spadniemy deszczem na połoniny
rozbeloniona rozbieszczadzona
tęsknię
za bukiem siwarnikiem
i sianem do snu
za smakiem
owocu leszczyny i byle czego
na szlaku
zakwasami wraz z kacem
brodatymi Józkami w knajpie co za łyka częstowali historią
zmyśloną
a my
grzane piwo
a my śmiech
boso ratujemy małe pstrągi które potok po deszczu zostawił w kałuży
zaciągamy się dymem z ogniska
tęsknię
do Cześka co wisiał na pasku
kim byłeś Cześku?
czy byłeś?
chlebię wiersz ku pamięci
twojej i innych budowniczych świątków
wdychaczy połonin chłodnej kory buków
i gitarowych strun
wszystkich ludzi z mgły
niech kiedyś deszczem spadną na połoniny
_____________________________________
https://youtu.be/7cONGtotXxs
Komentarze (82)
Dzięki za koment!
Dziękuję za wpis!
za bukiem siwarnikiem
i sianem nasennym
i może zaczyniam - nie chlebię
Dziękuję za koment!
Piękny wiersz i nie brzmi chropawo, tylko "chlebić" kojarzy się ze staropolskim - schlebiać, zatem propozycja celna ?
https://spxvi.edu.pl/indeks/haslo/45850
Dzięki, Szpilko!
To super, podniosłam średnią, małostkowi mszczą się na wierszu ?
A na oceny nie ma co patrzeć.
Pozdrawiam serdecznie
przez las swoich lat chodzę
coraz większy
że trudno się rozeznać
Dopóki nie upadnę
jak ta wioska w dolinie
na wznak.
Druga zakładka siedziała przy wierszu tytułowym: "Bieszczady". Napisałam kiedyś opowiadanko, w którym zaistniał ten wiersz. Znalazłam ją i zaraz zamieszczę na portalu.
...
Co do Twojego wiersza - rzeczywiście - piękny i robi wrażenie. Ale też jest miejsce, które trochę mi nie leży. Chodzi o ten fragment:
tęsknię
do Cześka co wisiał na pasku
kim byłeś Cześku?
czy byłeś?
Wysłuchałam 'Ballady o Cześku Piekarzu, który w złym okresie swojego żywota "czerniał na obraz razowca", i "kruszał podobnie bułce sflaczałej", aż wreszcie zawisł "na pasku z wojska".to znaczy - umarł na własne życzenie...
I tak myślę, że dziwnie jest tęsknić za kimś, kto wisi na pasku. może dobrze by było wziąć w cudzysłów te słowa: "co wisiał na pasku"? Może wtedy oznaczałoby to, że tęsknisz do tej atmosfery, do tego śpiewania przy ognisku? Wtedy ten cytat sugerowałby, że to jest przytoczony tekst, a nie prawdziwy, wiszący, martwy człowiek.
Co do Cześka... Te frazy napisałam z premedytacją i ze świadomością ryzyka. Zależało mi na pewnym dysonansie, wywołaniu dyskomfortu, choć chyba nie aż takiego jak u Cię :). Pierwotnie, link do ballady miał być przytoczony pod wierszem. Może rezygnacja z tego pomysłu była błędem? Przemyślę!
Dziękuję za komentarz!
Jeszcze raz dzięki!
"do Cześka co skończył na pasku"
Czy nie uładziłoby to fragmentu za bardzo? (Pamiętając, że wyjście z sielankowości było tu moim celem). Czy z Twojej perspektywy byłoby lepiej?
Wpisuje się w klimat takich wrażliwców co źle skończyli.
Bieszczady są pełne opowieści o takich Wojtkach i Cześkach.
To dobre było miejsce dla takich przypadków.
Jego nie znałem, ale już Bregułę tak.
Podobne, chore dusze.
Breguła pół pokolenia później, klimat już inny, ale tragizm ten sam.
Raczej takie same.
Napisałem swoje skojarzenia postaci z Bieszczadami.
I z koloniami w Dynowie.
I z Wernerem z Gliwic, z którym stałam na zaporze w Solinie.
Los mnie rzucił na drugi koniec Polski, ale Bieszczady kocham.
Dzięki za wizytę, Ernest!
Ja stary harcerz i Wołosate długo było mi domem.
Gdyby nie ten nieszczęsny spływ... (((:
Dzięki za wizytę!
"żebyś chociaż się nie obraziła za tę uwagę" – hihi, ja nie z tych! :))
Wdzięcznam za uwagi i sugestie!
Dziękuję za komentarz!
I pojechaliśmy autokarem w góry.
A tam żukiem zajeżdzal sprzedawca artykułów spożywczych.
I jesteśmy w wiosce, i przyjechał pan żukiem, i śliczna pani z dziećmi podeszła i zakupy robiła.
A dzieci prywacarzy się śmiały, że lizaki się z auta kupuje.
I wstał Grzesiek, syn kolejarzy, i walnął w ryja Maćka, syna prywaciarzy.
Za śmiech.
A śliczna pani poszła z dziećmi i lizakami.
Ale słyszała tę kpiny.
Miała w uszach kolczyki muszelki.
A tak mi się przypomniało.
Pierwszy raz w Bieszczadach byłam z wycieczką szkolną, w podstawówce. To nie była wycieczka klasowa, a szkolna. Pojechały dzieci, które wygrały jakieś konkursy. Ja akurat matematyczny, chociaż najbardziej lubiłam polski i biologię. Specjalnie podkreślam, że nie była to zgrana paczka z jednej klasy, a – zbieranina, z kilku. To ważne. Bo wspomnienie jest takie: autokar miał opóźnienie w trasie i bar, w którym zaplanowany był ciepły posiłek był już zamknięty. Trafiliśmy do baru nocnego. Kucharka rozłożyła ręce: mamy tylko kaszankę. Nauczycielka zaryzykowała i zamówiła tę kaszankę na gorąco dla wszystkich. W tamtym czasach kaszanka była synonimem biedy i wstydu. Pamiętam, jak grałam w dwa ognie na podwórku, a mama mojego kolegi pojawiła się w oknie na drugim piętrze i zawołała:
-Jędruś! Mareczek! Zbysiu! Kolacja!
Jakiś dzieciak odkrzyknął:
-Jędruś! Mareczek! Zbysiu! Do domu! Mama kaszankę dzieli!
Inne dzieci - w śmiech, a najmłodszy z tamtej trójki – w płacz. A najstarszy zaczął gonić krzykacza, zenu mu przywalić w łeb.
Wiadomo, mama trzech chłopców pracuje w pralni, tata chory, bieda... Lecz nikt się nie przyznaje, że u niego w domu podobnie. Że też zna ten smak.
No więc siedzimy w barze nocnym w Bieszczadach, a pani nakłada nam na talerze gorącą kaszankę prosto z wielkiej patelni. Druga pani idzie za nią z tacą i dokłada po przekrojonym na pół kiszonym ogórku. Do tego suchy chleb. Och... jak ta kaszanka wtedy ładnie pachniała, jak chciało się ją zjeść... Lecz nikt nawet nie dotknął widelcem. Wstyd jeść kaszankę. Gdyby to były dzieciaki z mojej klasy, pewnie żartując z siebie nawzajem zjedlibyśmy wszystko i już. Lecz że to była zbieranina – każdy się wstydził. Marzyłam, że ktoś się jednak przełamie, że spróbuje, powie - nawet dobra, ale nikt tego nie zrobił. Dzisiaj myślę, że wiele dzieci myślało jak ja.
Nauczycielka jadła. Później zapłaciła za dwadzieścia porcji, które zostały na talerzach, i pojechaliśmy do jakiejś szkoły, gdzie w sali gimnastycznej mieliśmy nocleg. Zasypialiśmy głodni.
O, tak było w tych Bieszczadach:)
U mnie chyba nie było takich różnic. Choć może już nie pamiętam...
Cieszę się, że tak wiele tu osób Bieszczady zadrapały... To cudowne miejsce. Dziękuję, za wizytę, Narratorze!
Ps te historije, to chyba nie zawsze zmyślone były ;)
Dziękuję, Sho!
Dziękuję za kolejny wpis, Celina.
Jad z mojej strony? :))
Pozdrawiam Cię serdecznie :))
Kurka się denerwuje
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania