Śnurek – Kocwiaczek

W naszym liceum był pewien chłopak, który wyglądał niczym chodzący kościotrup. Jadł niesamowite ilości jedzenia, ale i tak nie mógł przytyć. Nie pomagała siłownia, nie dawały rady odżywki. Metabolizm miał lepszy od Speedy Gonzalesa. Trochę przez to cierpiał, bo zyskał ksywę "Śnurek", gdyż był taki cienki i długi. Wzrost też mu dopisał, jednak ze swoją posturą nikt nie chciał go przyjąć do drużyny koszykówki. Mógł tylko wsuwać jeszcze więcej w nadziei, że w końcu jakiś tłuszczyk mu się odłoży. A na to się wcale nie zanosiło.

Przyszedł jednak czas matur i jego rodzice dali mu wybór: albo kasa na prawko, albo pieniądz na studniówkę. Wybrał to pierwsze, bo i tak żadna dziewczyna nie chciała tańczyć z nim poloneza. Obiecał jednak wpaść na rozpoczęcie, aby dopingować zdenerwowanych kolegów. W sumie miły był z niego gość, zatem i kumpli jakiś tam miał.

Gdy więc pojawił się w szkole, ubrany całkowicie zwyczajnie, musiał przejść przez bramkę i zostać przeszukany przez ochronę. To były czasy, kiedy w naszej dzielnicy bywało nieco niebezpiecznie, zatem dyrekcja wolała dmuchać na zimne. Rafcio, bo tak mu było na imię, podszedł więc spokojnie do bramkarza, a po chwili leżał, jęcząc na glebie. Wszyscy zamilkneliśmy przerażeni. Przecież Śnurek był totalnie nieszkodliwy! Trochę potrwało zanim ktokolwiek połapał się w sytuacji. Wówczas głos zabrała nasza historyczka:

— Panowie! Panowie! Zostawcie go, to uczeń.

— Uczeń czy nie, próbował wnieść coś niedozwolonego. Jesteśmy tu po to, by was chronić – zagrzmiał łysol i nie zwolnił uścisku na biednym Rafale. – Mów, co tam masz, cwaniaczku!

— Auaaa! – jęknął chłopak i powiedział. – Nic, słowo, ja tylko na poloneza przyszedłem!

— Gadaj więc, co ci tu tak wystaje? Flaszki? Broń, a może jakieś race czy fajerwerki?

— Nic, proszę pana, naprawdę – kwilił, jeszcze mocniej przeciśnięty do posadzki.

Wówczas z tłumu odezwała się nauczycielka biologii, a jego wychowawczyni:

— To kości miednicy, łysy cymbale! Puść w końcu mojego wychowanka, zanim go połamiesz.

Facet zdumiony raz jeszcze obszukał Śnurka i szybko pomógł mu wstać. Wielokrotnie przepraszał i dopytywał czy z Rafałem wszystko dobrze, a potem jeszcze kilka dobrych minut kajał się przed belferkami. Było już jednak po ptakach. Śnurek cały obolały darował sobie oglądanie tańców i poszedł do domu. Nic dziwnego, skoro dzięki niemu maksyma: "Kości zostały rzucone" nabrała nowego znaczenia. Do ukończenia szkoły wszyscy śmiali się na jego widok. No, nie miał chłopak lekko za małolata. Bez dwóch zdań.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania