Skryty w mroku
Potężny huk wybudził mnie ze snu. Zupełnie, jakby w pokoju obok wybuchł granat. Ściany domu się zatrzęsły, a w powietrzu unosił się duszący pył, który zaczął łaskotać mnie w gardle. Usiadłam na łóżku i zaczęłam nasłuchiwać. Po chwili ciszę nocną rozdarły odgłosy łomotania, zupełnie jakby ktoś na strychu usilnie uderzał czymś twardym w ścianę.
Z niedowierzaniem wygramoliłam się z łóżka. Odkąd przeprowadziliśmy się do tego domu, a mieszkaliśmy to już prawie od miesiąca, nie udało mi się jeszcze porządnie wyspać. Noc w noc słyszałam niepokojące hałasy dochodzące ze strychu. Jakby na górze mieszkał dziki lokator. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że tylko w moim pokoju dało się słyszeć te dźwięki. W sypialni moich rodziców, czy młodszego brata, Deana, panowała nieskazitelna cisza.
Owinęłam się szczelnie szlafrokiem i podjęłam męską decyzję: najwyższy czas skończyć te nocne spektakle, przez które chodziłam do szkoły niewyspana.
Choć należę to twardych osób, które nie wierzą w istnienie duchów i zjawisk paranormalnych, to w drodze na strych czułam się odrobinę niekomfortowo. Cholera, przecież nie wiadomo, co tam siedziało!
By dodać sobie pewności siebie, dorwałam szczotkę na długim kiju, po czym uzbrojona i gotowa na wszystko, zaczęłam wchodzić po schodach na strych. Byłam pierwszą osobę, która zamierzała go zwiedzić. Od naszej przeprowadzki jeszcze nikt tam nie zaglądał.
Chwyciłam klamkę i nacisnęłam ją. Drzwi zaskrzypiały straszliwie, co sprawiło, że serce podeszło mi do gardła. Po chwili przypomniałam sobie, że jestem osobą, która śmieje się jak szalona podczas oglądania najstraszniejszego horroru i wkroczyłam śmiało na strych.
Na strychu panowały egipskie ciemności. Na próżno szukałam włącznika światła. Do moich nozdrzy dotarł zapach stęchlizny, a po chwili kichnęłam. Nagle ni stąd, ni zowąd, usłyszałam brzęczenie łańcucha i zesztywniałam. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Może z ciemności za chwilę wyskoczy wilkołak i mnie zaatakuje?
Mocniej ścisnęłam szczotkę, którą trzymałam w ręku. Wiedziałam, że to była marna broń na wilkołaka, ale lepsza taka niż żadna.
Kolejny raz usłyszałam brzęczenie łańcucha. Wytężyłam wzrok, ale w tych ciemnościach kompletnie nie potrafiłam niczego dostrzec.
Potężny podmuch wiatru zwalił mnie z nóg. Poleciałam w tył i uderzyłam o coś twardego głową. Zrobiło mi się słabo. Poczułam piekący ból z tyłu czaszki. Po chwili zemdlałam.
Obudził mnie cichy, kojący śpiew, przypominający bardzo głośne mruczenie kota. Opierałam się o coś, co wbijało mi się w plecy. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Usilnie próbowałam przypomnieć sobie, co się stało wcześniej i jakim sposobem się tutaj znalazłam, ale pamięć zwyczajnie mnie zawodziła.
Kiedy wzrok w końcu mi się wyostrzył, spojrzałam w górę. Zobaczyłam twarz najpiękniejszego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek widziałam. Miał brązowe, gładkie włosy do ramion, ciemne, duże oczy, doskonale wykrojone usta i kwadratową szczękę. Gładka skóra w śniadym odcieniu zdawała się świecić w ciemności. Coś, co przypominało aurę sprawiło, że mogłam go zobaczyć wyraźnie.
Nieznajomy pogładził mnie delikatnie po twarzy. Jego dotyk był kojący a gest niesamowicie czuły. Pomyślałam, że w jego spojrzeniu mogłabym się zatopić na zawsze.
Trzymał mnie zamkniętą w swoich objęciach, jakby chciał ochronić mnie przed całym światem. To, co wbijało mi się w plecy, było jego kolanem. Usiłowałam zmienić niewygodną pozycję, ale bałam się poruszyć.
W mroku dostrzegłam jakiś ruch i poderwałam gwałtownie głowę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, na co patrzę. Były to potężne, rozłożone jak do lotu, skrzydła. Zamarłam, zachwycona tym widokiem.
Wyciągnęłam rękę, by ich dotknąć. Zobaczyłam wtedy, że nieznajomy trzymający mnie w objęciach, uśmiecha się. W następnym momencie skrzydła otoczyły mnie. Były takie jedwabne i delikatne, niczym najdroższy aksamit.
Czułam się jak w niebie. To uczucie nie mogło się równać z niczym innym. Mogłam umrzeć w tamtym momencie. Nieznajomy pochylił się w moją stronę. Zrozumiał, co chce zrobić: pocałować mnie.
Tuż przed tym, jak nasze usta miały się spotkać w pocałunku, nieoczekiwanie wszystko się skończyło. Znalazłam się w swoim łóżko i oddychałam ciężko, jakbym przebiegła przed chwilą kilka kilometrów. Nie wiedziałam, czy to co przed chwilą przeżyłam było prawdziwe, czy to był tylko sen.
Westchnęłam, zrezygnowana i zakopałam się w pościeli. Kładąc ręce na poduszce, dotknęłam czegoś miękkiego. To było pióro!
Uśmiechnęłam się. Teraz wiedziałam już wszystko.
KONIEC
Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania