Sonet zimowy

Wyjechałem do pracy oszronionym samochodem

Zderzak w świeży biały puch się zanurza

Koła, równoległe dwa ślady rzeźbią głębokie

Omijam przeszkody z zasp wysokich

 

Reflektory w białym oceanie wypatrują drogi

Patrzę przed siebie, granicznych słupków szukam

Z przodu dwa światła zygzakiem się zbliżają

To inny pojazd w śniegu z trudem brodzi

 

Stanie? Przepuści? czy zmusi do zatrzymania?

Czyjeś kultury, reakcji nikt nie przewidzi

Słyszę, jedynie kołotanie własnych myśli

 

Kiedy tamta maska mojej karoserii dotyka

Znika przyjemna panująca w zimie cisza

Nie słyszę głosu rozsądku – Jedynie ujadanie

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania