Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Skorpion

- Dobra... – zacząłem. – Powiedzcie mi, co tutaj robię i dlaczego.

Byłem w pokoju przesłuchań. W tym, w którym przesłuchiwałem podejrzanych według procedury, bądź przy tych gorszych „troszeczkę” od niej odbiegając. Teraz wydawał się jakiś dziwny. Ściany były inne, jakby z gumy. (Czy to, to samo miejsce?)

Naprzeciwko mnie, na krzesłach siedziały znajome mi młode twarze z posterunku, mężczyzny i kobiety. Oddzielał nas metalowy stół na którym leżała teczka z dowodami, wystawały z niej do połowy widoczne zdjęcia. Zdjęcia ofiar. Znałem tę sztuczkę.

- Panie Kieł – zaczął facet w wymiętym garniturze - Po co te utrud...

- Co to za szopka?! – przerwałem, podnosząc głos.

- Jest pan podejrzany o morderstwo – dodała szybko kobieta obok niego, nim zdarzyłem cokolwiek powiedzieć

- Ja? Ja o morderstwo? Z jakiej racji? Skąd takie informacje?

- Znaleźliśmy Pana odciski palców na narzędziu zbrodni, Pana DNA było dosłownie wszędzie gdzie się dało. Jeszcze jakieś pytania? Czy przyznaje się pan do winy?

- Jakiej winy? Kobieto, nikogo nie zabiłem. Byłem policjantem, kiedy na gówno mówiliście papu, więc po cholerę miałbym kogoś zabijać? Tacy młodzi, a nie pomyśleliście że ktoś mógł mnie wrobić? Przyskrzyniłem wielu pojebańców.Większość chętnie powiesiłaby mnie za jaja, gdyby tylko mogli. Teraz skoro tu siedzę, widocznie mieli okazje i im się udało. Dzwonie po adwokata. Mam takie prawo, prawda, młoda damo?

Nagle otworzyły się drzwi. Wszedł jakiś gość cały ubrany na biało i spojrzał mi prosto w oczy, później przeniósł wzrok na tych dzieciaków. Oboje pokiwali głowa a on wyszedł.

- Kto to był? – spytałem – Co jest grane?

Nie odezwali się słowem, tylko na mnie patrzyli. W ich oczach dostrzegłem chłód i szaleństwo.

Po chwili wszedł ten sam gość z drugim wyglądającym tak samo, tylko że ten był bardzo chudy (chyba jego brat bliźniak) i wnieśli plastikową torbę. Kształtem przypominała torbę na zwłoki i w rzeczywistości tym właśnie była.

Położyli ją na ten metalowy stół i otworzyli. W jednej chwili z torby wypełzło z tuzin małych skorpionów i stanęły w szeregu, jak w wojsku albo na wychowaniu fizycznym w szkole. Już w tedy byłem w ciężkim szoku ale kiedy przeniosłem wzrok na otwarta torbę i zobaczyłem zmasakrowaną twarz mężczyzny która bardzo mi kogoś przypominała, choć w tym stanie nie mogłem tego stwierdzić. Nie wytrzymałem.

- Co to kurwa ma być?! – krzyknąłem, wstając i potrącając krzesło.

Czworo ludzi naprzeciwko mnie spojrzało po sobie i kiedy odwrócili się w moją stronę, wszyscy naraz powiedzieli demonicznym głosem.

- To Pan... panie Kieł. I cała czwórka zaczęła się śmiać jak obłąkana.

 

O kurwa - szepnąłem. Obudziłem się cały spocony. Otarłem pot z czoła i przetarłem zmęczone oczy. Usiadłem na łóżku. W głowie wciąż tkwił obraz koszmaru który mnie zbudził. Chwyciłem plastikową, pól litrową butelkę wody z szafki obok łóżka i wziąłem spory łyk, żeby ugasić pragnienie. Cholerna whiskey, w większych ilościach idzie się nią nieźle skuć. Położyłem się z powrotem i leżałem tak z dziesięć minut z zamkniętymi oczami, w półśnie. Z tego stanu ocucił mnie dźwięk telefonu komórkowego, dzwoniącego z drugiego pokoju mojej kryjówki, przed tym złym i wypaczonym światem. Podniosłem się zbyt gwałtownie i po raz kolejny poraził mnie ból prawego barka. Pamiątka po przegranej walce bokserskiej. Poszedłem po telefon który był w kieszeni jasnych jeansowych spodni, przerzuconych przez krzesło. Straszny ze mnie bałaganiarz. Wyjąłem go i usiadłem na krześle. Spojrzałem na godzinę na ekranie. Była 6:44. Trzymając telefon w lewej, robiąc okrężne ruchy ręką prawą, rozgrzewając bark, odebrałem.

- No siema Kieł - usłyszałem głos mojego przyjaciela Aleksandra.

- Witam ciebie i ponure wieści - odpowiedziałem

- Zgadłeś. - stwierdził i usłyszałem jego charyzmatyczny śmiech.

- Eh... – westchnąłem i przetarłem ręką twarz – Co tym razem? - Spytałem.

- Ajaha! - wykrzyknął Alek - Tym razem, zapowiada się równie chora sprawa niż poprzednio.

Poprzednia sprawa dotyczyła grabarza-psychopaty, który wkładał żywcem nastolatków do trumny, wypływał na środek morza i wrzucał trumnę do wody z obciążeniem. Kiedy w końcu doszliśmy do tego, kim on był i go złapaliśmy, okazało się że wygląda jak zwykły facet, taki który ma żonę, dwoje dzieci i pracuje w jakiejś niewielkiej firmie, chodzi co niedziele do kościoła i jest miły dla swoich sąsiadów. Człowiek z szarego tłumu. Ale czy nie wygląda tak większość psychopatów?

- No to dajesz - zachęciłem, żeby opowiedział prawdopodobnie, o niebywałym znalezisku.

- Kinga Mazur, lat dwadzieścia jeden. Ciało znalazł jakiś bokser - zaczął - Mówił, że codziennie biega przez te okolice, ale nigdy się nie spodziewał że zobaczy coś takiego.

- No nie wątpię. Bokser? - Zapytałem zdziwiony.

- Taa - Alek kontynuował - Dostrzegł dużo rozmazanych śladów krwi przed uliczką. Zatrzymał się żeby przykucnąć, zobaczyć czy to na pewno krew i wtedy zauważył coś zakrwawionego przy ścianie koło śmietnika, w głąb uliczki. Natychmiast zadzwonił na policje a oni do nas. Okazało się, że to odcięta ręka kobiety. Ale to nie wszystko - Zamilkł.

- Jak nie wszystko? A co z ciałem? - spytałem.

- Skurwiel zabawił się w podchody i ze wszystkich palców porobił strzałki, które wyznaczały drogę do ciała, kumasz? - Ciało leżało na śmietniku - ciągnął - Niby krwawe i banalne zabójstwo, prócz tego, że do każdej piersi, przyszyte były żywe skorpiony.

- O kurwa! - powiedziałem zdumiony, marszcząc przy tym jednocześnie brwi - Jak on przyszył żywe skorpiony do jej cycków?

- Nasza praca bywa ciekawa, co Arni?

- A żebyś wiedział że bardzo.

- Czekam tu na ciebie - odpowiedział

- Wypije tylko kawę.

- Przyjedź od razu, załatwię ci ją.

- To niedługo będę.

- Dobra.

Alek podał mi adres i się rozłączył. Trzymając butelkę wody w ręku, myślałem o tym, co przed chwilą usłyszałem. Wstałem z krzesła. Założyłem spodnie, czarną koszule i czarną skórzaną kurtkę. Zaparzyłem mocną sypaną kawę i usiadłem przy kuchennym stole. Gazeta napatoczyła się sama. Wziąłem ze stołu klucze od auta i mieszkania. Zamknąłem drzwi. Zszedłem na dół i dotarło do mnie że Alek miał mi załatwić kawę, a ja i tak ją wypiłem. Wsiadłem do mojego bordowego Volkswagena i pojechałem na miejsce zbrodni.

 

- Co tak długo? – spytał, kiedy przybyłem.

- Przesłuchaliście tego boksera? - spytałem Alka, zmieniając temat.

- Taa... mówił że ćwiczy kondycje do najważniejszej walki swojego życia, a poza tym, nic nowego. – Chcesz tę kawę?

- Nie, dzięki.

- W porządku.

- Ekipa sprawdziła śmietnik? - pytałem dalej.

- Tak, ale nic nie znaleźli - odpowiedział

- Ok, idę się rozejrzeć - rzekłem.

- Jasne wilku, rozejrzyj się - odparł z uśmiechem.

Poklepałem go po plecach i podszedłem do śmietnika na którym jeszcze przed chwila, leżało zmasakrowane ciało. Teraz znalazło się w plastikowej torbie i miało zostać przewiezione do kostnicy. Czekała je sekcja. Naturalnie. Przewierciłem moim przenikliwym wzrokiem detektywa, tą wyjątkowo brutalną scenerie, którą teraz rozświetlało stado niebiesko-czerwonych, policyjnych kogutów. Szukałem jakichkolwiek przydatnych poszlak, które pomogłyby, w tym dopiero zaczętym, ale zawiłym śledztwie. Żywe skorpiony pomyślałem. Nasz psycholek ma wyobraźnie. Pospacerowałem trochę po miejscu zbrodni.

- Ciekawe... – szepnąłem do siebie. - Dlaczego skorpiony?

Obejrzałem jeszcze raz śmietnik. Z tyłu, po bokach, pod klapą. Może zostawił jakąś wiadomość, zagadkę do rozwiązania. Cokolwiek. Nic.

- Zastanawiam się dlaczego skorpiony - powiedziałem, podchodząc do kumpla.

• Nie mam pojęcia – odparł

• Dobra, dzwoń jakby co.

Wsiadłem do auta i zajechałem do pobliskiej knajpy na kolejną kawę. O, w tej nawet niezłą podają. I kelnerki też niczego sobie.

Usiadłem przy stoliku. Czekałem chwilę na obsługę. Po chwili zjawiła się przemiła pani i spytała co podać.

- Czarna, mocna sypaną po proszę - powiedziałem.

- Już się robi - odpadła z uśmiechem.

- I może dwa naleśniki do tego, z miodem jeżeli macie.

- Jest miód - powiedziała pokazując śnieżno-białe zęby. Piękny uśmiech.

- Dziękuje - także się uśmiechnąłem

Czekałem na naleśniki i kawę. Przed jedzeniem i w trakcie, myślałem o tym facecie. Kim był? Może to zabrzmieć trochę dziwnie, ale podziwiam go za oryginalność. Po posiłku pojechałem do domu.

 

Marta obudziła się na wygodnej sofie. W pierwszej chwili pomyślała, że to był tylko zły sen. Chciała się uśmiechnąć. Ale kiedy zobaczyła poroże jelenia wiszące na ścianie oraz terrarium ze skorpionami, zrozumiała, że nie znajduje się w swoim mieszkaniu. Spanikowała.

- Gdzie ja jestem?! - szepnęła, jej głos był pełen strachu. - Gdzie...? - łzy momentalnie pociekły jej po policzkach.

- Spokojnie moja droga - głos był relaksujący, głęboki, niewiadomo skąd pochodził.

- Jesteś bezpieczna, bezpieczna dopóki nie będziesz próbować uciekać. Wtedy pomyślimy, co z tobą zrobić.

- Nie zabijaj mnie, proszę! - łzy dalej ciekły po policzkach ale zadziwiona sama sobą, czuła że jest spokojniejsza. To przez ten głos? Dziwne.

- Zjesz coś, jesteś głodna? - postać ujawniła się. Mężczyzna teraz stał przed nią. Ubrany był dziwnie, nietypowo. Unikalnie. Czerwono-czarna skórzana kurtka, do tego żółto czarne Nike Jordany i krótkie dżinsowe spodenki. Czarne włosy miał ulizane do tyłu. W brwi tkwił kolczyk. Emanował charyzmą, był bardzo pewny siebie. Marta w pierwszej chwili nie mogła wyjść z podziwu ale po chwili przypomniała sobie, gdzie jest, a właściwie, że nie wie gdzie jest i u kogo.

- Kim jesteś? - spytała powoli. - Gdzie jestem ja?

- Jak widzisz, jesteś w pewnym miejscu.

- Porwałeś mnie? Dla okupu? - oplotła wzrokiem pomieszczenie.

- Brawo Marto! moja droga, bystra jesteś - odpowiedział z uśmiechem.

Marta? Skąd zna moje imię?

- Skąd wiesz jak mam na imię? JAK JA TU W OGÓLE TRAFIŁAM, OCO CHODZI?! - wykrzyczała w złości i strachu.

- Porwałem Cię. - odpowiedział opuszczając głowę.

- Dlaczego?

- Ponieważ chce robić z Tobą straszne rzeczy. - powiedział to, podnosząc głowę z wybałuszonymi oczami. - Widzisz, kocham seks ale jestem trochę chory na jego punkcie. Nie zawsze porywam dziewczyny, czasami po prostu podrywam je w barach i przyprowadzam do domu. Ale nigdy, prze nigdy nie wracają żywe. Ciebie porwałem. Jesteś bardzo śliczna. Chce cię pieprzyć jak żadną inną.

Teraz żałowała że przez chwile mu uwierzyła że wszystko będzie dobrze i że wywołał w niej podziw.

- O Boże... - wyszeptała szlochając

- Zawsze to samo. Pokaż mi Boga a wtedy uwierzę. Ja jestem Bogiem, wiesz? Bogiem seksu. Przeżyjesz rozkoszne cierpienie.

- Proszę, jeśli ma być tak jak mówisz, zabij mnie od razu...

- Nie, nie, nie, moja droga, to zbyt banalne. Ale kto wie, może ujdziesz z życiem, wypuszczę Cię, jeżeli będziesz dostatecznie rozkoszna i posłuszna. Obserwowałem Cię przez jakiś czas. Miałaś chłopaka, paskudny drań. Oglądałem was podczas stosunków. Wiłaś się niczym wąż. To było piękne. Jesteś śliczna.

- Ty zboczeńcu... pierdolony zboczeńcu! - zapomniała już o płaczu. Złość była silniejsza. Ona musiała być silna.

- Hm.. także.. poleż sobie jeszcze. Nie uciekniesz, nie zadzwonisz po pomoc, jeżeli będziesz chciała jeść, tam jest kuchnia - wskazał palcem. - To totalne odludzie. Las, piękny las. Jesteśmy w domku w lesie - uśmiechnął się sympatycznie.

- Może kawy? - powiedział i ruszył w stronę kuchni. - Będzie miło. Poznamy się i dopiero wtedy zaczniemy zabawę. Co ty na to?

Marta schowała głowę w poduszkę. Była przerażona, zszokowana. Ale musiała być silna. Może nie kłamał, z tym, że ją wypuści.

 

Miasto nocą. Wszystko wydaje się takie inne. Mroczne... Kocham ten klimat. Mroczny klimat. To dlatego chciałem trafić do wydziału zabójstw? Wszystko jest takie nieprawdziwe, a jednak zbyt surowo realne. Jechałem samochodem. Światła lamp odbijały się w przedniej szybie. Zadzwonił telefon. Odebrałem. Usłyszałem słodki, pijany, kobiecy głos.

- Przyjedziesz do mnie?

- Nie mogę, Majka, pracuje. - odpowiedziałem

- Gówno prawda! - krzyknęła, po chwili już spokojniej - Słyszę silnik.

- Bo jadę na miejsce zbrodni.

Skłamałem.

- Morderstwo?

- Tak, niestety.

Chwila milczenia.

- Nie zdradzasz mnie?

- Co ty pleciesz za bzdury, jasne że cię nie zdradzam. Po co miałbym to robić?

Za to spłonę w piekle.

- Bo nigdy Cię nie ma, nie wiem co robisz, nie spotykamy się od jakiegoś czasu. Co ja mam ze sobą zrobić?

- Kotku, przykro mi, taką mam prace, muszę jakoś zarabiać, tak?

- Tak.. jasne.. mieć czy być, co?

- Słuchaj, obiecuje że jak tylko ta sprawa się wyjaśni, to wynagrodzę ci ten czas, okej?

- Tak, jasne. Kocham cię, pa.

- Ale Majka!

Połączenie się urwało.

Niech to szlag. – zakląłem i rzuciłem telefonem na siedzenie pasażera. Zjechałem na parking. Pogrążony w myślach i lekkim amoku zdenerwowania, dopiero po chwili uświadomiłem sobie że znowu dzwoni telefon. Myślałem że to Majka, a nie chciało mi się z nią już gadać. Z ulgą odebrałem telefon.

- Cześć Alek – powiedziałem

- Gdzie jesteś?

Rozejrzałem się.

- Na parkingu koło kina.

- Którego kina? Nieważne. Przyjedź pod most Męczenników. Mamy kolejne zwłoki. – powiedział Alek i natychmiast się rozłączył.

Nie zdarzyłem zapytać. Ale już znałem odpowiedz. Skorpion znowu uderzył.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania