so po
Pewnego pięknego poranka wybrałem się rowerem na przejażdżkę po Sopocie. Jeszcze dobrze się nie rozpędziłem, a już zhaltowały mnie gliny. Ale nic - myślę sobie. Nie mają się do czego przyczepić. Jechałem na pewno poniżej dozwolonych dziesięciu kilometrów na godzinę. Na głowie miałem obowiązkowy kask, a na sobie obowiązkową kamizelkę ratunkową, ponieważ poruszałem się w strefie przybrzeżnej i mogłem wpaść do wody i utonąć. Na przegubie dłoni, obok zegarka, nosiłem nadajnik GPS, który w razie niespodziewanej kąpieli wysyłałby sygnał SOS. Mój rower wyposażony był w obowiązkowy prędkościomierz, aby nie przekraczać dozwolonych prędkości i obowiązkowy prątkomierz. Zamiast bidonu trzymałem przymocowaną do ramy roweru gaśnicę pianową z homologacją do dwa tysiące dwudziestego roku. Za siodełkiem, na specjalnym stelażu, umocowany miałem obowiązkowy piorunochron z ważnym certyfikatem wystawionym przez Komendę Główną Państwowej Straży Pożarnej w Stęchlewie. W bagażniku wiozłem obowiązkową apteczkę, alkomat, marihuanomat, kwasomat, brown-sugaromat, kofeinomat, kokainomat, amfetaminomat i ośmiokilogramowy defibrylator.
Policjanci sprawdzili wszystkie certyfikaty i homologacje. Sprawdzili hamulce, przerzutki, naciąg łańcucha, światło przednie, światło tylne, zadzwonili dzwonkiem, aby się przekonać na własne uszy, że dzwoni. Sprawdzili stan bieżnika w oponach, zmierzyli ciśnieniomierzem ciśnienie. Skontrolowali stan piorunochronu, gaśnicy i defibrylatora. Kazali mi dmuchnąć w alkomat i chuchnąć w kokainomat. Dmuchnąłem. Chuchnąłem. Wszystkie urządzenia pomiarowe wykazały zero. Podzespoły mojego roweru i obowiązkowe akcesoria działały bez zarzutu.
Już myślałem, że uda mi się wyjść z tej rutynowej kontroli bez szwanku, kiedy jeden z łapsów zapytał mnie o legitymację.
Oblała mnie fala gorąca. Po plecach popłynęła strużka potu.
NIE MIAŁEM LEGITYMACJI!
- No jakże tak, obywatelu, bez legitymacji? - burknął jeden z gliniarzy i wlepił mi mandat w wysokości pięciuset złotych.
"Co za syf!" - zakląłem w duchu, kiedy gliny odjechały.
Wyciągnąłem z kieszeni moją podręczną syfmiarkę, aby zbadać dokładnie natężenie syfu.
Na urządzeniu zabrakło skali.
Komentarze (15)
Także Większość tekstu super, ale końcówka na odwal się. Chyba że ja czegoś nie rozumiem, co jest możliwe.
Pozdro.
Bardzo fajny tekst, Sensol!
Czyli fajny absurd.
Dobra dawka, ciekawa ta, no, akcja.
Dobre ogólnie.
Coś ma
Super!
Pozdrawiam gorąco :)))
I dobrze napisany.
Trochę przypomina dowcip, kiedy stoi na poboczu seksowna dupa w miniówce i zatrzymuje samochód.
Kierowca pyta - ile?
Ona odpowiada - pięćset.
Chłop zdziwiony strasznie - dlaczego tak drogo?
Na co ona wyciąga legitymację i mówi - tu jest zakaz zatrzymywania się i postoju. :)
Tylko nie wiadomo, o którą legitymację chodzi. Może właśnie specjalnie.
Byłaby dobra, polska komedia.
Pół filmu, jak facet wyposaża rower.
W roli głównej Maciuś Sthur.
:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania