Słowo
Słowo
- A Pan? Co Pan tu tak… tak samotnie, bez nikogo? - zapytał Mietek, zaskoczony widokiem gustownie ubranego człowieka, siedzącego na ławce w parku - dla niewtajemniczonych, ławka ta w założeniu przeznaczona była dla osób potocznie zwanych menelami.
- Myślę. Chyba już tylko tu mogę. Wie Pan, Panie…
- Mietek.
- Wie Pan, Panie Mietku…
- Nie, nie Panie Mietku, Mietek, tak po prostu. Nie ma co komplikować kierowniku.
- A więc wiesz Mietku. Zgiełk, potocznie zwany codziennością, przytłoczył mnie całkowicie. Szukam… szukam miejsca. Tak. Po prostu miejsca. Wszystko Mietku, co mnie otacza, wypierdoliło - mogę się tak wyrazić?
- Ależ oczywiście kierowniku. Ależ oczywiście. Naturalność piękna i ważna cecha.
- Zgadzam się Mietku. Oj zgadzam się. Wracając. Wszystko co mnie otacza, wypierdoliło mnie poza ramy normalności. Chciałbym przystanąć. Chciałbym przystanąć i napić się piwa. Tak. Napić się piwa. Mógłbyś…
- Ależ oczywiście. Bez żadnego problemu. No może prawie bez żadnego problemu. Ma Pan, no wie Pan.
- Mam Mieciu. Proszę.
- Dziękuję. Proszę chwile poczekać. Zaraz wracam z magicznym trunkiem.
- Dobrze Mieciu, nigdzie się nie wybieram, nie dzisiaj.
- Jestem - powiedział dumny z siebie Mietek - I to w rekordowym tempie. Dobrze Pan na mnie działa - rzekł do mężczyzny, podając mu butelkę zimnego piwa.
- Dziękuję ci Mieciu - odpowiedział, po czym uraczył się pierwszym łykiem - to było mi potrzebne - zadumał się dłuższą chwile.
- Jestem tego samego zdania. Wie Pan, ja uważam, że życie złożone jest z prostych chwil. O, takich jak na przykład łyk piwa i rozmowa z drugim człowiekiem. Resztę se komplikujecie sami.
- Resztę se komplikujemy sami. Słusznie Mieciu. Słusznie. Wiesz Mietku, mam syna. Córkę też mam. Żonę mam. I wiesz co? Z nikim nie mogę po prostu pogadać, tak jak z tobą teraz. Żona chce kasy, syn i córka spokoju, a ja? A ja to bym chciał pogadać. Tak na luzie. I kurwa Mieciu, wiesz co jest najgorsze? Za moją samotność, winić mogę tylko siebie. Żona? Żonę wybrałem sam. Syn, córka? Sam ich wpierdoliłem w wir oczekiwań i budowania „pozycji”. Nie mogę winić nikogo innego.
- Chciałeś dobrze przyjacielu. Tam wiesz, dla dzieci. Chciałeś – tak się przynajmniej domyślam, szczęścia dla nich.
- Chciałem Mieciu. Oj chciałem. Tylko wiesz, zapomniałem o jednym. Zapomniałem zapytać, czym dla nich to szczęście jest - pociągnął kolejny łyk piwa - zapomniałem… zapomniałem być dla nich tatą. Dostali w zestawie jedynie ojca.
- Słowa. Coś o tym wiem. Słowa nie są w cenie. Chyba. Ja na przykład przyjacielu, stawiam słowa wyżej niż pieniądze. Szlachetna postawa. Iście bohaterska, wyjęta z filmu. I gdzie jestem? Na ulicy jestem. Owszem. Mam tu przyjaciół. Prawdziwych. Ale mam też opinie – nie obraź się – ludzi z twojego świata. Pogardę, z którą muszę mierzyć się każdego dnia - Mietek, po tych słowach, momentalnie spoważniał.
- Pierdol to Mieciu. Jesteśmy gównem opakowanym w piękne pudełko. Gównem. Jednym pierdolonym bagnem, nastawionym na hałas i zgiełk, dający w zamian kasę, wpierdalającą nas w wir błędnego koła. Nie istnieje zdanie jestem zadowolony. Nie istnieje słowo teraz. Istnieje więcej, kurwa więcej i więcej - pociągnął głębszy łyk piwa - a na koniec. A na koniec zostajesz z pytaniem. Gdzie byłeś? Cały ten świat to chore gówno, Mieciu. Chore gówno. Pierdoli mnie to, że dla reszty jesteś śmieciem. Wysłuchałeś mnie, jako jedyny, mimo że chodziłem od drzwi do drzwi. Jako jedyny dałeś mi słowo. Mieciu?
- Tak, kierowniku? - zapytał ciągle poważny Mietek.
- Mogę cię przytulić?
- Nie śmiałbym odmówić - odpowiedział, po czym zastygli w chwili, wpatrzeni w niebo i w słońce wyjątkowo mocno dziś widoczne.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania