To tylko słowa

Biorę kartkę i notuję wypływające z głowy słowa. Są udręką atakującą zmysły i uniemożliwiają odpłynięcie w ramiona Morfeusza. Staję z nimi twarzą w twarz, a one spływają na biel kartki, równo ułożone moją zniewoloną ręką. Chciałbym przestać, zamknąć oczy i dotknąć nicości. One jednak nieustannie bombardują jaźń, zmuszając do nieustannego myślenia. Falują i wciąż drążą umęczone ciało.

 

Czy jestem im wrogiem?

 

Bezpardonowo depczą spokój duszy i zmuszają do działania. Piszę coraz to szybciej, byle tylko wyswobodzić się z ich mocy, a one wciąż napierają na bezbronne myśli i zmuszają do działania. Sto, dwieście, tysiąc, kolejne słowa pojawiają się na kartce, a ja czuję, jakbym przed kimś uciekał. Dręczą, zmuszają do działania, podsuwając coraz to ciekawsze obrazy. Odmalowuję świat podyktowany przez nieustępliwe myśli.

 

Czy coś jest w stanie oderwać mnie od przyśpieszającego zniewolenia?

 

Zatrzymuję się na chwilę i biorę głęboki wdech. Powietrze przesycone jest delikatnym, słodkim zapachem, obiecującym coś więcej niż przyjemność. Zmysły budzą drzemiące pragnienia i popychają w kierunku dalszych działań. Nagle zza chmur wypływa księżyc, rozrywając mrok. Różowa poświata pojawiająca się w pokoju obiecuje nieskończoną rozkosz.

Słodki zapach obejmuje zmysły i przywołuje ukrytego demona. Wiem, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy podejść i ją rozebrać, by chwilę później poczuć rozkosz rozpływającą się po ciele. Jej słodki zapach nęci i przywołuje, osłabiając wolę.

 

Wiem, że jest blisko, czuję jej obecność, a przyrzeczenie słodyczy nieustanne pobudza do działania. Nieustanne myślę o czekającej mnie rozkoszy, a gęsia skórka pojawia się na całym ciele. Ciało drży, zachęcając do pierwszego kroku, którego nie da się powstrzymać. Silna wola w panice umyka przed przyrzeczeniem szczęścia. Atmosfera w pokoju zmienia się, a na ciele pojawiają się pierwsze krople potu.

 

Chciałbym zatrzymać nieuniknione, tylko czy wystarczy mi sił?

 

Głosy w głowie karzą przestać myśleć i zaufać instynktowi, który od milionów lat kieruje życiem zwierząt. Ale ja nie jestem zwierzęciem! Buntuję się, licząc na resztki człowieka wciąż drzemiącego w mym ciele. Tylko czym jest człowiek jak nie zwierzęciem? Rozkosz jest na wyciągnięcie ręki, zachęca i kusi niczym wąż z Raju. Podszeptuje, by złamać przyrzeczenie i delektować się teraźniejszością, porzucając niepewną przyszłość.

 

Obietnica wyciąga ku mnie ręce i jak lunatyk podejmuję grę. Bezwiednie robię pierwszy krok w kierunku pewnej rozkoszy. Wyobrażam sobie słodycz, obejmującą ciało i nie mogę powstrzymać zwierzęcej natury. Jestem coraz bliżej czekającej pokusy, która wciąż jest w tym samym miejscu. Ale czy mogło być inaczej? Bezwiednie krążę wokół niej, z lubością wdychając jej słodki, zniewalający zapach.

 

Jestem tak blisko, że mogę jej dotknąć. Powstrzymuję się jednak, gdyż tylko to może mnie przed nią ochronić. Jeszcze walczę z pożądaniem wypełniającym ciało. Może jestem silniejszy, niż początkowo myślałem?

 

Wdycham jej zapach zafascynowany jego naturalnością i topnieję niczym lód wrzucony do wrzątku.

 

Przed oczyma pojawia się obietnica raju i już nie mogę się powstrzymać. Nieuniknione następuje. Delikatnie ją dotykam, głaszczę opuszkami palców i nie mogę przestać. Ona zaś milczy, nie ułatwiając zadania. Delikatna skóra nie powstrzyma mojej zwierzęcej natury. Dotyk nie jest już tak delikatny. Staję się natarczywy, aż w końcu nie mogę się powstrzymać i wbijam w nią paznokcie. Jej milczenie onieśmiela i po raz ostatni podejmuję nierówną walkę.

 

Chcę się wycofać, pozostawić ją i wrócić dopiero wczesnym rankiem. Podświadomie wiem, że nie jest to wykonalne, ale nadzieja umiera ostatnia. Odsuwam się od niej, a ona nieustannie kusi, roztaczając wokół siebie słodki aromat.

 

Usta stają się suche i w akcie desperacji oblizuję wargi, mając nadzieją na powstrzymanie pragnienia. Jest jednak inaczej, ruch języka tylko uświadomił mi, oczekującą rozkosz. Pragnę i wiem, że nie wygram z pożądaniem. Zapomniałem już, że dawno wybiła północ, ale nie obchodzi mnie to! Nie ma to już żadnego znaczenia. Liczę się tylko ja i ona. Ponownie podchodzę do stolika, na którym się znajduje i bez zbędnych słów ją rozbieram. Słodycz wybucha ze zdojoną siłą, aromat staje się jeszcze intensywniejszy i zniewala uśpioną duszę. Drżę z pożądania i zniecierpliwiony wbijam palec wskazujący w jej dziurkę. Jestem tak blisko pełnej rozkoszy.

 

A przyrzeczenie? Nie jest nic warte?

 

W tej chwili nie. Ba nie w głowie mi takie przyziemne myśli. Kusiciel zaprowadził mnie do stolika, gdzie była ona, a ja pozwoliłem na to.

 

W końcu rozrywam ją całą i biorę do ust pierwszy kawałek mandarynki. Obietnica rozkoszy spełnia się, a w ustach czuję jej słodki smak nadający życiu odrobinę magii. Biorę drugi, który jest równie słodki i odpływam w niebyt. Chciałbym, by chwila trwała wiecznie.

 

Kolejny kęs utrwala poczucie rozkoszy i otwiera duszę na słodkie doznania. Chwilo, trwaj wiecznie!

 

Niestety wszystko, co dobre się kończy. Zostałem już tylko sam na sam ze skórką po mandarynce, która już nie ma nic do zaoferowania.

 

Postanowienie, by po godzinie dwudziestej nic nie jeść, kolejny już raz nie zostało przeze mnie dotrzymane.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Freya 18.06.2020
    Takie formy budowania fabuły były już natenczas – pozostały jakieś perełki ?
    Trochę nieporadnie zbudowany wątek, ale ratujesz się poprawnym zapisem. Pozdro
  • Józef Kemilk 19.06.2020
    Dzięki za wizytę
  • Dobre. Egzystencjalne.
  • Józef Kemilk 19.06.2020
    Dzięki Marku

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania