Sonet zimowy
Wyjechałem do pracy oszronionym samochodem
Zderzak w świeży biały puch się zanurza
Koła, równoległe dwa ślady rzeźbią głębokie
Omijam przeszkody z zasp wysokich
Reflektory w białym oceanie wypatrują drogi
Patrzę przed siebie, granicznych słupków szukam
Z przodu dwa światła zygzakiem się zbliżają
To inny pojazd w śniegu z trudem brodzi
Stanie? Przepuści? czy zmusi do zatrzymania?
Czyjeś kultury, reakcji nikt nie przewidzi
Słyszę, jedynie kołotanie własnych myśli
Kiedy tamta maska mojej karoserii dotyka
Znika przyjemna panująca w zimie cisza
Nie słyszę głosu rozsądku – Jedynie ujadanie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania