Sobowtór
Dobijasz się z głuchym trzaskiem,
Skrobiesz paznokciami o szyby mego domu.
Raz za razem porażasz mnie przerażeniem -
Trwam tak, póki nie rozwaliłeś mych drzwi.
W głowie migocze mi obraz druzgoczącego monstrum,
Lecz to nie ono stoi u progu.
Szok mnie przeszywa jasnym gromem,
Gdy widzę swą twarz, rozpromienioną uśmiechem.
Niespodziewanie wchodzi, jak noc po wieczorze.
Powietrze w pokoju momentalnie tężeje.
Przyglądam się mu, zdumiony, z chłodem w kościach -
Widzę w nim tajemnicze pragnienie.
- Po co tu jesteś? - pytam się odzwierciedlenia.
- Przybyłem tu przejąć twe życie - odpowiada tym samym głosem.
- A zatem je weź i żyj, jak ja żyję.
Oczy jego ukazują niezrozumienie.
Patrz - a oto mój niespodziewany ruch.
Myślałeś, że to ty mnie zaskoczysz,
A tu proszę - zwrot akcji.
Szach mat.
Ma kopia, wciąż stojąca tuż przede mną,
Jest głodna i żądna odpowiedzi.
Nie chcąc dłużej trzymać go w poście, odpowiadam drgającym głosem:
- Niech chociaż jedno z naszej dwójki przeżyje dany czas szczęśliwie,
Gdyż czymże jest życie pozbawione promieni radości?
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania