Poprzednie częściŚniący [1]

Śniący [2]

[Ares]

Wewnętrznie wciąż zachwycając się samą słodyczą ludzkiego dzieciaka, kiedy weszła do legowiska, Ares – gdyby jej to nie rozproszyło – z łatwością uniknęłaby ataku swojego młodszego brata. Ponieważ tak się nie stało, a na korytarzu nie było innych członków klanu, pozwoliła Senriemu się unieruchomić. Zaśmiała się ze zwycięskiego dźwięku wydanego przez kociaka i dzikiej satysfakcji na jego uroczym pysku.

Chrzanić to, Ares może i była przywódczynią, ale nigdy nie ukrywała, że miała ogromną słabość do swojego najmłodszego brata. Być może dlatego, że ona – i ich średni brat, Kasto – spędzili lata walcząc o to, aby ich młodszy brat był bezpieczny i szczęśliwy. I może w rezultacie trochę go rozpuścili.

– Tym razem cię dorwałem! – Senri zanucił, odrobinę niezdarnie kładąc łapy na jej plecach. Wyraźnie nie był pewien, co zrobić, teraz gdy odniósł zwycięstwo.

– No tak… – Ares westchnęła ponuro, po czym celowo rzuciła bratu poważne spojrzenie. – Teraz będziesz przewodzić klanowi, Sen.

Senri wstrząsnął się z przerażonym grymasem. Jego łapy zsunęły się z futra Ares, a nos wylądował na jej plecach – które trzęsły się, gdy zaśmiała się na jego koszt.

– Czy możecie przestać się wygłupiać? – usłyszała niżej w korytarzu prowadzącym w głąb legowiska. Kiedy podniosła wzrok, Kasto ruszył w ich stronę z poważnym wyrazem na białym pysku.

– Ares, ładnie pachniesz – w międzyczasie jej młodszy braciszek powąchał jej futro i głośno westchnął. – Co to jest? Jak przyprawy...?

– Ah – Ares odepchnęła go i wstała, otrząsając się, po czym usiadła na tylnych łapach i położył prawą przednią na nosie Senriego, gdy kociak próbował się wokół niej poruszyć. – Ludzki kociak spadł na mnie z drzewa.

– Wewnątrz granicy? – Kasto skrzywił się ponuro, kładąc łapę na plecach Senriego i unieruchamiając go, gdy ich brat nie przestawał próbować dalej obwąchiwać Ares. – Sen, zachowuj się… Co w ciebie wstąpiło? – Hybryda o białym futrze potrząsnął głową, gdy kociak zakwilił smutno, ale posłusznie zamarł, patrząc między nimi wielkimi, bladymi oczami, a jego ogon machał z zauważalnym niepokojem. – Ares, człowiek wszedł za granicę i go puściłeś? – jej młodszy brat nie wydawał się pod wrażeniem.

– Zaledwie krok, a poza tym to był tylko dzieciak – Ares stwierdziła bezradnie, po czym popchnęła swoją głowę w bark Kasto, zmuszając go do cofnięcia się od Senriego. Wewnętrznie przeklęła, gdy kociak nie poruszył się po uwolnieniu, wciąż przybierając uległą pozę. Wymieniła szybkie spojrzenie z Kasto nad ich najmłodszym bratem, a jej brat o białym futrze lekko położył uszy, rzucając mu przepraszające spojrzenie, po czym wsunął nos w bok kociaka.

– Wstawaj, Sen... Czas na śniadanie – powiedział. Z niepewnym spojrzeniem między nimi, ich młodszy brat w końcu z wahaniem podniósł się na cztery łapy, jeśli jego uszy nadal przylegały płasko do głowy. Kiedy się odwrócił i skierował się w głąb legowiska, miał nisko opuszczony ogon. Obserwując to, skrzywiła się na bolesny skurcz serca. Coraz częściej oboje się martwili, że próbując go chronić, niechcący okaleczyli ich najmłodszego brata. Jak na ich naturalnie agresywny gatunek, Senri często wydawał się nienaturalnie uległy i posłuszny. – Przepraszam, Ares, przyzwyczajenie. Ale nawet jeśli to było dziecko, wiesz, że nie powinnaś go puszczać. A co, jeśli następnym razem przyciągnie więcej ludzi?

– Nie mogłam się powstrzymać, Kasto. Wyglądała niewiele młodziej od Sena, i miała te wspaniałe, rubinowe oczy... – Patrząc na ich średniego brata, ominęło ją jak drugi zamarł, a jego pokryta atramentowym futrem głowa odwróciła się w ich stronę z szerokimi, lodowato niebieskimi oczami rozszerzonymi z zaskoczenia. „Prawie jak w legendach o Awlbastach… – Ares ponownie wzruszyła ramionami, po czym potrząsnęła głową i chichocząc, okrążyła Kasto, podążając za ich bratem. – I była prawie tak uroczy jak ty, Senri – powiedziała, trzepiąc go ogonem, gdy go mijała.

– I... mogłaś jej dotknąć? – zapytał jej najmłodszy brat, doganiając ją. – Naprawdę mogłaś ją dotknąć?”

– Jak mówiłam, upadła prosto na mnie – zaśmiała się, po czym ponownie potrząsnęła głową, poruszając wąsami na widok ciekawego wyrazu pyska jej najmłodszego brata. – Co z tego? I dlaczego nagle taki podekscytowany? – znacząco spojrzała na szaleńczo machający czarny ogon Senriego.

– Bez powodu – Senri przyspieszył i wkrótce zniknął na końcu korytarzu. Kiedy Kasto ją dogonił, Ares wymieniła z bratem zdezorientowane spojrzenia.

– Podejrzane – zauważył Kasto i Ares mógł tylko kiwnąć głową na znak zgody.

 

*_*_*

 

To był dzień jak każdy inny w Gatesville, cichy i spokojny. Prawdopodobnie dlatego pierwsi ludzie, którzy zauważyli ogromnego kota, tylko się gapili, zamrożeni w tym, co robili, gdy czarna jak atrament bestia przełamała krawędź drzew i spokojnie ruszyła główną drogą ich miasteczka.

W rozmiarze, który odróżniał go od królestwa zwierząt, kot zdawał się rozglądać z zaciekawieniem niewiarygodnie bladymi, niebieskimi oczami. Bez cienia strachu patrzył na przechodni, zdając się nieść coś w pysku. Niektórzy odważyliby się nawet powiedzieć, że jego długi, równie czarny ogon jak cała jego reszta, poruszał się za nim niemal… z ekscytacją.

Podczas gdy niektórzy zadzwonili do biura szeryfa, inni z wahaniem podążali za „spacerem” bestii, obserwując jej zachowanie z bezpiecznej odległości. Niepewni, co robić, bo choć wszyscy wiedzieli, że nie należy zbliżać się do określonej części lasu, nikt nie pamiętał zasady zabraniającej wizyt ich „sąsiadów.” Większość widzów uspokoiła się dopiero po dotarciu na główne skrzyżowanie ich małego miasteczka, wielki kot spotkał się z wysoką postacią brązowowłosego szeryfa.

Chociaż Luke Morris, który miał dwadzieścia pięć lat, był stosunkowo młody jak na to stanowisko, wyglądał bardziej na podekscytowanego niż zdenerwowanego, torując zmiennokształtnemu drogę. Uśmiechnął się miło, gdy bestia zatrzymała się, spojrzała na niego i upuściła pakunek, który niosła przed swoimi łapami. Dodani przez to odwagi, niektórzy mieszkańcy miasta podeszli na tyle, aby podsłuchać wymianę zdań.

– Czy mogę ci pomóc? – zapytał grzecznie ich szeryf, wkładając kciuki do kieszeni dżinsów, znacznie bardziej zrelaksowany niż ktokolwiek inny się czuł.

Chociaż wiedzieli, co to musiało być, i tak był to szok, gdy z kociego pyska dobiegł ludzki głos – nawet jeśli nikt nie mógł go zrozumieć. Nic dziwnego, skoro bestia mówiła w innym języku – żaden ze świadków nie potrafił nawet rozpoznać. Odrobinę gardłowa i niemal muzyczna mowa nie brzmiała jak nic, co kiedykolwiek wcześniej słyszeli, i nawet ich zwykle pewny siebie szeryf zamrugał, widocznie niepewny, co robić.

…aż do momentu, w którym z tłumu wyrwał się nastolatek z bardzo długim, czerwonym warkoczem i błękitnymi oczami błyszczącymi z zachwytu. Z szerokim uśmiechem podszedł do spektaklu.

– On mówi po arabsku – oznajmił nastolatek, Ravi Lystad, zatrzymując się przy szeryfie, który spojrzał na niego ze zdziwieniem. Następnie, choć z pewnym wahaniem, rudowłosy chłopak powiedział coś w tym dziwnym języku do kota, który zdawał się wpatrywać w niego szeroko otwartymi, lodowato niebieskimi oczami. Wymiana zdań trwała chwilę, a nastolatek wyglądał na coraz bardziej zaskoczonego, zanim odchrząknął i z nieczytelną miną spojrzał na wysokiego szeryfa. – On… ah, kogoś szuka.

– Kogo? – zapytał Luke, patrząc między nimi z podejrzliwą miną.

– Mojej siostry – odpowiedział rudy chłopak, po czym zignorował zdziwienie szeryfa i powiedział coś do wielkiego kota. Ravi odwrócił się i dał mu znak, aby poszedł za nim, gdy ruszył drogą w stronę budynku szkoły. Czarna bestia podniosła swoją paczkę i ignorując rosnącą widownię, z tą samą ekscytacją w ruchach ogona, poszła za nastolatkiem. Podobnie jak tłum, ponieważ było to wydarzenie, które miało stać się „historią,” która ożywi ich miasto w nadchodzących miesiącach!

Następne częściŚniący [3] Śniący [4]

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania