Sny o nieskończoności

Wsłuchałem się w delikatną muzykę płynącą wzdłuż korytarzy rezydencji. Wydawała mi się znajoma. Otulała mnie jak stare ubranie idealnie do mnie dopasowane.

 

– Fili gra nową melodię – szepnęła baronowa.

 

– Jeśli chciałaś pobawić się słowem, powinnaś raczej powiedzieć, że Fili gra nową sukienkę. Nie wiem, czy dźwięk może być filigranowy.

 

– Twoja racja, moja gracja, ale nie czepiaj się tak.

 

– Ta melodia brzmi intrygująco. To fortepian, prawda?

 

– Tak.

 

– Ktoś zna się na swojej robocie. Czy Fili to prawdziwe imię?

 

– Tak, to zdrobnienie od Filomeny.

 

– Kim ona jest?

 

– Moją córką.

 

– Mówiłaś, że nie masz dzieci.

 

– To prawda. Nie mam.

 

– Kto więc tam grał?

 

Dostrzegłem wiszący na ścianie obraz. Przedstawiał młodą dziewczynę w alabastrowej sukni. Jej długi warkocz uwił sobie gniazdko na podołku. Oczy baronowej wyraźnie się zaszkliły, jakby ten widok przepełniał ją smutkiem. Być może przypomniała sobie straszną prawdę, o której za wszelką cenę chciała zapomnieć.

 

Zadrżałem. Od razu pomyślałem o duchach, które zamieszkują tę rezydencję. Czy córka baronowej jest jednym z nich? Melodia urwała się, zupełnie jakby niewidoczna istota nas usłyszała, a raczej moje myśli i wreszcie uświadomiła sobie, że nie należy do naszej rzeczywistości i powinna odejść, by zaznać spokoju w zaświatach.

 

– Czy to ona? – zapytałem.

 

Nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Zdałem sobie sprawę, że nie powinienem drążyć dalej tego tematu i pozostawić przeszłość daleko za sobą. Któż jednak grał wcześniej tę piękną melodię? Czy na pewno ją słyszałem?

 

– Była taka młoda… – wyszeptała w końcu baronowa i nie podjęła więcej tego tematu.

 

Kontynuowaliśmy zwiedzanie rezydencji. Niezbyt podobały mi się te wszystkie ozdoby, którymi przesycone było wnętrze. Na ścianach wisiały arrasy, sufity wyłożono mozaikami, a każdy kąt wypełniały przeróżne figurki, mniejsze i większe, ładne i upiorne. Koty o wyginających się w pałąk grzbietach, porcelanowe lalki o błyszczących oczach, kłaniający się im kryształowi paziowie oraz porozwieszane tu i ówdzie groteskowe maski, przypominające te, które noszą na twarzach plemienni szamani.

 

– A ty chciałbyś wyparować? – zapytała mnie wreszcie.

 

– Nie, wolałbym pocałować. Ciebie.

 

– Dlaczego?

 

– Bo jesteś wyjątkową kobietą.

 

– Co we mnie takiego specjalnego?

 

Zaśmiałem się. Nie lubiłem prawić komplementów. Zupełnie się na tym nie znałem.

 

– Podobają ci się te posągi? – zmieniła temat. – Wyglądają jak żywi ludzie.

 

Niektóre rzeźby faktycznie przypominały zastygłe w bezruchu postacie, wpatrzone w nas niewidzącym wzrokiem. Pewnie gdybym dotknął którejś, poczułbym bijące od niej ciepło.

 

– Tak, wywołują niepokój. Dezorientują. Wprawiają w osłupienie, jak zręczny był artysta, który je tworzył.

 

Zwłaszcza jeden z posągów sprawił, że ponownie zadrżałem. Bardzo mocno przypominał mnie. Wahałem się, czy nie wspomnieć o tym baronowej, ale uznałem, że to tylko wymysł mojej wyobraźni. Na pewno zwróciłaby na to uwagę, gdyby zauważyła podobieństwo.

 

– Uwielbiam sny – rzekła baronowa. – Czuję się w nich jak u siebie w domu i mogę przebywać w dziwnej krainie, rządzącej się nikomu nieznanymi regułami.

 

– Porównanie z domem jest interesujące. W końcu to świat, który tworzysz sama, a raczej twoja podświadomość, więc zagłębianie się w nim to jak podróż po własnym umyśle.

 

– Co ci się ostatnio śniło?

 

– Wędrowałem po ogromnej, niekończącej się rezydencji, a ty szłaś obok mnie.

 

Zaśmiała się. Dopiero teraz dostrzegłem, że jej kok się rozwinął i zmienił w długi warkocz. Musiała przytrzymywać go jedną dłonią, by nie przydeptać. Nie wspomniałem jednak o podobieństwie do dziewczyny z obrazu, żeby znów nie popadła w melancholię.

 

Zajrzałem do jednej z sal, gdyż dostrzegłem stojący tam fortepian. Czy to na nim niewidoczna osoba tworzyła te piękne melodie?

 

– Umiesz grać? – zapytała baronowa.

 

– Nie, choć w sumie nigdy nie próbowałem. Może urodziłem się z talentem, o którym nie mam pojęcia i moje palce same wiedziałyby, co robić.

 

– Zdolności, które odziedziczyliśmy po przodkach, a nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wierzysz, że geniusz przechodzi z ojca na syna?

 

– Nie mam pojęcia. Nie znam żadnego geniusza.

 

Zaintrygowało mnie, czy córka baronowej odziedziczyła talent do muzyki po swojej matce. Ciekawe, kim był ojciec. Jego portret nie wisiał na terenie rezydencji, a przynajmniej ja go nie dostrzegłem.

 

– A ty umiesz grać? – odpowiedziałem pytaniem.

 

– Nie, za to moja pokojówka jest do tego stworzona. Nazywa się Fili. Wspominałam ci o niej.

 

– Mówiłaś, że to twoja córka.

 

– Nie w sensie biologicznym, ale praktycznym. To ja ją wychowałam.

 

– Czyli nie jest duchem?

 

– Naprawdę tak pomyślałeś? Nie słuchaj bzdur ludzi gadających, że ta rezydencja jest nawiedzona.

 

– A dziewczyna z portretu?

 

– To ja, ale oczywiście w młodości. Smutno mi, gdy patrzę na swoje dawne ciało i dostrzegam w nim coraz mniej z siebie w obecnym stanie. Mam wrażenie, że tamta moja wersja coraz bardziej młodnieje, kiedy ja się starzeję. Za parę lat zmieni się w kilkuletnie dziecko, a ja będę stała nad grobem. Ciekawe, czy w końcu obie znikniemy.

 

– Nie mów tak. Jesteś teraz w sile wieku.

 

– Brzmi jak eufemistyczne określenie starości. Ach! Gdzież to się podziała ta niesforna pokojówka? Uciekła na nasz widok? Fili! Chodź tutaj i nam zagraj!

 

– Chyba będziesz musiała to zrobić sama.

 

Myślałem, że odmówi albo choć odrobinę zawaha się, ale ona od razu usiadła przy fortepianie, a palce zaczęły uderzać w klawisze, wydobywając z martwej materii niesamowite dźwięki. Była to ta sama melodia, którą słyszałem wcześniej, wędrując korytarzami tej niekończącej się rezydencji.

 

– Baronie, czy podoba ci się jak gram?

 

– Słucham? Jak mnie nazwałaś?

 

– To nie było do ciebie.

 

– Gdzież więc ten baron, o którym wspomniałaś?

 

– To ten, który nas wyśnił.

 

– Nie rozumiem.

 

Popatrzyła w górę, a ja podążyłem za jej spojrzeniem. Nie dostrzegłem sufitu. Wyglądało na to, że wzniósł się na wysokość kilkuset metrów, a ściany się rozciągnęły. Dźwięk fortepianu wciąż unosił się w powietrzu, choć baronowa już dawno przestała grać.

 

– Powiedz mi, kochanie, czy nasze życie jest snem, w którym się zatraciliśmy? Czy jesteśmy tylko tworami rozgorączkowanego umysłu, który umieścił nas oboje w tej rezydencji, istniejącej jeszcze tylko przez te krótkie sekundy, zanim śniący się nie obudzi? Spójrz, jak ta misterna budowla się rozpada. Zaraz nic po niej nie pozostanie.

 

W trakcie, gdy mówiła widziałem jak na ścianach wykwitają szczeliny, posągi pękają i rozpadają się, a ja stoję pośrodku tego narastającego chaosu.

 

– Tak jak i po nas – dodałem.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger dwa lata temu
    Fajne, zwłaszcza niedomówienia. Na początku trudno odgadnąć, co tak naprawdę jest czym i o co chodzi. Stopniowe przejścia z pytań, na oczekiwane odpowiedzi i na koniec wszystko jasne. :) Jakby ktoś wyśnił postacie z ubiegłej epoki, które żyły dzięki czyimś wyobrażeniom. Nad ranem znikali i może powrócą w umyśle kogoś innego.
  • Amnezja Wsteczna dwa lata temu
    Świetne, świetne, świetne. Realistyczne opisy bez lania wody, ładnie rozwinięty i zwieńczony temat. Szkoda, że sen tak szybko się skończył, bo poczytałabym więcej.
  • fanthomas dwa lata temu
    Dzięki :)
  • Arcte dwa lata temu
    Bardzo podoba mi się klimat Tajemnicy w tym tekście. Przede wszystkim ta niepewność, rzucenie w świat czytelnika i rozwijanie wątku.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania