Skrawek papieru i podarte nogawki

Jestem Emily. Właściwie to mój pseudonim sceniczny, tak naprawdę nazywam się...albo nie, nie lubię wypowiadać tego imienia na głos. I tak jest to nieistotne w kwestii, którą chcę na tym skrawku papieru poruszyć. Po przeczytaniu sami możecie nadać mi jakąś nazwę. To chyba nieuniknione, nawet gdy nie chcemy nikogo oceniać z góry, w głowie tworzą nam się mniej lub bardziej wyraźne założenia o danej osobie. Jeśli nie zgadzasz się z tym, to szczerze, zazdroszczę Ci. Życie byłoby o niebo łatwiejsze, gdyby... zresztą, odbiegam od tematu, który chcę, a raczej czuję, że muszę natychmiast z siebie wyrzucić. Siedzę teraz na scenie, w klubie który zdążył już opustoszeć po moim koncercie, patrzę na swoje podarte nogawki i myślę. W zasadzie to nie jest myślenie, a pojedyncza myśl. Nie zastanawiam się nad tym, jednakże siedzi we mnie coś narastającego, jakby niewidzialny klucz który drży w zamku niepewny: zamknąć się, czy nie zamknąć. Mianowicie, o znajomości mi chodzi. A konkretnie o otwieranie się przed ludźmi, z którymi relacja trwa tylko kilka chwil. Po każdej takiej znajomości jest mnie mniej. Ci ludzie, którzy zniknęli z mojego życia, najwyraźniej zabierają dla siebie to, co ja im z siebie dałam. Z kolei z tego, co ja od nich dostałam, nic dla siebie nie zostawiłam. Przynajmniej mam takie wrażenie, bo czuję się bardziej pusta w środku. Więc dochodzę do wniosku, że to może nie ludzie bez pożegnania kradną wszystkie te rzeczy pokazujące jaka jestem, ale robi to czas. Tak, ten z szyderczym uśmieszkiem czas. To tak, jakby wycięto mi kawałek ciała i zabrano w jakieś odległe miejsce, nie wiadomo gdzie. Czy tylko dla mnie jest to przerażające? Dzielę się z kimś swoimi przemyśleniami, emocjami, wydarzeniami z ubiegłego dnia. Wspomnieniami, marzeniami, a czasem problemami. Czy da się inaczej? Nie wyobrażam sobie poznawać ludzi bez rozmawiania o takich rzeczach. Gdyby ich nie było, to konwersacja musiałaby się opierać jedynie na, dajmy na to, memach. I jak wtedy stworzyć z kimś sensowną relację? Muszę choć trochę się pokazać, by pokazać, że mi zależy. Tak myślę, gdy wdaję się z kimś w dyskusję. Jednak patrząc z boku, dochodzę do wniosku, że tak czy siak zawsze wychodzi na to samo. Upływ czasu obdziera mnie doszczętnie z poczucia, hm, pewnego rodzaju stabilności.

Wiecie, niby jest miło, wszystko układa się jak należy, cieszymy się swoją obecnością. I to wszystko na marne, być może jedynie po to, by te wspomnienia utrzymały mnie przy pozornie zrównoważonym funkcjonowaniu. Człowiek, jak kurier, wchodzi i wychodzi z mojego domu, zostawiając na blacie pakunek z tykającą bombą. Z zainteresowaniem biorę go do ręki, odpakowuję i zaczynam chwiać się na własnych nogach. Wszystko wkoło zaczyna drżeć, a grunt pode mną zaczyna pękać, bo czas się skończył. I nie płaczę teraz nad kończącą się znajomością, w której miałam ochotę na więcej. To zupełnie nieważne, mam nadzieję, że nie pogubiliście się i wiecie, że to nie jest meritum. Bo ja się gubię, gubię się w tej opustoszałej przestrzeni. Czuję się wyczerpana, gdy się otworzę, a przecież i tak staram się nieco dystansować. Nie wchodzę za szybko na prywatne sprawy, raczej sunę po powierzchni tego, co trudne i ważne. A i tak robi się tego za dużo. Za dużo dla kogoś, kto ponownie robi się dla mnie obcy. Vanitas vanitatum et omnia vanitas, podsumowując.

 

PS. A może wielu ludzi też ma tak jak ja, dlatego tworzą się płytkie i błahe relacje, jedynie dla prowizorki, by we wszechobecnym sarkazmie skryć swoją nieporadność. Jednak do zastanowienia :)

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Poncki dwa lata temu
    Hmm, opowiem Ci historię o najsmutniejszym człowieku.

    Spotkałem go w pewnym barze koło albergi, gdzieś w Portugali.
    Spędzaliśmy tam wieczorny odpoczynek ze znajomymi śmiejąc się i płacząc ze zmęczenia.
    Nagle przyszedł on. Zamówił piwo i siadł naprzeciwko nas tak jak byśmy się znali. Tak jak by on nas znał.
    Minę miał jak trumna, wzrok okrągły i szklisty a aurę czarna, wręcz namacalna.
    Wprowadził niepewność do pomieszczenia więc zapytaliśmy chcąc zachować dobre nastroje.
    Zapytany odpowiedział:
    - widzimy się dziś wieczorem jeden, jedyny raz w życiu i już nigdy się nie spotkamy.
    Zamieniliśmy z nim jeszcze kilka powierzchownych zdań po czym wyszedł znudzony bez migacza.
    Automatycznie pomyślałem: przecież to nic strasznego zobaczyć kogoś tylko raz w życiu.

    Później spróbowałem spojrzeć na to oczami samotnego mieszkańca małego miasteczka na końcu Europy,
    który CODZIENNIE widzi nowe, zmęczone lecz pełne szczęścia twarze,
    codziennie widzi piękne dziewczyny, codziennie ma szansę zakochać się od pierwszego wejrzenia,
    codziennie próbował wymienić się kontaktami zapewne gdy był młodszy,
    codziennie próbował poznać choć część, nowej zagranicznej kultury,
    codziennie rozmawiał i śmiał się razem z podróżnymi, słuchał co do niego mówią, mówił do nich,
    codziennie żegnał się z nadzieją, że może za rok znów się zobaczymy.

    Jak samotnym może być człowiek, który codziennie poznaje nowych ludzi a nie zna nikogo?
  • miloscisraczka dwa lata temu
    To jest spojrzenie z nieco innej perspektywy, niż opowieść Emily, ale chyba dobrze z tym rezonuje. Ładnie się uzupełnia :)
  • Poncki dwa lata temu
    miloscisraczka
    tak jak by niesymetryczne odbicie..?
  • miloscisraczka dwa lata temu
    Poncki
    sama nie wiem. Odbicie raczej nie. Jak już porównujemy to mi bardziej pasuje tu dwie strony monety - orzeł i reszka
  • Noico dwa lata temu
    Ciekawe tylko dlaczego nic w Tobie z innych nie zostaje. Może nie trzeba się aż tak angażować, żeby obcym ludziom od razu się zwierzać, przekazywać emocje, wchodzić na poważne tematy.
  • miloscisraczka dwa lata temu
    ?‍♀️
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Fajne w tym twoim chaosie. Pozdrawiam 5
  • miloscisraczka dwa lata temu
    Dziękuję. Pozdrawiam
  • Anonim dwa lata temu
    Tekst dobry na bloga. Ale literacko tez niezły, błędów nie zauważyłem. Jednak nie porwał mnie, nie było w nim "tego czegoś" — mogą być to różne rzeczy, bo różne są w stanie mnie poruszyć.
    Plus za warsztat, minus za "bladość".

    Pozdrość.
  • miloscisraczka dwa lata temu
    Dzięki za opinię, za przeczytanie ? W sumie podoba mi się to określenie "bladość". W moim odczuciu pasuje do przekazu ?
  • miloscisraczka dwa lata temu
    Dzięki za opinię, za przeczytanie ? W sumie podoba mi się to określenie "bladość". W moim odczuciu pasuje do przekazu ?
  • Urszula Pieńkowska dwa lata temu
    Świat stał się dla mnie piękniejszy, kiedy zrozumiałam, że mój strach przed odkrywaniem się przed ludźmi wynikał z mojego poczucia braku. Miałam wrażenie, że posiadałam mało i jeszcze miałam się tym dzielić. To wrażenie nie było powiązane z zachowaniem ludzi. To wynikowa mojego wewnętrznego przekonania na temat siebie samej, ludzi i świata. Równocześnie byłam jak studnia bez dnia, w której nie mógł się osadzić żaden komplement.

    Warto posprzątać w swojej psychice. Funkcjonuje się wtedy o wiele łatwiej...

    Pozdrawiam serdecznie :)
  • miloscisraczka dwa lata temu
    Dziękuję za miły komentarz. Dobrze ujęte ? Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania