Prawie sonet dla L z elementami kwazi krotochwilnymi
Wielbicielek było wiele,
ale żadna nie mogła stanąć przy tym aniele*.
Bardzo o mnie się troskała.
Do mnie o tym nie pisała,
bo się bała.
Że z przypadłościami mymi i posranym życia rysem sama rady nie da.
Dała znać kolektywowi
jakie ze mną ma kłopoty.
Okazało się, że to leniwe niemoty
i
i wolą w nosach dłubać.
Nie poddała się.
Moja rozwielitka kochana, jaka ona udana.
Pisze, pichci, smaży, dusi.
Piękna tak, że wszystkich kusi.
Ale zaraz, chwila, moment!
Chce ona mnie bardziej poznać.
Po pisaniu to poznałem.
Wziąłem soku po ogórkach się napiłem,
wkrótce potem się zesrałem
prosto w majty,
które jej wysłałem.
I tak całkowicie
ją ze sobą zapoznałem.
*mała parafraza tekstu Turgieniewa. Chyba.
Komentarze (6)
Zaliczyła już szczyt kompromitacji.
Poddaję pod ocenę kunsztowne rymy i nadzyczaj zręczną żonglerkę słów.
ludzie czytajta!
?
Trzymajmy się nomenklatury, prawda, tego...
Bo słowniki jedno, twórcy drugie i ino kwasy
I bynajmniej nie piszę o tym wiekopomnym dziele :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania