Smakosz

-Może by dziś, może by dziś…- Dumał Trevor- co by tu upichcić na obiad?

Był człowiekiem, który  swoje zamiłowanie do smacznych i obfitych posiłków przekładam nad wszelkie względy. Ostatnimi czasy musiał po raz kolejny dorobi już czwartą dziurkę  w skórzanym pasku. Pracował jako hydraulik, jednak od najmłodszych lat marzył, by zostać szefem kuchni.  Jednak ojciec wybił mu te plany z głowy, każąc synowi zdobyć męski zawód.

-Gulasz!- krzyknął- Goście będą zadowoleni!

Otworzył dolną szufladę lodówki  przypominającej bankowy sejf. Znalazł tam pomarszczone papryki, otwartą dawno puszkę fasoli i świeżą cebulę. 

-Hmm.. może jednak wątróbkę z cebulką. Do tego Jabłuszko.

Uśmiechnął się sam do siebie, ubrał niegdyś biały fartuch. Teraz był cały poplamiony w niektórych miejscach poszarpany i przypalony. Trevor  włączył radio stojące na parapecie w kuchni. Zaczął nucić pod nosem, co jakiś czas robiąc taneczny obrót. Rozgrzał na woku olej. Na drewnianej desce pokroił w piórka cebule. Wrzucił ją na wok, aby się zeszkliła. Jej aromat pobudził kubki smakowe Trevora. Odstawił ją na bok pod przykryciem. W moździerzu zmielił pieprz z ziołami. Obrał najdorodniejsze jabłko, plasterki położył na patelni. Skwierczały miło po minucie na każdej stronie by nabrać odpowiedniej karnacji. Ponownie otworzył ciężkie drzwi lodówki, tym razem skupiając się na górnej półce.

-Jestem przekonany, że tu gdzieś była.

Spomiędzy marynowanego móżdżku młodego chłopaczka biegającego po parku wieczorami. Paluszków piklowanych pewnego niewypłacalnego klienta. Trevor nie mógł znaleźć wątróbki. Zawiedziony ściągnął z patelni gotowe już plasterki. Usiadł na taborecie rozmyślając   kilka minut co począć. 

Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. W progu domu Trevora stanęła kobieta po trzydziestce,. Jednakże wyglądająca na znacznie młodszą. Ubrana była w fioletowe jak śliwki klosze mocno ubłocone oraz pistacjową grubą kurtkę. Miała  oliwkową cerę. Wokół niej unosiła się woń leśnych owoców. 

-Dzień dobry, nazywam się Agata Weston.-Trevor podał jej dłoń, przedstawiając się. Jednocześnie stwierdzając, że ręka kobiety niezwykle delikatna.

-W czym pani mogę służyć?-spytał

-Dopiero, co się wprowadzam, nawet jeszcze nie byłam w wynajątym mieszkaniu, ale właściciel wspominał, że są jakieś problemy z rurami, czy z czymś. Jadąc zauważyłam reklamę pana po drodze. Mógłbym pan rzucić okiem jeszcze dziś?- Agata się uśmiechnęła.

-Oczywiście służę pomocą, tylko zerkną w kalendarz, czym mam wolne popołudnie. Wejdzie pani na moment.

Trevor ustawił się bokiem zapraszając Agatę do mieszkania. 

-Przyszła pani pieszo?- Zapytał Trevor kręcąc się po kuchni w poszukiwaniu kalendarza. Szukając dalej przeszedł do drugiego pokoju przy każdym jego kroku podłoga głośno skrzypiała.

Kobieta spoczęła na moment  na taborecie rozgrzewając zmarznięte palce.  Kuchnia była ogromnym pomieszczenie przypominające królestwo sułtana. Przez przeszklone szafki można było podziać bogactwo ich zasobów. Na parapecie w doniczka rosła bazylia, koperek, w podłużnej białej oregano. Zachwycił ją zapach obezwładniający zmysły unoszący cię w powietrzu.         

-Zostawiłam samochód na parkingu przy sklepie. Próbowałem tu do pana podjechać, ale bałam się, że zakopię opony w błocie.

-Słusznie, słusznie pani zrobiła. Wolałem już ten śnieg od błota.- Coś upadło Trevorowi.- Dobrze...dobrze się złożyło, zajmę się pani problemem.

-Świetnie- Ucieszyła się.- Mam cały samochód w kartonach i nie wyobrażałam sobie nie móc po ich dźwiganiu  nie wykąpać się.

Agata się zorientowała, że kroki Trevora ucichły. Wstała zajrzała do pokoju obok. Była tak sofa, skromny telewizor oraz schody prowadzące na piętro. Jednak po hydrauliku nie było śladu.  Odwróciła się w kierunku kuchni przyciągające jak magnes. 

- Co pan gotuje?- Krzyknęła zaciekawiona.

Po tych słowach poczuła na szyi zacieśniający się sznur. Straciła równowagę. Głowa Agaty padła na wzdęty jak baniak brzuch Trevora. Uderzała pętami o posadzkę próbując się wyrwać śmierci z objęć. Była cała zlana potem, a o każdą cząstkę tlenu walczyła zaciekle. Przetoczyli się wspólnie wprzód. Agata chwyciła deskę do krojenia z blatu. Próbowała trzasnąć nią Trevora w głowę.  Trevor z całych sił ciągnął za sznur. Dysząc przy tym jak knur. Obraz przed oczami Agaty rozmył się niczym fatamorgana. Ręka jej zwiędła wypuszczając deskę.  

*** 

 Przy elegancko zastawionym stole, na którym parowały raptem chwile temu odcedzone ziemniaczki.  Onieśmielony Trevor gładził swoje zakola kiedy jego starsza siostra wychwalała jego danie. W telewizji był nadawany koncert na jubileusz rockowego zespołu. 

-Szwagier muszę to powiedzieć raz jeszcze. Znów przeszedłeś samego siebie. Pychota-Mąż siostry Trevora  wtórował jej w komplementach. 

- Dla mnie ohyda.- Dodał ich ośmioletni synek grymasząc . 

- Jack wątróbka jest bardzo zdrowa.-Powiedziała siostra Trevora próbując przekonać do niej syna-Wujek się napracował, nie rób mu przykrości.

Trevor po ich słowach tylko skromnie się uśmiechnął i  skinął głową.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania