Słodka Idiotka - rozdział 3
3.
Piątek – moje dwudzieste szóste urodziny. Jak co rano udałam się do sklepu. W ramach przypomnienia – nie na zakupy, a do pracy. Koleżanka Anka zdążyła już zrobić kawę. Na talerzyku leżały dwa kawałki ciasta. Taki jak lubię – dużo, bardzo dużo masy orzechowej i odrobina alkoholu. Zaraz po przekroczeniu progu złożyła mi życzenia. Zwyczajne. Pospolite. Kto takich nie słyszał? Zdrowia – wiadomo, najważniejsze. Kto nie ma zdrowia, mało może. W pełni zgadzam się z Kochanowskim. Doceni go tylko ten, który go straci. Szczęścia – tego nigdy mało. Pieniędzy – bez tego bardzo trudno o dobrego lekarza. Bez lekarza nie ma zdrowia. Bez zdrowia trudno o szczęśliwe życie. Niektórzy potrafią czuć szczęście pomimo choroby. Ja chyba bym nie potrafiła. Pociechy z męża. I tu pojawia się problem. Co za pociecha jeśli widzi się go przez dwie godziny przed snem? Ale nie narzekałam. Nie prosiłam o więcej. Zatem jak mogłabym mieć pretensje do niego, skoro nie mówiłam mu o swoich potrzebach? Potrzebach, których sama jeszcze nie znałam.
W pracy miałam tego dnia luzy. Anka postarała się, żebym nie była zmęczona. Cudowna dziewczyna. Większość obowiązków wzięła na siebie. Ciekawe co mąż przygotuje? Ciekawe czy pamięta? Ciekawe? Raczej mało interesujące jeśli będzie tak, jak co roku. On nigdy nie pamięta. Zawsze dawałam mu jakąś podpowiedź. W zeszłym roku napisałam na czerwono na odpowiedniej stronie kalendarza „ZNOWU MINĄŁ ROK”. Ale to i tak nie dało żadnego rezultatu. Tym razem nie zrobiłam nic, by upomnieć się o jego pamięć. Nic a nic! Zobaczymy cwaniaczku na ile cię stać! Będziesz mógł się wykazać.
Wracam do domu. Wchodzę – pusto. Teraz wiem, że pusty dom tworzy pusta kobieta. Tak, przyznaję przed wami, że byłam pusta. I to ja byłam winna powstaniu pustki w moim domu, w moim życiu. Już nie jestem, ale wtedy byłam. Więc, wracam do pustego domu. Jestem zdenerwowana. Wiem, że zapomni. Wiem, że tego wieczoru będzie mi przykro. Ale nie będę się wściekać. Nie mam już na to siły. Może Marek nie będzie miał dla mnie niespodzianki tego wieczoru. Ja natomiast dla niego mam w zanadrzu całkiem sporą niespodziankę. Na początku nic mu nie zdradzę. Poczekam. Dam mu szansę. Jednak jeśli on urządzi mi urodziny takie jak co roku, czyli nie urządzi ich wcale, ja sprawię, że ten dzień będzie inny niż wszystkie.
Jak już wspominałam, wróciłam do pustego domu. zrobiłam szybki obiad, czyli danie mrożone jednogarnkowe. Kupiłam mrożony bigos, odgrzałam i gotowe. Ode mnie tyle. To i tak więcej, niż on da z siebie. Zrobiłam więc swoje i czekam. Czekam, czekam, czekam, a jego nie ma. Dzwonię więc. Okazuje się, że już jest w drodze do domu. Dopiero teraz zrozumiałam, że on nigdy nie wracał do pustego domu. Ja zawsze. Dziwna i zaskakująca różnica. Wracaliśmy przecież do tego samego miejsca. Tyle, że na mnie nikt nie czekał. Na niego zawsze, zawsze kochająca żona. Kochająca? Kochałam go w pewien sposób. W sposób, który zna pewnie większość kobiet. Jeśli nie wszystkie. Trochę to dziwne. wszyscy zakochani czują tak mocno. Ich miłość jest namacalna jak gęsta mgła. I oni wiedzą, że tak będzie już zawsze. Nie wiedzą tylko, że są w błędzie. A w błędzie jest każdy, kto naiwnie wierzy, bezmyślnie pokłada nadzieję w przysiędze małżeńskiej. Szczęśliwi ci, którzy nie założyli się z Bogiem o miłość. Ci żadnej przysięgi nie złamali. Bo jak złamać coś, co nie istnieje? Nie znaczy to, że po ich wybrykach nikt nie płacze. Oj, płaczą!
Marek wrócił jak zwykle zmęczony. Jak zwykle zjadł obiad i poszedł się umyć. Zmyć z siebie brudy budowlańców. Zawsze pierwszą czynnością jaką robił po powrocie, było spożywanie posiłku. A powinien przed podejściem do stołu skorzystać z wody. Czy zasiadając do obiadu brudnym, nie okazuje się braku szacunku jedzeniu? Gdzie w takim razie szacunek do osoby podającej posiłek? Tak mała rzecz, a świadczy w tak ważnej kwestii miłosnej. Bo szacunek do współmałżonka to naprawdę rzecz priorytetowa. Nie miłość i jej okazywanie jest w małżeństwie najistotniejsze. Każdy kto żyje w związku poświęconym przez Boga lub nie, powinien na piedestale postawić szacunek. Tylko w ten sposób będzie mógł choćby marzyć o wspólnej z kimś starości. Bo miłość, zakochanie, to wszystko jest ulotne, powtarzalne. Ale szanować się całe życie to sukces wspólny.
Marek wrócił jak zwykle zmęczony. Zbyt zmęczony, by choćby wspomnieć o moim święcie. Nigdy nie domagałam się świętowania moich urodzin. Bo i po co? Ale ten szacunek. On powinien mu nakazać inne zachowanie. Powinien wymusić cokolwiek. Do wieczora nie było „Szczęścia, zdrowia, pociechy z męża” i tym podobnych życzeń. Nie było szybkiego, pozbawionego piękna seksu. Rano nie było mnie. Jak to pięknie i lekko brzmi. Rano nie było mnie. Około godziny drugiej w nocy nadal nie spałam. Ale znudził mi się widok sufitu w mojej małej, pustej, zimnej sypialni. Wstałam wykonując delikatne ruchy. Nie chciałam obudzić zmęczonego męża. Poszłam do kuchni. zapaliłam światło. Zrobiłam sobie kawę. Zadzwoniłam do Anki. Przeprosiłam za przerwanie snu. Powiedziałam, że mam dość tego życia. Przestraszyła się. Powtarzała, że zaraz się u mnie zjawi. „Tylko nie rób żadnych głupot.” – powiedziała, a ja zrozumiałam w jak tragicznej znalazłam się sytuacji. Zapewniłam ją, że nie w głowie mi samobójstwo. Że chcę się wyrwać z domu, z rodziny, której byłam członkiem. A może to ja sama tworzyłam tą rodzinę? Może. Nie wiem. Jedno jest pewne. Miałam tego dość. Pewnego dnia o pewnej nocnej godzinie dojrzałam do tego, by zatrzasnąć za sobą pewne drzwi, zostawiając za sobą pewną przeszłość. Kilka rzeczy spakowałam już na już. Planowałam po resztę zjawić się później. Nie zjawiłam się. Wiem tylko od mojej mamy, że Marek długo płakał. Długo zbierał myśli. Zastanawiał się co zrobił źle. Nikt nie powiedział mu, że jedyną rzeczą, którą powinien – a nie robił – było robienie czegokolwiek, by zachęcić mnie do kolejnego dnia. Teraz mogę się do czegoś przyznać. Nie tęskniłam za nim, będąc jego żoną. Martwiłam się o niego, ale nie tęskniłam za nim. Kochałam go, ale nie tęskniłam za nim. Niektórych ludzi chyba łatwiej kochać na odległość.
Ania pozwoliła mi przenocować u siebie. Spędziłam tam kilka nocy. Wyjaśniłam, że nie chcę już żyć w taki sposób, w jaki wtedy żyłam. Załatwiłam sobie zwolnienie od lekarza. Nie pracowałam. Nie wiedziałam gdzie się udać. Jak zacząć nowe życie? Wiem! Powinnam umrzeć i narodzić się na nowo. Ale jak tego dokonać? I tu pojawia się maleńki problem. Ale nie ma rzeczy niemożliwych. Są tylko takie, których nie potrafimy zrozumieć i takie, których bardzo się boimy. Ania bez mojej wiedzy i bez mojej zgody opowiedziała o wszystkim naszej szefowej. Trochę mnie to wściekło. Ona jednak nie przejęła się tym. Wiedziała co robić, by niemożliwe urzeczywistniło się. Nasza kochana szefowa w zaledwie dwa dni załatwiła mi przeniesienie do sklepu w innym województwie. Ta sama sieć małych sklepików, lecz w innym świecie. Nad sklepem było małe mieszkanko, za które płaciłam grosze w zamian za pełną dyspozycyjność. Och, zapach wolności jest piękny. Pięknie rześki, pięknie odżywczy, pięknie piękny. Narodziłam się na nowo. Jako ta, która złamała przysięgę małżeńską walcząc o swój maleńki kawałek przestrzeni w ogromnym świecie pełnym ideałów. Ideałów nie ucieleśnionych. Ideałów wymyślonych przez kogoś. Przez nas samych. Gdybym w kilku zdaniach miała opisać swój świat, swoją duszę, swoje ja, napisałabym takie zdania:
Nie płaczę z powodu strat,
pod wpływem upływu lat.
Nie płaczę, choć chce mi się wyć.
Nie płaczę, choć nie chcę już żyć.
Gdy płaczesz, świat płacze z tobą.
Wypełnia się z tobą żałobą.
Dla ciebie roni łzy,
Bo świat to cały ty.
Jesteśmy częścią istnienia.
Żyjemy od niechcenia.
Mijajmy dzień za dniem
Pozostawiając cień.
Cień płacze z powodu strat,
Pod wpływem upływu lat.
Cień szlocha, płacze, wyje
Nad tym jak ja dziś żyję.
Tak! Płakał mój cień. Zmienić chciał wiele. Lecz ja byłam zbyt ślepa. Teraz mogę tylko przeprosić swój cień za to, że byłam takim tchórzem. Mój cień męczył się z moją osobowością. Męcząc się nie narzekał. A ja wiem, że w porę zmieniłam pewne rzeczy. I za to dziękuję Bogu. Dziękuję za to przyjaciółce Ance oraz szefowej. Bo to one zmieniły mój świat. Nie wiem czy Bóg maczał w tym palce. Jeśli tak, to dziękuję. Jeśli nie, to proszę o łagodną karę.

Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania