Śmierdzący pijak
Śmierdzący pijak
Te słowa uderzyły mnie, jak bym dostał obuchem w łeb. Nie, że bym się przestraszył, czy oburzył. Było mi po prostu przykro. Owszem lubiłem wypić, nie zaprzeczam, ale to raczej nie wynikało, jak twierdziła moja żona z nałogu, a raczej ze smutku, który mnie przytłaczał. Byłem nikim zarówno zawodowo, jak i rodzinnie. Nie udało mi się ani być szefem dużej firmy, ani jakimś prezesem oszukującym wszystkich i zgarniającym kokosy z pracy innych. Byłem zwykły sprzedawcą, taką małpą, która nie dość, że zarabia grosze, to jeszcze jest pogardzana. Nie ukrywam, że moja inteligencja cierpiała na tym, a moje ego zostało już dawno zmiażdżone tonami absurdu i bezsensu i zakopane sto metrów pod ziemią. Byłem nikim zarówno w pracy, jak i w domu. Żadnego szacunku, poważania czy choćby odrobiny człowieczeństwa. Taka małpka, która skacze w klatce cały dzień i do tego jeszcze musi się uśmiechać. Powiecie trudno taki twój los! Ok, ale dlaczego ja, a nie ktoś inny został w ten sposób "doceniony" przez życie.
Usłyszałem pijak, śmierdziel ok, ale cóż innego mi pozostało, kiedy resztki mojego intelektu nadal się buntują, choć ego umarło. Czy taki ktoś nie jest godzien choćby sekundy zainteresowania, przytulenia czy choćby dobrego słowa? Czy wydany raz wyrok na zawsze stawia mnie jako tego złego, ohydnego człowieka, który ma wszystko w dupie i jest tylko problemem dla innych?
Czy ja nie mogę, choć na chwilę poczuć jakiegoś uczucia, miłości czy choćby kilku słów otuchy, pocieszenia?
Pamiętam uczucie bezpieczeństwa, może je znacie, to taki stan, w którym jesteście pewni, że nic wam nie grozi. Ja to pamiętam, ale sprzed czterdzieści lat, kiedy byłem dzieckiem i to nie w swoim domu tylko u kolegi, z którym razem graliśmy w kapeli. W domu rodzinnym czegoś takiego nigdy nie poczułem, o dziwo, tak samo jak po ślubie. Dające do myślenia nie? Czyli coś tu nie grało tak jak powinno już od początku!
Dalej już z górki czułem się jak świadek lawiny w której leciałem na dół szybciej i szybciej.
Byłem jak wyrzut, jak jakiś zły sen czy jeszcze gorsza jawa. Czy sobie zasłużyłem na taki los zbrodniarza, choć nikomu nic złego nie zrobiłem?. To uczucie, które potrafi zabić, czasami od razu, a czasami powoli, niszcząc sens życia i wolę istnienia. Gdybym miał choć trochę więcej odwagi, to już dawno by mnie nie było, skończyłbym tę farsę zwaną przez wielu życiem, a tak naprawdę tylko snem, w którym mój los nie jest przeze mnie pisany, a jest scenariuszem, gdzie ja jestem tylko zwykłym aktorem, który ma do przeżycia określoną rolę i zero do gadania, a tonie w gównie aż po szyję, tylko cudem łapiąc powietrze, zupełnie bez sensu.
Nazywają mnie śmierdzącym pijakiem! Może mają rację, ale dlaczego nie spojrzą głębiej i nie zobaczą, dlaczego takim się stałem. Nie widzą, że wszystkie moje światy zatonęły, zostały zniszczone i zdruzgotane. Zostałem sam w tłumie, który ani mnie nie rozumie, ani nie toleruje, ani nawet nie czuje. Jestem jak rozbitek porzucony na bezludnej wyspie, bez nikogo, bez nadziei, bez przyszłości. Taki samotnik w tłumie.
Jak łatwo oceniać kogoś dawać mu mądre rady, zaszufladkować i nadać piętno. Tylko czy to prawdziwa ocena, czy tylko miraż, który widzimy, patrząc na niego. Czy znasz go na tyle, żeby oceniać czy zdradził swoje ideały, czy tylko zbłądził, wchodząc na bagna. Czy jesteś pewna, że z niego już tylko śmieć żebrzący o kawałek chleba, czy może ktoś, kto gdzieś po drodze zbłądził, ujrzał nie to światło w tunelu i zbłądził, ginąc w jego obłędzie.
Patrzysz i co widzisz? Śmierdzącego pijaka, który już dawno umarł, choć jeszcze tego nie wie. Widzisz i krzyczysz, jaki z niego potwór, jaki zły człowiek. Potępiasz na miazgę, wytykając, ile złego wyrządził tobie i swoim bliskim. To prawda, ale czy potrafisz spojrzeć głębiej w tą otchłań, która go do tego skłoniła? Czy widzisz ciemności, które go ogarnęły i nikt nie wyciągnął pomocnej dłoni? Czy wiesz, ile razy tonął i nikt mu nie podał pomocnej dłoni?
Jeśli nie, to dlaczego oceniasz go tak, jakby był wszystkiemu winien, jakby był diabłem wcielonym, a nie człowiekiem totalnie zagubionym, który na ścieżce życia zabłądził a dalej nie było nikogo. Spójrz na to z takiej strony, bo inaczej nie będzie sprawiedliwości na tym małym świecie, a będzie tylko niesprawiedliwy osąd, który zabija równie dobrze, jak pistolet.
Jesteśmy tylko tym czym chcemy być, ale czasami tony złośliwych śmieci przytłaczają nas tak bardzo że giniemy tonąć wśród nich. Cóż c'est la vie.
Komentarze (18)
Z drugiej strony życie z osobą uzależnioną też musi być dramatem. Gdy się czyta, to te osoby ostatnie rzeczy z domu wyniosą na alkohol czy narkotyki. A kiedy jest rodzina, są dzieci - jak sobie radzić jeszcze z nałogiem rodzica? A kiedy rodzice razem popadają w nałóg, a dziec,i po gehennie, lądują w bidulach? Czy da się wzbudzić w nich empatię do ''takich'' rodziców?
To wszystko jest bardzo skomplikowane.
Nie będę się rozwodził nad tematem, bo i tak go nie ogarnę.
Wiem jedno, każdy nałóg ma swoje drugie dno i niekiedy nawet osoba uzależniona go nie zna.
Osoby postronne zaś nie chcą lub nie umieją go poszukać.
W sumie osoba uzależniona jest samotna ze swoim nałogiem.
"zakopane 100 metrów" i "ale sprzed 40-lat" -> unikajmy cyfr w tekstach literackich.
Pozdrawiam.
Ogólnie podoba mi się to opowiadanie. Dobrze przedstawiony temat i pewne smutne zjawisko związane z ocenianiem ludzi. Łatwiej kogoś zaszufladkować, powiedzieć jaki to on jest zły i żałosny, niż wyciągnąć pomocną dłoń, zrozumieć człowieka, pomóc mu wyjść na prostą, choć zdaje się to prawie niemożliwe. W sumie ludzie chyba boją się nawet tych najprostszych, dobrych gestów...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania