Śmierć żołdaka
Rycerz w srebrnej zbroi, skroplonej karmazynowymi plamami krwi wytrącił mi miecz z ręki. Stal głucho jęknęła, po czym zapadła się w otchłań przepaści. Odskoczyłem do tyło, lecz koniec miecza nieprzyjaciela rozciął tętnicę na mej szyi. Upadłem. Z mych trzewi wydobył się dźwięk straszny, nieludzki wręcz, przypominający wycie wilka, który zdycha przebity strzałą. Tamten zaśmiał się, wyrzekł coś, czego już nie zrozumiałem i odszedł. Zostałem sam. Jakież życie było obrzydliwe, pełne strachu, nienawiści, żądzy mordu. Z oddali dochodziły do mnie dźwięki bitwy, bezsensownej walki, o co? O terytoria królów. Popatrzyłem na ohydny zewłok, który niegdyś tak kochałem, który był moim ciałem. I po co mi to było? Zniewolenie duszy nieśmiertelnej. Pierwszy raz w życiu czułem się wolny. Prawdziwie wolny, żadne ograniczenie mnie nie dotyczyły. Nie pierwszym i nie ostatnim- pomyślałem. Królowie co dzień na śmierć posyłają miliony ludzi- w trosce o ,,interesy narodu”. Ogromna jasność ogarnęła mą skromną osobę. Przodkowie ustawili się kołem wokół mnie.
Pora iść synu- rzekł ojciec który zginął podczas zdobywania twierdzy, dziad umarł broniąc granicy, pradziad podczas bitwy, tak jak i ja.
Rycerska dola, zdechnąć podczas plugawych konfliktów- pomyślałem, lecz nie wypowiedziałem ani słowa.
Krokami wolnemi udaliśmy się do góry, na boską ucztę w towarzystwie wszystkich przodków, wśród serenad aniołów. Tak oto umarliśmy w niepamięci zwanej historią, co zapisuje jedynie życiorysy królów, baronów, oficerów, lecz nad prostymi żołdakami prześlizguje się bezszelestnie, nie pamiętając, iż bez jednostki nie ma społeczeństwa.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania