Sny Kamili cz.4 - ostatnia
Kolejne dni i tygodnie nie przynoszą niczego nowego. Sny nadal są wyraźne, nadal się spełniają, nadal dotyczą drobiazgów dnia codziennego. Osiemdziesiąt procent z nich dzieje się w szkole. Reszta to coś, co widzi przez okno w swoim mieszkaniu (na drzewie siadają trzy ptaki), sytuacje ze sklepu (kasjerka nie ma drobnych i idzie do koleżanki rozmienić pieniądze), obserwacje z ulicy (dziecku z wózka wypada maskotka i Kamila ją podnosi). Jej rzeczywistość powinna się całkiem zmienić, a jednak jest taka sama. Nawet Kaśka przestała pytać o jej sny. Proroctwa Kamili są kompletnie bezużyteczne.
Męczą ją jednak, są dowodem na istnienie czegoś ponad codziennością. Nadal nie wyklucza teorii, że mogą być wezwaniem, tylko do czego? Myśl, że przyszłość nie należy do nas, ktoś ją zaplanował wcześniej, a teraz wyświetla się w losowej głowie, przytłacza ją i odbiera energię do życia. Po co się starać, skoro wszystko jest już gdzieś zapisane? Co prawda śnią się jej tylko małe urywki rzeczywistości, ale czy to nie dowód na to, że zapisany jest cały dzień? A jeśli tak, to po co to wszystko?
Zaczyna postrzegać się jak postać z powieści, czuje, myśli i pozornie podejmuje decyzje, ale w gruncie rzeczy książka stoi już na półce, jest w niej ciąg dalszy, jest zakończenie, które wkrótce ktoś przeczyta. Ona niby żyje, ale tak nie do końca.
Aż któregoś ranka budzi się z mocno bijącym sercem. Śniło się jej nowe miejsce. Nieznane mieszkanie. Leży w łóżku i przypomina sobie, co się wydarzyło.
Było tak: stoi w dużym pokoju. Z jednej strony meblościanka z telewizorem, z drugiej narożnik, jest też stolik kawowy, wszystko brzydkie, brązowe i smutne, dywan stary i wytarty, ściany w nieokreślonym kolorze, który mógł być kiedyś kremowy. Coś koło szóstego piętra, za oknem widać drugi dziesięciopiętrowiec z wielkiej płyty. Przed nią jakaś kobieta, dobrze po czterdziestce, a może przed pięćdziesiątką, ten rodzaj zniszczonej twarzy, w której nie ma już żadnego zainteresowania światem, ani nadziei. Właśnie myła okno, jest otwarte na oścież, szmata pływa w misce z brudną wodą.
– Słucham – odzywa się kobieta. – Co ona znowu nabroiła? Zawsze same problemy z tym dzieckiem – bełkocze.
Kamila orientuje się, że kobieta jest pijana.
– Nic nie zrobiła, ale ma sporo nieusprawiedliwionych nieobecności.
– Matylda! – krzyczy nagle matka, zaskakująco mocnym głosem i wraca do mycia okna. Na szybie zostają brudne smugi od wody, którą trzeba już zmienić.
Ach tak. Chodzi o jej ulubioną uczennicę. Od trzech tygodni nie pojawiała się w szkole, Kamila zdobyła jej adres, postanowiła przyjść i sprawdzić, co się dzieje.
Dziewczyna pojawia się w drzwiach. Unika wzroku nauczycielki, wstydzi się. Patrzy na matkę w milczeniu.
– Pani pyta, czy rzuciłaś szkołę.
– Nie.
– Rozmawiałyśmy o tym. Niedługo masz osiemnaście lat, będziesz mogła iść do pracy – tłumaczy matka.
– Nie chcę, mamo. Mówiłam ci, że nie chcę.
– A ja nie mogę. Widzisz, że jestem chora. Z czego, twoim zdaniem, będziemy żyły? Z tych ośmiu stów, które na ciebie dostaję?
Matylda stoi bez ruchu, zamrożona z paniki. Nie chce poświęcać marzeń dla matki. Nadal je ma, widać to w tej panice, w rozpaczy czającej się w oczach. Jeśli teraz pójdzie do pracy, wszystko przepadnie. Przyszłość, marzenia, pieski ze schroniska.
– Warto to jeszcze przemyśleć. Matylda jest dobra uczennicą, z pewnością dostanie się na studia…
– Studia? – prycha matka. – Pani przekaże sekretarce, czy komu tam trzeba, że córka zrezygnowała – kończy rozmowę.
– Ale mamuś – szepcze dziewczyna. Próbuje walczyć.
– Decyzja podjęta – ucina protesty kobieta.
Dziewczyna podchodzi do matki. Przez moment wydaje się, że będzie ją błagała. Ale nie. Nagle sprawnie wdrapuje się na parapet i bez uprzedzenia skacze przez otwarte okno, zanim Kamila rzuci się, by ją chwycić.
To koniec snu.
Kamila stara się zapanować nad drżeniem rąk. Ubiera się, dzwoni do szkoły, że dziś jej nie będzie. Następnie do Kaśki i prosi ją o zdobycie adresu Matyldy.
– Po co ci on?
– Muszę coś załatwić. Jutro ci opowiem.
– Czy to ma związek z twoimi snami?
– Tak. Wyślesz mi ten adres jak najszybciej? Proszę.
Boi się. Kiedy przychodzi sms z adresem, boi się jeszcze bardziej. Ale we śnie dostała wezwanie, musi na nie odpowiedzieć.
Matylda mieszka prawie pół godziny autobusem od niej. Kamila ma miejsce siedzące, patrzy przez okno na miasto. Cieszy się, że na razie nie musi działać. Póki co wszystko jest w porządku. Nikt nie rzucił się z okna, Matylda żyje. Żałuje, że uczennica nie mieszka dalej. Mogłaby tak jechać przez kolejne dni, przedłużać czas przed spełnieniem się przeznaczenia.
Wreszcie dociera na właściwy przystanek i musi wysiąść. To typowe osiedle z lat osiemdziesiątych, dziesięciopiętrowce, przy nich trawniki i parkingi. Nieliczni spacerowicze, głównie starsze panie z pieskami i młode matki z wózkami.
Domofon nie działa. Kamila wchodzi do klatki i czeka na windę. Nie zapowiedziała się, klatka śmierdzi starymi śmieciami, jej serce wali tak mocno, jakby kazało jej uciekać.
Zawsze jest szansa, że to nie był jeden z tych snów, że rzeczywistość, którą zastanie, będzie inna.
Chce w to wierzyć, ale nie wierzy.
Otwiera jej kobieta ze szmatą w ręku. Wpuszcza ją i wraca do pokoju, w którym myje okno.
Powtarza się sytuacja ze snu. Matylda jest tak samo zrozpaczona, jej matka tak samo obojętna.
– Studia? Pani przekaże sekretarce, że córka zrezygnowała – mówi na końcu, tak, jak we śnie.
Matylda protestuje, bezskutecznie, więc robi mikroruch w kierunku okna, ale Kamila jest na to przygotowana. To jej daje przewagę. Rzuca się do okna i popycha jej matkę. Kobieta wydaje z siebie krótki okrzyk, traci równowagę, leci w dół.
Kamila wystawia głowę. Matka Matyldy spada głuchym stuknięciem na trawnik. Odwraca się w stronę pokoju.
Dziewczyna stoi w tym samym miejscu. Trzęsie się i szlocha w niekontrolowany sposób.
Przed blokiem słychać krzyki i piski.
Kamila podchodzi do uczennicy, przytula ją. Ta przyjmuje to bezwolnie, nie protestuje i nie odwzajemnia gestu.
– Wrócisz do szkoły. Pomyślimy nad wsparciem dla ciebie – mówi polonistka. Uczennica kiwa głową, nie wiadomo, ile z tego rozumie.
Kamila nie wie, co będzie dalej. Czy zostanie oskarżona o zabójstwo? Trafi do więzienia? Będzie musiała pożegnać się na zawsze z uczeniem?
Wie jednak, że prorocze sny się skończyły. Coś w niej ma absolutną pewność, że nie wrócą. Przerwała to. Zdecydowała i zadziałała, pokonała fatum. Nie jest już postacią w napisanej książce. Żyje. I zmienia życie innych.
Komentarze (15)
Ogółem czytało się dobrze, wciągnęłam się, ale mam wrażenie, że wszystko to takie przyspieszone. Dużo wyjaśniania wprost myśli i uczuć bohaterki zamiast zobrazowania ich. Domyślam się jednak, że nie chciałaś nazbyt wydłużać tej historii, zrozumiałe w przypadku opowiadania. Mimo to radziłabym napisać zakończenie trochę inaczej - to dobry moment, aby akcja postępowała szybko, ale zabrakło odpowiedniego ładunku emocjonalnego dla tak dramatycznej sceny. Swoją drogą, nie spodziewałam się takiego zakończenia. Nie uważam, że jest złe, nie! Tylko napisane nie dość przekonująco.
Swoją drogą, mogłam zrozumieć Kamilę, bo też zdarza mi się, powiedzmy, "zajrzeć w przyszłość", ale jest to znacznie mniej imponujące niż jej najmniej imponujące objawienia. Czasem przypomni mi się osoba, której nie widziałam od lat i przez lata wcale o niej nie myślałam, a potem spotykam ją w ciągu najbliższych dni, tego typu rzeczy. Zapewne każdemu tak się zdarza, ale śmiem twierdzić, że częstotliwość takich zjawisk bywa u mnie zadziwiająca - niestety nie sądzę, by kiedykolwiek mi się to do czegoś przydało. 😆 Zwłaszcza że rozumie się takie sygnały dopiero po czasie, co też zauważyłaś w tekście. Podobało mi się, jak opisałaś zdumienie Kamili nad jej zdolnościami, bardzo naturalnie to wyszło.
Jedna uwaga techniczna: "Domofon nie działa, wchodzi do klatki i czeka na windę" - to brzmi, jakby domofon wchodził do klatki. 😅
Domofon poprawiony. Co do sugestii innych zmian - niestety nasuwa się pytanie "po co?". Kto miał tutaj przeczytać, już przeczytał. Nie mam "poważniejszego" miejsca, gdzie mogłabym to opublikować.
A takie sny jak Kamila miałam, będąc dzieckiem. Nawet faktycznie potrafiłam powiedzieć komuś, co się zdarzy. I były to tak samo nieważne momenty. A potem proroctwa się skończyły i już nie wróciły;)
Teraz nadal mam tego rodzaju objawienia, jak Ty:)
Przypadkowo trafiłam na Twoją odpowiedź na komentarz i dzięki temu mogłam przeczytać tę historię.
Myślę, że dla Kamili, bez względu na konsekwencje czynu, zakończenie jest pozytywne. I to monumentalnie pozytywne. Została "narzędziem" i wybrańcem — o czym marzyła, a bała się powiedzieć. Nagle jej szare nic nieznaczące życie nabrało głębokiego sensu, a ona zrozumiała, że ma moc sprawczą. Że oto poświęca siebie dla czyjegoś dobra (nie analizuję możliwych konsekwencji dla dziewczyny, chodzi o postrzeganje Kamili). A poświęcenie siebie dla niewinnej, słabszej osoby pozawala Kamili myśleć o sobie — prawie (bo znów pewnie boi się wielkich słów) jak o mesjaszu. Zyskała potwierdzenie, że to wszystko było "po coś" a ona nie zawiodła, zdała egzamin, nie przespała momentu. Teraz, obojętnie co się z nią stanie, będzie miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku i wewnętrznego uniewinnienia w kwestii popełnionego czynu.
Przeczytałam z przyjemnością, cholernie lubię Twoje pisanie.
Ja widzę Kamilę i jej los bardzo podobnie do tego, co piszesz. Chyba dla mnie jest najważniejsze, że Kamila odzyskała sprawczość.
Czytanie z zaciekawieniem, z przyjemnością to coś, co zawsze cieszy mnie najbardziej, a jak zostanie po tym jakaś myśl, to już w ogóle jestem szczęśliwa.
Pozdrawiam!
Za dwa tygodnie podaj mi jakiś adres, na który można wysłać list polecony, mógłbym napisać to za dwa tygodnie, ale znam tępo większości opowijczyków. Plików na poprawione nie udało się podmienić - zła wola…, ale jakoś tam nie jest źle ogólnie wizualnie. Tak, pierwszy jest, wysyłany będzie razem z drugim - wzgląd ekonomiczny. Do nielicznych poszedł już - tych żywo zainteresowanych.
Mail na profilu w zakładce "o mnie." Po miesiącu braku kontaktu uznaję, że user zrezygnował, chyba że nie nastąpi w tym czasie logowanie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania