Śmierć i co jeszcze?
Do napisania poniższego tekstu zainspirowało mnie stwierdzenie jednego z moich ulubionych pisarzy: S. Kinga ,,Śmierć jest nie mniejszym fenomenem niż narodziny".
Spróbujmy sie temu przyjrzeć nieco dokładniej.
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że oba ,,wydarzenia" – jedno zaczynające naszą ziemska wędrówkę, drugie będące jej kresem, są czymś wyjątkowym. Przy czym w znacznym stopniu dotyczą nie tylko ,,głównego bohatera", ale i ludzi określanych mianem ,,bliskich" – przede wszystkim – rodziny.
Nowonarodzony nie jest świadomy tego, co sie stało. Dla rodziny to wielkie wydarzenie. Coś, co jest powodem wielkiej radości, wręcz szczęścia, albo też początkiem całej masy problemów, czasem tragedii rodzinnych. Jedno jest pewne: zmienia to ich życie.
Czy ze śmiercią jest podobnie? W znacznej mierze – tak. Bardzo często bywa, że śmierć przychodzi niespodziewanie, znienacka, bez żadnych symptomów. Był człowiek – pstryk! - nie ma człowieka. Nawet nie zdążył sobie uświadomić, że umiera.
Śmierć w rodzinie bywa nie tylko powodem smutku, żalu, żałoby. Często jest czymś, co wyzwala radość, a nawet szczęście. Chociażby w postaci pokaźnego spadku, czasami niespodziewanego, ale częściej z niecierpliwością oczekiwanego (nie ma co sie oburzać – wszak jesteśmy tylko ludźmi). Podobnie bywa, gdy umiera ktoś, kto był okrutnikiem, sprawcą przemocy, łotrem (w ogólnym znaczeniu).
Oczywiście we wszystkich tych przypadkach zmienia to im życie.
Fenomenem jest również to, że ten dopiero co urodzony człowieczek może w przyszłości zostać kimś wyjątkowym. Może wyrosnąć na zbawcę narodów, geniusza, wielkiego artystę, wirtuoza, albo zostać kanalią. Rodzimy się jako posiadacze tabula rasa i możemy ją zapisać po swojemu na miliardy sposobów.
A jakie perspektywy otwierają sie przed człowiekiem, który... i tu pełne spektrum: od - opuszcza ten padół łez i rozpaczy, po: żegna się z tym najpiękniejszym ze światów.
Dlaczego ludzie zrobili ze śmierci (z czegoś, co jest najbardziej naturalną konsekwencja procesu zwanego życiem) coś, z czym tak trudno im się pogodzić? Istnieje taki ogólnie wyznawany pogląd – Nikt nie chcą umierać. Do tego stopnia, że wbrew logice podważają akt śmierci jako aksjomat – wierząc, że to się nie musi wydarzyć. Oczywiście – nie wszyscy kurczowo trzymają się życia jak topielec koła ratunkowego, ale zdecydowana większość na pewno.
To jedno z niespełniających się marzeń człowieka – żyć jak najdłużej. A najlepiej – wiecznie. Istnieje grupa takich, którzy mają to obiecane. Jedni z nich niestety już po śmierci, a inni (farciarze) – jeszcze przed. Przy czym, nie wiadomo, kiedy obietnica ta się spełni. Wszyscy oni czekają. Bo jest napisane: ,,Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. A królestwu jego nie będzie końca".
Ci ,,farciarze", którzy tego doczekają, nie będą się musieli rozstawać z życiem, bo po co ktoś miałby ich uśmiercać, by potem im oferować życie wieczne?
Przepustką do tej idylli ma być świadectwo; jak każdy z nich przeżył swoje życie. Jeśli żył według ustalonych przykazań: skromnie, bogobojnie – osądzony zostanie sprawiedliwie i potem będzie mógł sobie po niebiańsku pofolgować. Jeśli zaś prowadził odmienny styl życia: hulaszczy, bezbożny - ignorując jedynie słuszne prawa, to biada mu. Nie jemu niebiańskie rozkosze i wieczna beztroska. Wręcz przeciwnie! Swoją drogą, ciekawe - jaka opcja jest zastrzeżona dla ateistów, będących mimo tego porządnymi ludźmi?
Dziwne jest tylko, czemu mimo tego, że ci, co w to wierzą i maja to ,,jak w banku", to jakoś nieśpieszno im do tej bardzo obiecującej wieczności. Może coś jednak nie tak z ich wiarą?
Nie mnie to oceniać. Każdy z nas, żyjących ma ofiarowane jedno życie. Może z nim zrobić co chce: może w coś wierzyć, lub nie. Może pokornie, w znoju, cierpieniu czekać na obiecaną nagrodę, albo żyć pełnią życia, wiedząc, że po ostatnim tchnieniu nikt już nie zapali światła. Jak to śpiewała Maryla: ,,drugi raz nie zaproszą nas wcale". Można też – tu opcja dla tych mniej odważnych, a nieco zbuntowanych, lecz ostrożnych – wybrać coś pośredniego.
I tak to nasze fenomenalne życie wygląda: od fenomenu narodzin, do fenomenu śmierci. Fenomenalnie !
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania