Spadek

Wszystko zaczęło się od śmierci pewnego milionera. Miał on dwóch synów- Harrego i Luka. Oczywiście majątek przepisał na swoje latorośle. Starszemu dał w spadku większość swojego bogactwa, sporo ziem, a młodszemu jedynie hektarową działeczkę.

– To tyle dla pana.- oznajmił prawnik

– CO? Tylko tyle?

– Tak. Wolą pańskiego ojca było przekazanie panu tej części majątku. Chociaż.... mam jeszcze dla pana ten liścik, ale nie sądze, by przedstawiał on jakąś wartość.

Luke rozpakował kopertę i oczom jego ukazało się staranne pismo ojca ,,Szukaj tam, gdzie nie możesz sięgnąć okiem”.

Od tego czasu minęło kilka dni. Starszy brat Harry kupił sobie piękną wille nad jeziorem, ponieważ willa ojca została przepisana matce, która mieszkała tam dalej z młodszym synem. Oburzona tym niesprawiedliwym uczynkiem ojca obiecała przepisać dom młodszemu synowi, by nie został bez dachu nad głową. Zresztą on i tak nie był jeszcze pełnoletni i wciąż chodził do szkoły.

– ,,Szukaj tam gdzie nie możesz sięgnąć okiem”- Luke rozmyślał nad znaczeniem dziwnego przesłania ojca. Oglądał wielokrotnie tą działkę, ale nigdy nie znalazł na niej nic godnego uwagi.

– Ojciec wystrychnął go na dudka.- Tak myślał aż do tej chwili.

Do salonu weszło trzech ubranych w garnitury mężczyzn.

– Czy mamy przyjemność z panem Lukiem Lewisem?- zapytał mężczyzna wyglądający na herszta.

– Tttaakk- wykrztusił chłopak

– Chcielibyśmy złożyć ofertę na kupno tej działki , którą dostał pan w spadku po ojcu- oznajmił elegant.

– Przepraszam, ale nie interesuje mnie sprzedaż.- odparł chłopak.

W tym momencie faceci w garniturach wyciągnęli pistolety. Luke odskoczył za kanapę, i usłyszał dźwięk rozbijanego szkła. Gdy się obrócił w stronę hałasu, ujżał kolejnego mężczyzne w garniturze, strzelającego do pozostałych. Po dłuższych oględzinach Luke stwierdził, żę facet nie ma wcale na sobie garnitura, tylko długą pelerynę z kapturem osłaniającym twarz.

– Twoja matka i brat są bezpieczni chłopcze!- rzucił zamaskowany- Zwiewaj stąd, migiem!

Lukowi nie trzeba było powtarzać drugi raz, wyskoczył zza kanapy i pognał do drzwi. W przedpokoju chwycił za kluczyki do mercedesa matki i wtedy kula z karabinu rozdarła mu udo prawej nogi. Krew zaczęła tryskać strumieniami na podłogę, ale chłopakowi nie wiedząc jak udało się dostać do auta. Nie miał jeszcze prawa jazdy ale umiał już prowadzić. Wsiadł do samochodu i pognał ,,co sił w kołach” w pierwsze miejsce, które mu przyszło do głowy. Na działkę ojca.

Luke wytoczył się z auta. Spróbował stanąć na nogach, ale zaraz się przewrócił. O dziwo ktoś już był na tej działce. Tym kimś była młoda dziewczyna która przyglądała się trawie z ciekawością. Nagle go zauważyła. Wstała z klęczek i podbiegła do niego.

– Kim jesteś?- zapytał oszołomiony chłopiec.

– Na razie nie moge ci powiedzieć.- odparła ze smutkiem dziewczyna.

Zrobiła mu prowizoryczny opatrunek ze szmaty i pomogła mu wstać.

– Co ty tu robisz?- zapytał Luke.

– Próbuję się dostać do podziemnego pomieszczenia.- odparła ,,Tajemnicza”

– O czym ty mówisz? Tu nic nie ma. To jest zwykła bezwartościowa działka, która zapisał mi mój głupi ojciec.

– Twój ojciec wiedział, co robi zapisując ci tą działkę.- odparła.- już chyba wiem jak tam się dostać.

Zamknęła oczy, skupiła się i z jej ręki wytrysnął biały strumień światła.

– Czy to magia?- zapytał zdziwiony chłopak

– Tja.- odparła.- chodź- musisz dotknąć tego kamienia.

I ku jego ogromnemu zdziwieniu, w miejscu w które wskazała istonie tkwił kamien, którego wcześniej nie było. Posłusznie poszedł za dziewczyną i dotknął kamienia. Kamień poruszył się, a

wokół niego pojawiły się kręte schody.

– Iluzja.- powiedziała dziewczyna

– Co?

– Nieważne.

– Jak to nieważne??? Zraniony przyjeżdżam na swoją działkę, ścigany przez facetów w garniturach...

– Facetów w garniturach?- przerwała mu ze strachen w głosie.

– Noo....tak.

– Cholera- zaklęła pod nosem.- musimy się śpieszyć- potem ci wszystko wyjaśnie, jak już będziemy bezpieczni.

I wtedy zobaczyli czarny samocód hamujący gwałtownie.

– Cholera jasna. Biegnij za mną!

– OK- odkrzyknąłem.

Podążyli za nią. Trafili do okrągłej komnaty. Dziewczyna wyjęła spod koszuli jakiś dziwny flakonik, odkorkowała go i wlała jego zawartość do misy pośrodku sali. Luke ujżał kamienny łuk za misą, łuk rozświetlił się i zawirował. To był portal.

– Skaczemy!- wrzasnęła dziewczyna.

Skoczyli. I w samą porę. W momencie gdy dotknęli Swietlistej tafli, salę wypełnił huk pistoletów maszynowych. Luke stracił przytomność.

Obudził się w ciemnej izbie, leżąc na twardym łóżku.

– Gdzie ja jestem?- zapytał

– W mojej chacie.- odpowiedziała dziewczyna- a tak wogóle to jestem Kate- przedstawiła się.

– A ja jestem Luke.

– Miło poznać.- powiedziała z uśmiechem Kate.

– A tak z innej beczki... to gdzie my jesteśmy?- zapytał chłopak.

– Jakby ci to wyjaśnić.... to jest jakiś rodzaj innego wymiaru. Przeszliśmy przez portal... i się tu znaleźliśmy.

– Właśnie! Kim byli ci faceci?

– Chciałabym to wiedzieć...

– Może ci opowiem coś więcej o tym wymiarze?- zapytała dziewczyna

– Okey, dawaj.

– No więc tak. Urodziłam się tutaj mniej więcej siedemnaście wiosen temu. Dokładnie w tej chacjęcie. Mój ojciec był magiem, a matka elfką.

– Elfką???- zapytał zdezoriętowany Luke.

– Tak, elfką.- odpowiedziała ze złością dziewczyna.- czy uważasz, że przez to jestem jakaś inna, gorsza?

– Nie, broń boże! Nie o to mi chodziło! Po prostu zawsze myślałem, że elfy to bajka...

– Jak widzisz, nie. A teraz mi nie przerywaj. Potem będziesz mógł zadać pytania. No więc tak. Miałam ojca magika i matke elfkę, wychowywałam się tu do ukończenia ośmiu lat, po czym zostały u mnie zweryfikowane magiczne uzdolnienia i zostałam posłana do Quingardu- szkoły dla czarodziei. Uczyłam się tam nie tylko czarowania, ale także fechtunku i wielu innych pożytecznych żeczy. Dwa lata temu wybuchła wojna. Quingard został napadnięty, doszczętnie spalony, a większość adeptów i nauczycieli zabito. Mi jako jednej z niewielu udało się uciec między płomieniami, choć kosztowało mnie to wiele poparzeń na plecach i nogach. Od tego czasu próbowałam po prostu przetrwać... aż do teraz.

– Co się stało ,,teraz”? Straciłaś wolę życia?

– Nie o to mi chodzi, źle mnie zrozumiałeś. Od teraz nie chce tylko przetrwać, ale również brać czynny udział w wojnie.

– Wojna nadal trwa?- przerwał jej Luke

– Wojna jest wszędzie, niestety. Nie ma miejsca na świecie, gdzie panowałby stuprocentowy pokój.- dodała smutno.- dobra, już dosyć tych pogawędek, ruszamy jutro o świcie.

– Gdzie?

– Dobranoc.

 

Nad ranem gwałtowne szarpnięcie zbudziło Luka. Usłyszał głos Kate dochodzący jakby z daleka:

– Wstawaj! Namierzyli nas! Musimy uciekać!

– Co? Gdzie? Jak?- głupie pytania same wyszły przez usta chłopca bez jego woli.

– Teraz nie czas na wyjaśnienia! Trzymaj to!

Nagle poczuł jak coś twardego i twardego spada mu na nogi. Był to piękny miecz w bogato zdobionej pochwie.

– Miecz?- zdziwił się- ale... ja nie umiem walczyć!

– Nic nie szkodzi.- odpowiedziała dziewczyna- chwała Bogu, że ja walcze tak dobrze, by starczyło dla nas obojga.

– Masz rację!- odpowiedział zdenerwowany chłopak- jesteś piękna, silna, powabna i do tego taakaaa skromna!

– Nie czas na kłótnie! Trzymaj się za mną!- wykrzyknęła, po czym wybiegła w mroki poranka.

Zdezorientowany Luke przypasał miecz do boku i wyciągnął go z pochwy. Ruszył za dziewczyną. Na dworze stało czterech zamaskowanych typów.

Jeden z nich powiedział szyderczo:

– No, no, no! Ptaszki wyfruneły z gniazdka.

Pozostali bandyci zahihotali nerwowo.

– Kupą, chłopaki! Bierzcie ich.

Kate wystrzeliła jak gromem rażona, i nim którykolwiek z nich zdążył coś zrobić, pchnęła mieczem w brzuch pierwszego zbira. Natychmiast wyciągnęła broń z rany, wdzięcznie odskoczyła do tyłu, zrobiła piruet i zaatakowała drugiego. Niestety on był na to przygotowany. Z całej siły odbił jej miecz, co wytrąciło ją z równowagi. Na szczęście w pore odskoczyła, ocierając się o śmierć. Dwóch pozostałych żuciło się również na nią. Luke zkonstatował, że Kate nie poradzi sobie z trzema opryszkami. Wziął sprawę w swoje ręce. Poczuł nagle wielki przypływ odwagi.Nie wiedział dlaczego krzyknął:

– Ej wy tam! Smierdziele! Tak do was mówie, wieprze! Ładnie to tak w trzech na jedną i to jeszcze kobiete?

Po tych słowach doskoczył do pierwszego. Oprych nie był za inteligentny o czym mogło świadczyć to, że dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do niego wyzwanie Luka. Ten czas wystarczył chłopakowi. Miecz sam obracał się w jego dłoni. Trafił prosto w tętnice szyjną. Bandyta osunął się na ziemię. Jego zdziwieni koledzy obrócili się jak na komędę. To był poważny błąd. Jeden płynny ruch miecza Kate, i już leżeli na ziemi. Nagle ciała zniknęły.

– Co?- wrzasnął Luke.

– Nie wrzeszcz tak!

– Sorry. Dlaczego?

– Co dlaczego?

– No dlaczego oni zniknęli?

Dziewczyna zaśmiała się.

– To nie są ludzie.

– A kto?

– Iluzja. Potężny mag ich wyczaował. Bardzo potężny. Zwykle iluzja jedynie potrafi mylić wyglądem. Jednak, gdy siła czarownika jest wystarczjąco wielka, potrafi on wyczarować iluzję potrafiącą zmylić wszystkie zmysły.

– Czyli oni nam tak naprawdę nie zagrażali?

– Nie! Oczywiście, że nam zagrażali! Mówiłam ci- jest to iluzja doskonała.

– Aha. A wielu jest takich, którzy potrafią stworzyć taką iluzję?

– Naszczęście nie. Historia mówi jedynie o kilku takich przypadkach. Ale my tu gadu gadu, a czas płynie. Musimy stąd wiać.

Wyruszyli od razu. W stajni obok chaty był gniady koń i kara klacz. Kate wzięła klacz, a Lukowi dała ogiera.

– Umiesz jeździć konno?- zapytała.

– Kilka razy byłem w stadninie, więc co nieco umiem.

– Bardzo dobrze. W takim razie ruszajmy.

Kate zapakowała część prowiantu do juk przy siodle. Resztę dała Lukowi razem z małym plecakiem. Wyruszyli. Podczas podróży mało ze sobą rozmawiali. Luke widział, że Kate zdecydowanie nie ma nastroju do rozmów.

Gdy zaczęło się ściemniać dziewczyna powiedziała, że pada z nóg i muszą rozbić obóz. Zsiedli z koni na polance w środku lasu, a Kate jedym zaklęciem rozpaliła ognisko, po czym wyczarowała namiot.

– Wow!- zdziwił się Luke- wszyscy czarodzieje tak potrafią?

– Nie wszyscy.- odpowiedziała markotnie dziewczyna- inni potrafią wyczarować przynajmniej drewniany dom.

– Wielu jest czarodziejów na świecie?

– Nie.- krótko ucięła rozmowę.

– Mam jeszcze jedno pytanie.- oznajmił chłopiec.

– Nie za dużo gadasz?- zapytała złośliwie dziewczyna- ale dobra, wal.

– No bo... co cię skłoniło do brania czynnego udziału w wojnie?

– Nie wiem czy moge ci zaufać. Ale dobrze. Skoro siedzimy razem pod jednym namiotem, chyba moge ci to pokazać.

To mówiąc wyjęła spod peleryny mały trójkąt z dziwnymi wygrawerowanymi napisami.

– Co to jest?- zapytał niepewnie Luke

– Przepowiednia. Jest tu napisanie w pradawnej mowie, że przyjdzie dzień w którym ,,Spadkobierca” przyjdzie na ten świat, weżmie moc, która czekała na niego, i zwycięży raz na zawsze okrutnego wamprira- maga, króla Radowida Plugawego.

– Kto to jest? Ten Radowił?

– Radowid.- poprawiła go- jest to król sił ciemności, ów mag, który powołał do życia ,,Ilozoryczną armię”.

– Tak właściwie, jaki jest cel naszej podróży?- zapytał Luke

– Muszę odnaleźć moją matkę.- odparła dziewczyna

– Czy nie mówiłaś, że ona nie żyje?

– Tak myślałam. Do czasu gdy znalazłam pewną księgę. Autorem tej księgi jest moja matka.

– Skąd wiesz, że nie napisała jej przed śmiercią?

– Ponieważ, książka opisuje żeczy, które zdarzyły się zupełnie niedawno. Ale już dosyć tego tematu. Jak tam twoja noga?

– Całkiem dobrze.- odrzekł Luke. Miał świadomość, że Kate coś przed nim ukrywa.

Jechali tak w spokoju przez kilka dni. Nie rozmawiali ze sobą wiele. Pewnego wieczora Luke postanowił zapytać o cel ich podróży.

– Muszę odnaleźć portal do jeszcze innego wymiaru. -odpowiedziała Kate.

– Jakiego znowu wymiaru?

– Zobaczysz.

Luke widział, że dziewczynę coś trapi. Nie wiedział jaki jest powód tych zmartwień. Dziewczyna była niespokojna, ponieważ sądziła, że jej matkę porwali wrogowie. Chłopak nie wiedział też, że jest o wiele więcej wymiarów. W Naraz otoczyli ich zamaskowani mężczyżni. Nim zdążyli coś powiedzieć wyrwali im miecze z pochew i związali ręce grubymi powrozami.

– Pójdziecie z nami.- powiedział wysoki elf, jedyny bez kaptura.

Elf uczynił skomplikowany gest prawą ręką, a w powietrzu pojawił się świetlisty krąg. Przeszli przez niego, popychani przez oprychów. Pojawili się w starym zamczysku, sądząc po mchu obrastającym ściany. Zostali przeprowadzeni do komnaty tronowej. Luke zorientował się, że nie ma już przy nim Kate. Wcześniej musieli jąodprowadzić do innego korytarza. Doszli wreszcie do celu. Stali na środku ogromnej sali, w której na drugim końcu stał tron odwrócony do nich tyłem. Gdy weszli zimny głos powiedział:

– Odmaszerować. Zostawcie chłopca mnie.

Strażnicy odeszli, a mężczyzna na tronie wstał. Był wyższy od normalnego człowieka i jakby smuklejszy. Odwrócił się i podszedł do Luka powolnym krokiem. Na twarzy miał czarną maskę.

– Witaj chłopcze... jak cie zwą?- zapytał

– LLL...uke- wyjąkał chłopak.

Mężczyzna skinął palcem, a więzy na rękach chłopca zniknęły.

– Dlaczego mnie uwolniłeś?

– Ponieważ, nie widzę sensu cię więzić.- odparł mężczyzna tonem ucinajączym rozmowę- wiesz kim jestem?

– Nie.

– Jestem owym pogardzanym, niedocenionym czarownikiem, którego wszyscy tak nienawidzą.

– I mają powód!- wykrzyknął chłopiec- stworzyłeś iluzoryczną armię, która toczy wojnę i zabija ludzi.

– Wiem. Ale nie wiesz wszystkiego i dlatego tak mnie oceniasz. Nie wiesz, że oni mnie pierwsi zaatakowali. Miałem wielkie plany. Stawałem się coraz potężniejszy. Chciałem stworzyć wymiar idealny. Wymiar bez bólu i trosk. Jednak mój syn zniweczył ten plan. Stoczyliśmy brutalną walkę. On wygrał. Nie zastanawiała cię moja maska?

To mówiąc zdjął maskę. Pod maską kryła się twarz jak z koszmarów. Wypalona, bez jednego oka, połowy nosa i jednego ucha. Ponadto cała twarz była poparzona i cała pokryta strupami.

– Resztę ciała również mam pokrytą oparzeniami.- powiedział czarownik- urządził mnie tak mój syn. Walczył ze mną pradawnym mieczem nieugaszonego ognia. Jednak mój syn umarł tak jak każdy, wydając potomka. I tak dalej... aż wreszcie pojawiłeś się ty.

– Ja?- zapytał zdziwiony Luke- nie to niemożliwe. NIEEE! Nie mógł byś tak długo żyć!

– Mógłbym... ponieważ jestem wampirem.

– Wampirem??- wrzasnął chłopak- to niemożliwe! Wampiry nie istnieją!

– Istnieją. Twój brat również jest wampirem.

– Co??... Harry???

Mężczyzna zawołał Harrego po imieniu. Do sali wszedł wysoki chłopiec o czarnych włosach, odziany w długą pelerynę.

– Witaj... bracie.- rzekł cicho przeciągając sylaby- spodziewałem się, że tutaj przyjdziesz.

To mówiąc pstryknął palcami, a ściana za nim się rozstąpiła, ukazując związaną dziewczynę.

- Kate!- wrzasnął Luke

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania