Słowotyk.
woda zamarza w kranach, w rurach,
krew nie płynie arteriami i nie ciepli,
a przecież ledwo styczeń, ledwo połów
zaczął przynosić korzyści obojga ramion.
Nieskładość, to wszystko.
Mieszają się szyki, przestawiają kolejność
w zdaniach szemranych do kojenia,
do podtrzymania balkonu, który schyla się,
jednoczy z gruntem zmarzniętym niezgorzej.
Przygniecie go.
Przytuli własnym ciałem, skoro nic indziej.
A przecież ledwie niedziela,
Ledwie wczoraj myślał o niej w kategoriach.
Nieskładość, za wszystko.
Za podpierania ścian i kanapki,
za serce w torebce herbaty i cukier,
który podobno tamuje, zatrzymał się w pikselach.
Wydrapie jeszcze tunel, powietrze uderzy
w policzkiem zwane gardy.
Oryginalnie, choć to bełkot osoby uznawanej
za martwe z natury.
A żyje przecież.
Przecież oddycha pod wodą,
nie topi się, gdy przytrzymać głowę,
a ramiona docisnąć do tła.
Komentarze (6)
Bardzo trudny wiersz, ciężki do odczytania, zobrazowania.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania