Skradziono bramę!

Nieznani sprawcy wywieźli ją na złom i sprzedali. Najlepiej zachowany zabytek w promieniu dziesięciu kilometrów został wymieniony na równowartość sześciu flaszek. Albo miał zostać. Co do tego nikt nie był pewny.

 

Gdyby konserwator czegokolwiek się domyślał, wszyscy mieliby niemałe kłopoty. Na szczęście, póki co, o niczym nie wiedział. I wydawało się, że jeszcze długo się nie dowie, o ile ktoś mu nie doniesie.

 

Śnieżka bardzo obawiał się konserwatora i jakichkolwiek inspekcji. Podczas ostatniej zapowiedziano, że jego ukochane pałacowe lochy wysprząta się i zamknie na kłódkę, a on nie będzie z nich sobie urządzał schroniska dla bezdomnych.

 

Flawiusz Śnieżyński nie był wcale bezdomny, choć mógł sprawiać takie wrażenie. Miał dom, ale w zrujnowanym pałacyku czuł się znacznie lepiej. Bez brata dziwaka, z którym był pokłócony od dzieciństwa. Bez jego nienormalnych gości i wiecznie dudniącego radia (które ten stary pryk specjalnie tak ustawiał, by nie dało się ściszyć). Walka o połowę odziedziczonego w spadku apartamentu okazała się ponad jego siły. Po śmierci matki, opuścił rodzinną miejscowość, wynajął po znajomości jeden pokoik, drugi urządził w pałacu, bez pytania kogokolwiek o zgodę i odnalazł wewnętrzny spokój.

 

Naturalnie, podczas poszukiwań, padły na niego oskarżenia. Nie był jedynym podejrzanym, ale do pozostałych trudniej było dotrzeć, przez to jak bardzo pijani byli. Samozwańcza ekipa poszukiwawcza, składająca się z zastępcy wójta i wice przewodniczącego rady parafialnej nie kryła zdziwienia i żalu, kiedy nie zastała bramy w kryjówce Śnieżki. Na domiar złego kanciapa okazała się czystsza niż kiedykolwiek. Dziki lokator nawet nie zdewastował ścian sprayem i za darmo posprzątał strzykawki, które jego poprzednik tam zbierał. Potem ekspedientka z lokalnego sklepu potwierdziła, że Śnieżka ostatnio nie kupował więcej niż zwykle, ani nie zachowywał się podejrzanie. Była gotowa poprzeć swoje zeznania nagraniami z monitoringu, nikomu jednak nie chciało się tego oglądać, więc komisja uwierzyła jej na słowo i szukała dalej.

 

Nie było to proste. Pozostali podejrzani trzeźwieli szybko, ale i tak śledztwo utknęło w martwym punkcie. Samozwańczy detektywi bardzo szybko stracili motywację i rozpatrywali tę sprawę jak wszystkie inne, to znaczy w trybie ustawowym, ze stosownymi przerwami na kawę i papierosa. Kryminalni z powiatu – nieco żwawiej, jednakże wyglądało na to, że zanim sprawca się odnajdzie, brama zostanie przerobiona na żyletki.

 

Dni mijały, a bramy dalej nie odnaleziono. Należało wytoczyć ciężką artylerię, w postaci pięciu tysięcy złotych nagrody. Wynikło z tego więcej szkody niż pożytku. Lokalne gazety nagłośniły sprawę, a na terenie zabytkowej rezydencji pojawiło się dziesięć samozwańczych grup poszukiwawczych, które robiły taki hałas, że nie dało się tego wytrzymać. Śnieżka nie potrafił ukryć żalu, gdy myślał o swojej kanciapie w dworku. Przerażała go perspektywa utraty tego wyjątkowego miejsca, więc musiał działać. Postanowił, że sam zajmie się śledztwem i odnajdzie bramę, a jeśli mimo to zostanie wyrzucony ze swojego azylu, za pięć tysięcy wyremontuje jakąś altankę na ogródku i tam będzie siedział.

 

Postanowienie uczcił papierosem.

 

*

 

Niestety, tylko jeden człowiek był w stanie pomóc w poszukiwaniach. Śnieżka długo odwlekał w czasie to spotkanie, lecz wiedział, że będzie nieuniknione. Założenie kolejnej nic nieznaczącej ekipy poszukiwawczej byłoby bez sensu, musiał wydostać się ze swojej miejscowości i spotkać z kimś, kto dałby mu realną przewagę. Na szczęście, kierowca gminnego autobusu, który pozwalał mu jeździć na gapę między Maryzami Dolnymi a Maryzami Górnymi niedawno wrócił z urlopu, co znacznie ułatwiało wyprawę.

 

Na dworcu Śnieżka zobaczył ogłoszenie o zaginionej bramie, opatrzone dwoma zdjęciami. Ani jedno nie przedstawiało bramy, jedynie ziejący pustką wjazd na teren zabytkowej posiadłości.

 

– Bez obrazy, ale to już trzeba się z głupim na łby pozamieniać. Jak ludzie mają rozpoznać bramę na zdjęciu bez bramy? Kto to wymyślił? – wymruczał do siebie, obserwując jak pasażerowie wsiadają do autobusu. Rozejrzał się dookoła i gdy upewnił się, że nikt nie patrzy, zerwał ogłoszenie.

 

Gdy dotarł na miejsce, nie czekając ruszył do centrum, gdzie zaopatrzył się w dwie paczki papierosów i najtańsze pół litra. Tak wyposażony mógł iść prosić o pomoc bez wstydu.

 

W Maryzach Dolnych mieszkał człowiek, którego jedni się lękali, inni uwielbiali. Widzący Marek, oferował swoje skromne usługi jasnowidzenia, odkąd odkrył, że zdjęcia do niego przemawiają. W normalnych okolicznościach, Śnieżka w życiu by się nie zniżył do proszenia go o pomoc, ale tym razem był zdesperowany.

 

Łatwo było odnaleźć jego lokal, nawet jeśli ktoś nie znał adresu – pod balkonem leżało w nieładzie mnóstwo podartych lub pogniecionych fotografii. Klienci zostawiali zdjęcia, a i sam Marek miał ich też spory zapas. Traktował je jak partnerów do rozmowy, a wyrzucał, gdy okazało się, że mają inne poglądy polityczne lub zaczynały się robić za bardzo kłótliwe. Zdarzało się to średnio pięć razy dziennie, ale zapas zdjęć wydawał się nie mieć końca.

 

Śnieżka został przyjęty od razu, bo akurat tak się złożyło, że pierwsza tego dnia klientka odwołała wizytę. Wszedł do mieszkania, krzywiąc się z niesmakiem. Zmieniło się sporo, odkąd ostatni raz tam gościł. Streścił palący go problem i postawił na stole wódkę oraz ogłoszenie ze zdjęciem zdarte z dworcowego słupa.

 

– Coś ty, głupi? – Jasnowidz odsunął się, gdy spojrzał na zdjęcie. Śnieżka spokojnie dorzucił jedną paczkę papierosów, jednak i to nie przekonało Marka.

 

– Nie chodzi o cenę! – wyjaśnił. – Jak mam ci cokolwiek powiedzieć o tej bramie, skoro jej tu nie ma? To tak nie działa. Muszę mieć materiał na zdjęciu. Poza tym, co to za pomysł, by list gończy za bramą był bez bramy?!

 

– Zgadzam się, to trochę absurdalne, ale to jedyne, co mam – wyznał Flawiusz – nikt nie robił tej bramie zdjęć. Nie wiedzieliśmy, że się kiedyś przydadzą. Pięćset lat tam była i nikomu nie przyszło na myśl, że można ją ukraść. Wszyscy bardziej interesowali się pałacem. Fotografii pałacu jest dużo, ale brama widnieje na niewielu i głównie w tle. Nie możesz chociaż spróbować?

 

– Absolutnie. Niczego nie zobaczę.

 

– A za ramę Mocnych?

 

Marek zastanowił się głęboko.

 

– Wtedy może się udać. Ale nie daję gwarancji.

 

Śnieżka skinął głową i nabrał w płuca kwaśnego od zaduchu powietrza, marząc by otworzyć okno.

 

– No. To niech myśl o fajkach ci przyświeca. Użyj swojej mocy. No co?! – spytał, widząc jego reakcję. – U mnie słowo jest droższe pieniędzy. Okłamałem cię kiedyś? Przecież i tak nie wypalisz od razu całej ramy. Kupię, kupię, tylko muszę dostać nagrodę za znalezienie bramy.

 

Widzący Marek wysmarkał nos w szarą chusteczkę i łypnął ciekawsko. Jego twarz stężała na moment.

 

– To jest jakaś nagroda?

 

– Przecież mówię! Dostanę ją, to się z tobą podzielę. Nie zależy mi na pieniądzach tylko na kanciapie. Nie wyrzucą mnie z niej, jeśli znajdę bramę. To dobry interes – przekonywał, czując że rozmówca może zaraz odmówić wykonania usługi. – No?

 

Po chwili milczenia, jasnowidz kiwnął głową.

 

– Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ale jak mi nie zapłacisz, to kamień na kamieniu nie zostanie z tej twojej piwnicy – zagroził, a potem usiadł na krześle, chwycił zdjęcie i zacisnął powieki. Przez chwilę milczał, co jakiś czas marszcząc brwi.

 

– I co? – Śnieżka w końcu stracił cierpliwość.

 

– Czekaj! Łapię kontakt – wyjaśnił – to nie jest łatwe. Musze się skoncentrować.

 

– A długo to potrwa?

 

– Jeśli będę ciągle rozpraszany, to o wiele dłużej niż myślisz! Zamknij się! Boże, jak tam dojechać? Który zjazd na rondzie?

 

– Drugi. Po co odtwarzasz drogę? Chodzi mi o bramę!

 

Zdjęcie stuknęło o ścianę, gdy Marek odrzucił je od siebie, jak papierowy samolocik.

 

– Stanowczo odmawiam dalszej pracy w takich warunkach. Co ty sobie myślisz, że jestem jakimś twoim parobkiem? Wróżbita jest jak artysta! A nawet bardziej! Jeżeli tak ma to wyglądać, to zabieraj się stąd, zrywam umowę! Zadufany w sobie laluś…

 

– Przepraszam, czytaj dalej. No czytaj! – Śnieżka podniósł zdjęcie i położył na stole. – Drugi zjazd na rondzie. Już się nie odzywam.

 

Mężczyzna zamknął oczy i jeszcze raz spróbował osiągnąć skupienie.

 

– Mam do ciebie prośbę – rzekł po chwili. – Idź do biblioteki i zdobądź mi jakąś książkę, w której będzie zdjęcie tej bramy. Albo wydrukuj z internetu. Porównam sobie widzenia. No idź! W samotności lepiej mi się skupić.

 

*

 

Śnieżka nie musiał długo szukać. Przy bibliotece ktoś wywiesił ogłoszenie o zaginionej bramie – tym razem ze zdjęciem samej bramy, wydrukowanym w dobrej jakości na błyszczącym papierze. Maryzy Dolne zawsze okazywały się bardziej zorganizowane. Uradowany zabrał je ze sobą, by pokazać wróżbicie.

 

– Tak. – Marek ostrożnie porównał ze sobą oba zdjęcia. – Teraz widzę wyraźnie. Taka duża, metalowa, francuska…

 

– Niemiecka – poprawił Śnieżka. – Taka jak widać na zdjęciu. Tak mi się wydaje, że ten dworek należał do jakiegoś Niemca.

 

– Znalazł się, geograf za dychę. Widzę… urzędnik, jakiś księgowy. W garniturze, chudy jak szkapa. I baba w krótkich włosach. Na grzyba im taka brama?

 

– Gdzie jest?! – wykrzyknął uradowany, oczami wyobraźni widząc siebie z czekiem na pięć tysięcy, grupy poszukiwawcze opuszczające teren pałacu, a nawet swoje zdjęcie w lokalnej gazecie.

 

– W garażu u tej baby. Nie sprzedali jej jeszcze, planują to zrobić, gdy wszystko ucichnie. Ale wredna, cały czas się darła na tego biedaka, że przez niego całą operację szlag trafi.

 

– Jak ma na imię?

 

– A skąd mam wiedzieć? To jest widzenie na temat bramy, o które prosiłeś. Jeżeli chcesz informacji o nich, przynieś mi ich zdjęcia.

 

– Opisz mi tę babę – poprosił – Chyba ją kojarzę. Ma żółte włosy?

 

– Najbardziej żółte włosy, jakie w życiu widziałem. Ale gdy kradła bramę, schowała je pod czepkiem. Pewnie po to, żeby nikt jej nie rozpoznał.

 

Śnieżka uśmiechnął się triumfalnie.

 

– Nigdy bym się nie spodziewał, że ona to zrobiła. Wiem która to – stwierdził pewnie. – Mówią na nią Maria Antonina, bo ciągle jak wraca z roboty, to gada że miała urwanie głowy. Wielu ludzi chciałoby jej tę głowę rzeczywiście urwać. Nie mam pojęcia gdzie pracuje, ale chyba wiem, gdzie mieszka. Chudego w garniturze nie kojarzę.

 

– Brązowe włosy – Marek próbował pomóc, ale to nie zdało się na nic.

 

– Takich jest pełno. Ma jakieś cechy charakterystyczne?

 

– Jedną. Musze poszperać w kuferku, może znajdę jego zdjęcie. Twarz wydaje mi się znajoma.

 

– To świetnie!

 

Wróżbita zamyślił się przez moment. Śnieżka wpatrywał się w niego pytająco, a uśmiech zniknął mu z twarzy.

 

– Przemyślałem sobie wszystko. Nie będzie dzielenia się nagrodą – oświadczył zimno – nie dam ci się kolejny raz wykorzystać. to ja znalazłem bramę i to ja doniosę na tych ludzi. – Odsunął od siebie przyniesioną przez klienta wódkę i paczki papierosów. – Idź stąd i nigdy już więcej nie wracaj.

 

– Ale dlaczego?!

 

– Jeszcze się pyta, bezczelny typ. Psiakrew, na świecie musi być jakaś sprawiedliwość! – wykrzyknął rozemocjonowany. – Musiałem całe życie znosić porównania do ciebie? Twoje dokuczanie z powodu mojego talentu? Tak! Jak następna brama zaginie i ją znajdziesz, to będziesz miał nagrodę dla siebie.

 

– No to się jeszcze przekonamy! – Śnieżka poderwał się z miejsca zdenerwowany. –Ciekawe, z kim będą chcieli rozmawiać.

 

Marek wykrzywił usta w grymasie wściekłości.

 

– No z kim? Może z tobą? – zapytał i rzucił mu pogardliwe spojrzenie. – Nie rozśmieszaj mnie! Jest ktoś, kto jeszcze pamięta o tobie? Ile to już lat, od ostatniej książki? Dwadzieścia? Trzydzieści? Gdyby mamusia żyła, przeprosiłaby mnie za wszystkie lata, w których stawiała mi ciebie za wzór! Jesteś drobnym pijaczyną z pałacowych lochów. Cieniem człowieka, którym kiedyś byłeś.

 

– A ty jesteś nieukiem i wariatem! I nic dziwnego, że zostawiła cię żona. Mamusia miała rację, do niczego się nie nadajesz!

 

– Wyjdź z mojego domu Flawiusz!

 

– To jest też mój dom! Szlag mnie trafia, gdy widzę co się z nim stało. Ale już niedługo – zagroził – Według prawa należy mi się połowa!

 

– Należy ci się… – powtórzył – tobie się zawsze wszystko należało. Niedoczekanie! Ty już swoje zdobyłeś, profesorku. Teraz moja kolej, by zabłysnąć. Prędzej zdechnę, niż oddam ci nagrodę za tę bramę!

 

Śnieżka wyszedł, trzaskając drzwiami. Niemal biegł w stronę dworca, z potarganymi włosami, butelką wódki w dłoni i odradzającym się pragnieniem by wejść z bratem na wojenną ścieżkę. Gniew obudził w nim nowe pokłady sił.

 

– Mogłeś mi odebrać dom rodzinny, patałachu – wymruczał do siebie. – Ale nagroda za bramę będzie moja!

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Bajkopisarz 03.10.2021
    Fajne :)
    Znów absurdalnie, choć nieco mniej niż w poprzedniej historii,którą czytałem. Dobrze rozegrana kwestia konfliktu braci, w taki nieoczywisty sposób, niespodzianka.
    No i brak rozwiązania kwestii bramy na koniec, zostawiasz to czytelnikowi i dobrze.
    Ale sprawdź sobie, czy podróże Flawiusza między Maryzami D i G mają sens, bo chyba się kierunki pomyliły :)
  • Kasamiyo Akasawa 06.10.2021
    Dzięki za spostrzegawczość i po raz kolejny za przeczytanie
    Albo nie ogarniam za dobrze tego portalu, albo tu nie ma opcji edycji tekstu? Nie mam jak wkleić poprawionej wersji.
  • Kasamiyo Akasawa jest edycja tekstu. Wchodzisz na swój profil klikasz „publikacje” wtedy wydkakują ci wszystkie publikacje z takim ołówkiem z prawej strony, to tam temrzeba puknąć i jesteś w domu.
  • Tjeri 04.10.2021
    Bardzo dobrze się czyta. Historia rozegrana zręcznie, z zaskakującym finałem. Niby absurd, ale i trochę też krzywe zwierciadło rodzinnych relacji - jak tak szerzej spojrzeć. Dobre pisanie!
  • Kasamiyo Akasawa 06.10.2021
    Dzięki ^-^ cieszę się, że się spodobało.
  • Trochę w stylu fanthomasa, czyli bardzo ok. Czyta się lekko i uśmiech ciągle kręci się gdzieś w okolicy.
    Podobało się.
    Pozdrawiam
  • Kasamiyo Akasawa 06.10.2021
    O jest! Super, dzięki ^-^
  • Kasamiyo Akasawa rada techniczna, nie wstawiaj więcej niż dwa teksty na dobę, bo więcej nie wyświetli się na tablicy głównej i raczej ich nikt nie zauważy.
  • Kasamiyo Akasawa 06.10.2021
    Maurycy Lesniewski już wcześniej zauważyłam, że chyba jest jakiś limit. Ale nie szkodzi, bo oprócz opowi mam profil na wattpadzie i bloga. Dopóki nie ogarnę tego portalu, to tu bardziej tylko kopie zapasowe

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania