Słodki odgłos bycia
1.
Obudził z ręką naznaczoną dawnym dniem. Nie miał imienia, ni nazwiska, bo i tożsamość uległa zatarciu.
Dni mijały mu jednakowo; z jednej strony susza, którą zwykł nazywać okresy dokuczliwego bólu, jakże znanego każdej istocie z ciała i ducha. Z drugiej zaś deszcz, chłodny powiew oczyszczający resztki chropowatego człowieczeństwa.
Nie posiadał celu dążenia. Istniał. Tu i teraz.
Tamtego dnia nastąpił przełom. Oczy wędrowały od ściany do ściany, a jego ciało delikatnie unosiło się nad ziemią.
Na środku pomieszczenia wyrosło drzewo. Gałęzie rozrastały się na różne strony. Narodziły się owoce.
Zapach słodyczy wypełnił nozdrza, napełniając głowę niespotykaną energią. Wyciągnął dłoń.
Drzewo przesunęło się.
Człowiek próbował zdobyć owoc, a drzewo coraz bardziej się odgradzało. Unikało jakiegokolwiek dotyku.
Dlaczego nie mogę zjeść owocu?
2.
Stali wpatrzeni twarzą w twarz. Wokół padający deszcz. Musieli się spotkać. Do takiego spotkania się narodził.
Uderzył.
Nieopodal zapadł się fragment ziemi. Czuł wzrastającą wściekłość.
Grad ciosów. Ręce okryły się krwią.
Jeszcze raz. Jeszcze raz.
Spojrzał na niego.. Splunął. Przetarł mokrą od potu twarz. Przeciwnik stał. Nie miał wściekłości ani żalu w oczach. Wyglądał, jak gdyby nigdy nie zaznał cierpienia.
Uklęknął.
Dlaczego?
To pytanie istniało jako powód. Było motywacją, dążeniem i celem. Jeden krok, aby nastąpił koniec.
Dlaczego?
Uniósł rękę.
Dlaczego?
Zraniony człowiek zniknął. W kałuży dojrzał odbicie swojej poranionej, zakrwawionej twarzy. Upadł na ziemię.
Zapłakał.
3.
Oparł się stopami o ziemię.
Oddychał ciężko. Rozejrzał się, szukając choćby najmniejszego śladu owocu. Niczego nie odnalazł. Pozostawała wyłącznie pustka.
Znał ten stan. Każda próba pojęcia wewnętrznego "dlaczego" przepełniała dotkliwa cisza.
Potem następowało coś, co ludzie zwykli nazywać pogodzeniem. Przybierało to formy wyrazu artystycznego uniesienia bądź niemego zrozumienia swojego położenia.
U niego wyglądało to inaczej. Zazwyczaj siedział na krześle i patrzył. Przez obserwację starał się dojść do jakiejkolwiek odpowiedzi.
Jednak tamtego dnia, nastąpiła wyraźna zmiana. Przyszedł do niego. Popatrzył. Nie wypowiedział ani słowa, choć mógł ich wypowiedzieć wiele.
Po prostu był.
Wstał z krzesła, gotowy do wyrzucenia mu wszystkiego. Chciał to zakończyć, raz na zawsze. Uzyskać odpowiedź.
Wtedy go przytulił.
Łzy popłynęły samoistnie. Utracona bliskość. Niewypowiedziana czułość.
Przepraszam.
Zniknął. Znów pozostał sam. W dłoni trzymał owoc. Spróbował go. Słodycz napełniła całe ciało.
Zrozumiał.
Podszedł do lustra, spojrzał na tego samego człowieka, którego dotąd nie widział.
Wybaczam.
Komentarze (15)
Wszystkiego dobrego
Powtórzenia "twarzy"- "Spojrzał na jego twarz. Splunął. Przetarł mokrą od potu twarz" (wcześniej też użyłeś twarzy) deko irytuje, i "byłów" jakoś sporo jak na taki krótki tekst...
Tak, tak, czepiam się, ale przyzwyczaiłeś do bardziej dopracowanych tekstów.
Poza tym nieźle ;)
Jak komu co w mózgu płynie. Zapewne tekst, nieoczywisty. Co dla mnie jest plusem:)
Tylko za dużo→się. To taka odchyłka ma:)↔Pozdrawiam🤠
Dlaczego nie mogę zjeść owocu?" - Hmmm... Bo jesteś Tantalem?
Ta scena z przeciwnikiem przypomina mi mojego "Największego wroga"🙂 Tutaj ten motyw też fajnie użyty.
Całość kojarzy mi się z depresją. To dobrze, że mamy tu happy end.
Pozdrawiam ~
Nie jest to wprawdzie mój sposób pisania, ale dzięki niemu mogę odkrywać rzeczywistość pokazywaną z innej perspektywy.
Daję 5 i pozdrawiam. 👋
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania