Poprzednie częściŚmierć

Śmierć na szlaku

Był to piękny letni dzień, kiedy grupa pielgrzymów wyruszyła z Ostrowca Świętokrzyskiego do Częstochowy. Byli to ludzie różnych wieków, zawodów i poglądów, ale łączyła ich wspólna wiara i chęć pokłonienia się Matce Boskiej Częstochowskiej. Wśród nich był także ksiądz Marek, który był duchowym przewodnikiem i opiekunem grupy.

 

Pielgrzymka przebiegała spokojnie i radośnie, aż do trzeciego dnia, kiedy zdarzyło się coś strasznego. Rankiem, kiedy wszyscy zbierali się do wyjścia z pola namiotowego, gdzie spali, zauważyli, że jednego z nich brakuje. Był to pan Janusz, starszy pan, który był bardzo miły i pomocny dla wszystkich. Ksiądz Marek poszedł sprawdzić jego namiot i odkrył makabryczny widok. Pan Janusz leżał martwy na swoim śpiworze, z raną kłutą w sercu. Obok niego leżał nóż kuchenny, który był jednym z przedmiotów wyposażenia namiotu.

 

Wszyscy byli wstrząśnięci i przerażeni tym odkryciem. Ksiądz Marek natychmiast zadzwonił na policję i poprosił o pomoc. Policja przyjechała po kilkunastu minutach i zaczęła prowadzić śledztwo. Zapytali księdza Marka o tożsamość ofiary i o szczegóły pielgrzymki. Ksiądz Marek powiedział im wszystko, co wiedział o panu Januszu i o innych pielgrzymach. Powiedział też, że nie ma pojęcia, kto mógłby zabić tak dobrego człowieka i dlaczego.

 

Policja przesłuchała także innych pielgrzymów, ale nikt nie miał żadnego podejrzenia ani motywu. Wszyscy twierdzili, że pan Janusz był sympatyczny i życzliwy dla wszystkich i że nie miał żadnych wrogów ani konfliktów. Niektórzy mówili też, że widzieli go wieczorem przed snem i że nic nie wskazywało na to, że coś mu dolegało lub że ktoś mu groził.

 

Policja była zaskoczona i zdziwiona tym sprawą. Nie mieli żadnych śladów ani tropów, które mogłyby im pomóc w znalezieniu sprawcy. Zdecydowali się więc zabrać ciało pana Janusza do prosektorium i dokonać sekcji zwłok. Liczyli na to, że może tam znajdą jakieś dowody lub poszlaki.

 

Tymczasem ksiądz Marek musiał podjąć trudną decyzję. Czy kontynuować pielgrzymkę z resztą grupy, czy też wrócić do Ostrowca Świętokrzyskiego z ciałem pana Janusza? Z jednej strony chciał spełnić cel pielgrzymki i dotrzeć do Częstochowy, z drugiej strony czuł się odpowiedzialny za życie i śmierć pana Janusza i chciał mu zapewnić godny pogrzeb. Po namyśle postanowił podzielić grupę na dwie części. Jedna część miała kontynuować pielgrzymkę pod opieką innego księdza, który dołączył do nich na miejscu, a druga część miała wrócić do Ostrowca Świętokrzyskiego z ciałem pana Janusza i jego rodziną. Ksiądz Marek zdecydował się na to drugie rozwiązanie i pożegnał się ze swoimi pielgrzymami.

 

W drodze powrotnej ksiądz Marek modlił się za duszę pana Janusza i prosił Boga o sprawiedliwość i pokój. Nie mógł zrozumieć, kto i dlaczego zabił tak niewinnego człowieka. Czy to był jakiś obcy, który napadł na namiot? Czy to był ktoś z grupy, który miał jakąś tajemnicę lub urazę? Czy to był jakiś szalony fanatyk, który chciał zaszkodzić pielgrzymom? Ksiądz Marek nie miał odpowiedzi na te pytania, ale wierzył, że prawda wyjdzie na jaw i że sprawca zostanie ukarany.

 

Niestety, nie doczekał się tego dnia. Kilka godzin później, kiedy jechali przez las, ich samochód został zatrzymany przez nieznanych ludzi. Byli to zamaskowani bandyci, uzbrojeni w pistolety i noże. Wymusili na kierowcy, żeby wysiadł z samochodu i oddał im kluczyki. Następnie kazali wszystkim pasażerom, żeby wyszli z samochodu i ułożyli się twarzą do ziemi. Ksiądz Marek próbował się sprzeciwić i bronić swoich podopiecznych, ale został brutalnie uderzony w głowę i stracił przytomność.

 

Gdy się ocknął, zobaczył, że leży na ziemi, obok ciała pana Janusza. Wokół niego byli inni pasażerowie, którzy również byli ranni lub martwi. Samochód był splądrowany i podpalony. Z bandytów nie było śladu. Ksiądz Marek poczuł ogromny ból i rozpacz. Nie tylko stracił swojego przyjaciela, ale także narażony był na śmierć przez bezwzględnych złodziei. Zapytał Boga, dlaczego to wszystko się stało i czy to była jakaś kara za jego grzechy.

 

Wtedy usłyszał słaby głos z tyłu samochodu. Była to pani Maria, żona pana Janusza. Była jedyną osobą, która przeżyła napad. Powiedziała księdzu Markowi, że musi mu coś wyznać. Powiedziała, że to ona zabiła swojego męża w namiocie. Powiedziała, że miała romans z innym mężczyzną i że chciała się rozwieść z panem Januszem. Ale on nie chciał się zgodzić i groził jej, że zabije ją i jej kochanka. Dlatego ona postanowiła go uprzedzić i zabić go w nocy, kiedy spał. Wzięła nóż z kuchni namiotu i dźgnęła go w serce. Potem położyła nóż obok niego i udawała, że nic się nie stało.

 

Ksiądz Marek był w szoku i niedowierzaniu. Nie mógł uwierzyć, że ta miła i spokojna kobieta była morderczynią swojego męża. Zapytał ją, dlaczego nie powiedziała tego wcześniej i dlaczego nie oddała się w ręce policji. Pani Maria powiedziała, że bała się konsekwencji i że chciała uciec od wszystkiego. Powiedziała też, że to ona zadzwoniła do bandytów i powiedziała im o samochodzie z ciałem pana Janusza. Chciała się pozbyć dowodów swojej zbrodni i jednocześnie zgarnąć pieniądze z ubezpieczenia życia swojego męża. Nie spodziewała się jednak, że bandyci zabiją wszystkich

 

Ksiądz Marek nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Pani Maria była zimną i bezwzględną morderczynią, która zabiła swojego męża i zdradziła swoich przyjaciół. Nie miała żadnego współczucia ani skruchy. Ksiądz Marek poczuł się oszukany i zdradzony przez nią. Zapytał ją, jak mogła tak postąpić i czy nie obawiała się Boga i jego sądu. Pani Maria zaśmiała się gorzko i powiedziała, że nie wierzy w Boga ani w nic. Powiedziała, że życie jest brutalne i bezsensowne i że trzeba brać z niego, co się da. Powiedziała też, że nie żałuje niczego i że zrobiłaby to samo jeszcze raz.

 

Ksiądz Marek był oburzony i zdegustowany jej słowami. Powiedział jej, że jest potworem i że nie ma dla niej przebaczenia. Powiedział jej też, że policja na pewno ją znajdzie i że zapłaci za swoje zbrodnie. Pani Maria wzruszyła ramionami i powiedziała, że nie obchodzi jej to. Powiedziała, że policja jest głupia i nieskuteczna i że nigdy nie dowie się prawdy. Powiedziała też, że ona ma jeszcze jeden as w rękawie i że ma nadzieję, że ksiądz Marek doceni jej ironię.

 

Zanim ksiądz Marek zdążył zapytać, o co chodzi, pani Maria sięgnęła do kieszeni i wyjęła małą buteleczkę z czerwonym płynem. Był to trucizna, którą miała ze sobą na wszelki wypadek. Wypiła ją szybko i uśmiechnęła się kpiąco do księdza Marka. Powiedziała mu, że to jest jej ostatni prezent dla niego i dla wszystkich pielgrzymów. Powiedziała mu, że trucizna była także w jedzeniu i piciu, które rozdawała im podczas pielgrzymki. Powiedziała mu, że wszyscy są już martwi lub umierają i że on też niedługo do nich dołączy.

 

Ksiądz Marek był przerażony i zdumiony tym odkryciem. Nie mógł uwierzyć, że pani Maria była tak okrutna i szalona. Nie mógł uwierzyć, że ona otruła wszystkich pielgrzymów i siebie samą. Nie mógł uwierzyć, że on też jest skazany na śmierć. Zapytał ją, dlaczego to zrobiła i co chciała osiągnąć tym aktem. Pani Maria powiedziała mu, że to była jej zemsta na Bogu i na świecie. Powiedziała mu, że nienawidziła życia i ludzi i że chciała im wszystkim zrobić krzywdę. Powiedziała mu też, że chciała pokazać mu, jak bezwartościowa jest wiara i nadzieja.

 

Ksiądz Marek był załamany i rozpaczliwy. Nie miał już siły ani woli do walki. Czuł się bezsilny i opuszczony przez Boga. Zapytał Boga, dlaczego pozwolił na to wszystko i czy to była jego wola. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi ani znaku. Tylko cisza i ciemność go otaczały.

 

Pani Maria umarła po kilku minutach od wypicia trucizny. Ksiądz Marek żył jeszcze trochę dłużej, ale czuł, jak jego życie powoli gaśnie. Próbował się pomodlić i poprosić Boga o przebaczenie i litość, ale nie miał już wiary ani nadziei w swoim sercu. Czuł tylko ból i żal. Zanim zamknął oczy na zawsze, zobaczył jeszcze raz twarz pana Janusza, który leżał obok niego. Był to jedyny człowiek, który nie zasłużył na taki los. Ksiądz Marek poprosił go o wybaczenie i powiedział mu, że jest mu bardzo przykro. Potem już nic nie powiedział.

 

Tak się skończyła pielgrzymka z Ostrowca Świętokrzyskiego do Częstochowy. Była to najtragiczniejsza i najokrutniejsza pielgrzymka w historii Polski. Nikt nie przeżył i nikt nie dowiedział się prawdy o tym, co się stało. Policja znalazła tylko spalone i okradzione ciała na drodze i nie miała żadnych świadków ani dowodów. Sprawa została umorzona jako niewykryta i zapomniana. Nikt nie pamiętał już o tych niewinnych ludziach, którzy chcieli tylko oddać cześć Matce Boskiej Częstochowskiej.

 

Tylko Bóg wiedział, co się stało i dlaczego. Tylko on mógł osądzić i ukarać sprawcę tej zbrodni. Tylko on mógł dać pokój i zbawienie ofiarom tej tragedii. Tylko on mógł zrozumieć i wybaczyć księdzu Markowi, który stracił wszystko, co miał.

 

Koniec.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Bettina 9 miesięcy temu
    Definitywnie.
  • Jak oceniasz? * ** *** **** **** ?
  • Bettina 9 miesięcy temu
    No i to było tak...
    Afrodyta stanęła do walki z Hefajstosem. Na jej udo spadła jego sperma, którą strzepnęła na Ziemię. Matka Ziemia zareagowała. Urodziło się dziecko od połowy tulowia, pełznące.
    ...Afrodyta zaadoptowała dziecko.
  • To chyba prawda.
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Wojciech Grzegorz Domagała
    Jeśli tak, to mój niemiecki jest ok.
  • Bettina Nie oceniłaś.
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Wojciech Grzegorz Domagała
    A napisałeś?
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Już nigdy nie oszukam całej komisji egzaminacyjnej, patrząc jej w oczy. Lubię to wspomnienie. No i ...wtedy wygrałam.
  • Komisję egzaminacyjną masz od dnia urodzenia, aż po dzień śmierci. A po śmierci ciała fizycznego kolejna komisja
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Wojciech Grzegorz Domagała
    Palę trawkę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania