłoby się znacznie łatwiej. 5/5 oczywiście :)
  • Numizmat 22.09.2015
    Jest w twoim opowiadaniu coś niezwykłego. A już w szczególności przesłanie. Przy fragmentach odrywania skóry nie mogłem przestać się krzywić. Obrzydliwe! xD I czy tylko ja czytałem 'muszli klozetowej'?? :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania