Śmierć czy nadzieja - rozdział 1

Ludzie uważają że są panami świata. Mylą się. Już wielokrotnie świat udowadniał nam że nasza władza to iluzja ,że jesteśmy, tak jak reszta organizmów na ziemi ,trybikami które aby przeżyć muszą stosować się do warunków jakie panują, ale ludzie zostali obdarzeni cechami dzięki którym myślą że mogą zmienić zasady gry i często cząstkowo im się udaje; susza w Afryce? Wybudujemy studnie; Głód na świecie? Zwiększymy plony, stosując chemikalia i tak w kółko. Ale kiedyś zabawa się kończy. Ziemia mówi stop a kiedy tak się dzieje ludzie tracą grunt pod nogami i rozpoczyna się piekło. Właśnie w nim żyją wszyscy ludzie od ponad pięćdziesięciu lat , choć nie wiem czy ,, żyją'' to właściwe słowo. Sytuacja w której się znaleźliśmy jest wynikiem postępowania ludzi przeciwko ziemi i przeciwko samym sobie. Wojny, igranie z siłami natury oraz przekonanie o swej nieomylności to tylko wierzchołek góry lodowej przewinień a jednocześnie powodów katastrofy. Należę do tej niewielkiej grupy ludzi którzy jeszcze żyją i choć nie urodziłam się dawno, nie jestem dzieckiem ,,zielonej epoki'' jak nazywamy świat zanim nastąpiła apokalipsa. Nie wiem jak to jest chodzić bosymi stopami po zielonej trawie, słuchać śpiewu ptaków, wdychać czyste powietrze- normalnie żyć. Na dzień dzisiejszy leżę na kocu w naszej dzisiejszej noclegowni. Większość ludzi znów wróciło do koczowniczego trybu życia, choć podobno gdzieś na starym kontynencie duża grupa próbuje stworzyć coś na kształt dawnej cywilizacji, ale jak na razie słuch po nich zaginął. Ci którzy dalej myślą że wszystko wróci do względnej normy mieszkają w niewielkich grupach , w ruinach miast i próbują zrobić to co my wszyscy- przeżyć. Podobno moja matka należała do takiej grupy. Nie pamiętam jej, porzuciła mnie zaraz po porodzie. W naszym świecie dzieci są potrzebne ale nie są wskazane jeśli cenisz sobie swoje życie i chyba dlatego nie mam do niej żalu- rozumiem ją, wybrała przeżycie. Dlatego moją kompanią, rodziną jest Sokół, Hydra i Czarodziej. Wytłumaczę- nie, nie należę do post-apokaliptycznej trupy cyrkowej, oni naprawdę się tak nazywają. Sokół opiekuje się mną odkąd pamiętam, nie wiem co się ze mną działo zanim mnie nie przygarnął. Swoje imię zawdzięcza, co chyba łatwo się domyśleć od jego sokolego wzroku i instynktu łowcy. W naszym świecie to bezcenne cechy. Hydra to, druga oprócz mnie dziewczyna w naszej kompani. Może nie ma zbyt uroczego imienia ale pasuje do niej idealnie. To jedyny znany mi człowiek który tak wiele razy był okaleczany, truty, chory i połamany a wychodził z tego obronną ręką silniejszy psychicznie, fizycznie oraz mądrzejszy o nową wiedzę, dlatego pełni funkcję medyka nie tylko dla nas ale dla napotkanych ludzi. No i mamy czarodzieja, który choć z magii nie korzysta wcale to zawsze potrafi znaleźć to co potrzebujemy choć niedostępne a jak nie znajdzie to zbuduje. Geniusz. Jaką ja funkcję pełnię w tej zgrai? Sama się zastanawiam, patrząc na nich. Na moją rodzinę.

- Nie bujaj w obłokach młoda. Zbieramy się, trzeba ruszyć żeby przed zmierzchem być w mieście.- Sokół wyrwał mnie z moich rozmyślań.

- Tak, już idę- odparłam. Pakując się nie mam wiele. To podstawowa zasada koczowniczego przeżycia. Im mniej tobołków tym szybsza jest ucieczka. Przed czym? Dziś chyba przed wszystkim.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Joanna Gebler 02.11.2019
    Bardzo mi się podoba :) to chyba pierwszy tekst, pisany w pierwszej osobie, który mi się spodobał.
  • krajew34 02.11.2019
    Zrób więcej akapitów, taka "cegła" trudna jest do czytania, wzrok się męczy. Można było to bardziej rozwinąć, zrobić coś dłuższego, jakiś pomysł jest.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania