Poprzednie częściSpełnienie własnych marzeń cz. I

Spełnienie własnych marzeń cz. IV

Po dwóch godzinach znajdowaliśmy się przed naszą kawalerką. Czekała na nas w środku właścicielka mieszkania, żeby dopełnić wszelkie formalności i wręczyć klucze. Po wyjściu kobiety Michał poszedł po walizki a ja zaczęłam oglądać nasz kącik, w którym prawdopodobnie spędzimy sporo czasu. W mieszkaniu znajdowały się dwa pokoiki, łazienka i mała kuchnia w sam raz dla nas dwojga.

- Jestem, wybrałaś już sobie pokój? - zapytał Michał z uśmiechem na twarzy

- Mam możliwość wyboru mówisz, hmm no dobra to wybieram ten. - wskazałam palcem

Był to mały pokoik jak to w kawalerce. Ściany były pomalowane na zielono. W rogu stało łóżko, obok szafa i małe biurko. Na ścianach wisiały jakieś fotografie.

Michała pokój był trochę mniejszy. Znajdowało się tam łóżko, mały stolik i bujany fotel . Kuchnia była najmniejsza blat, kuchenka, lodówka, nawet nie było stołu. Całe pomieszczenie było bardzo przytulne, kwestia zadomowienia się.

- No to co skarbek robimy? - zapytał Michał sprawdzając zawartość szafki kuchennej

- Może pójdziemy trochę pozwiedzać? - zapytałam

- W porządku, idziemy. - odpowiedział

Rozglądaliśmy się za pobliskimi sklepami, piekarnią gdzie najszybciej można iść z rana kupić świeże pieczywo. Wszystko mieliśmy blisko, w końcu Warszawa to duże miasto.

Dotarliśmy do parku, usiedliśmy na ławkę.

- Cieszę się, że jestem tu z tobą - położyłam głowę na ramieniu Michała

- Może tu w przyszłości zamieszkamy, co ty na to? - zapytał patrząc na mnie

- Nie miałabym nic przeciwko! - musnęłam jego usta

Po chwili, nawet nie zauważyłam kiedy podszedł ktoś do nas, podniosłam głowę.

- Nie macie może państwo jakiś drobnych na jedzenie? - zapytał starzec

Michał wyjął z kieszeni 5 zł i wręczył mężczyźnie z ogromnym zarostem

- Bóg zapłać chłopcze - poszedł dalej żebrać

- Ciekawe czy to co zarobi wyda rzeczywiście na jedzenie czy na wódkę.. - powiedziałam zamyślając się

- Nie wiem, dużo tutaj takich, chodź wracajmy do mieszkania - złapał mnie za rękę i szliśmy drogą powrotną

Po powrocie, odgrzałam nam gołąbki, które przygotowała nam moja mama w słoikach. Napakowała nam tyle tego jakby w Warszawie nie było można kupić jedzenia, czy wyjść do baru coś zjeść.

Wieczorem obejrzeliśmy razem film i planowaliśmy co będziemy robić w weekend, bo od poniedziałku zaczyna nam się rok studencki.

Ostatnie dwa dni, które mieliśmy tylko dla siebie spędziliśmy na zwiedzaniu stolicy. Byliśmy w muzeum Kopernika, na Starym Mieście, w Łazienkach Królewskich i wielu innych ciekawych miejscach.

 

Nadszedł ten dzień, którego nie mogłam się doczekać. Czyli nasz pierwszy dzień w Wyższej Szkole Muzycznej. Na tą myśl bardzo się ucieszyłam. Po zjedzonym śniadaniu ruszyliśmy w drogę do szkoły.

"Jak dobrze, że mam obok siebie Michała jest mi o wiele raźniej" pomyślałam sobie. Po dotarciu na miejsce ruszyliśmy w stronę głównego wejścia. W środku była masa młodych ludzi, którzy chcą się rozwijać tak samo jak ja. Poszliśmy z Michałem zerknąć na nasz plan zajęć. Stało tam tyle osób, że zanim się dobiliśmy minęło trochę czasu. Byłam razem w grupie z Michałem i innymi 30 osobami. Pierwsze zajęcia mieliśmy ze śpiewu na 3 piętrze. Pojechaliśmy windą, przed salą stało już kilku studentów. Podeszliśmy do nich z Michałem i się przywitaliśmy.

- Cześć, jestem Michał a to Nina - powiedział Michał do grupki ludzi

- Cześć, Marcin.. Wiktor.. Ania... - odpowiedzieli

- Dużo nas tu nie ma, całe tłumy na dole - powiedział Michał

- Pewnie zaraz się zbiorą, mają jeszcze kwadrans - odpowiedział jeden z chłopaków

Objęłam Michała jedną ręka i czekaliśmy na resztę oraz na prowadzącą zajęć. Ludzie zbierali się coraz liczniej, niektórzy podchodzili, przedstawiali się, niektórzy byli bardziej wstydliwi i stali z boku. Mi otuchy dodawał Michał, który stał ze mną.

Przyszła w końcu kobieta, która miała prowadzić z nami zajęcia śpiewu. Spóźniła się dobre 15 minut. Przynajmniej była okazja poznać bliżej ludzi, z którymi będzie chodziło się razem do grupy.

Wpuściła nas do sali. Sala wyglądała normalnie, tak jak w liceum, podwójne ławki, tablica. Gdy wszyscy usiedli rozglądałam się po pomieszczeniu. Siedziałam razem z Michałem na końcu więc nie musiałam się odwracać. W grupie mieliśmy przewagę dziewczyn i to sporo przewagę. Chłopaków było może z 7. Zastanawiałam się jak świetni są ci ludzie w tym co robią, w końcu musieli przejść ten ciężki casting co ja. Nagle zaczęła mówić kobieta, która siedziała przy biurku z przodu sali.

- Witam was bardzo serdecznie drodzy studenci pierwszego roku. - zaczęła

- Grupa jest dość spora, ale nie macie co się martwić bo na pewno się zmniejszy. - powiedziała kobieta odkładając swoje okulary na biurko

"Nie macie co się martwić bo na pewno się zmniejszy", że co?? - pomyślałam sobie.

Michał zobaczył moją wystraszoną minę i szepnął mi do ucha.

- Nie martw się ona specjalnie tak straszy, żeby pokazać jaka to ona nie jest.

Uspokoił mnie, słuchałam dalej pani profesor.

- Macie tydzień czasu na przygotowanie piosenki i przedstawienie jej w czasie trwających zajęć przed całą grupą. Na castingu było to tylko 4 osoby a tu będzie na was patrzeć prawie 10 razy więcej osób, więc występ niektórych pewnie nie będzie wart występu co przedstawiliście tam.

"Dlaczego ona jest taka okropna i w nas nie wierzy" - pomyślałam

- Dzisiejsze zajęcia się na tym kończą, poznam was za tydzień wtedy będę wiedziała czy są w tej grupie prawdziwi artyści. Jakieś pytania - zapytała kobieta patrząc na grupę

- Ja mam - odezwała się dziewczyna z trzeciej ławki

- Słucham panią - spojrzała na nią profesor zakładając okulary na nos

- Czy piosenka ma być nasza, czy można wybrać jakiegoś artysty? - zapytała

- Oczywiście, że ma być wasza, napisana przez was. - odpowiedziała. - Jeśli nikt nie ma pytań to widzimy się za tydzień - wyszła szybkim krokiem, nie patrząc czy ktoś chce jeszcze o coś zapytać.

Wszyscy wyszli grzecznie z sali, po opuszczeniu kobieta zamknęła drzwi i poszła bez słowa. Słyszałam komentarze niektórych osób.

- Co za gruby babsztyl - powiedziała jedna z dziewczyn

- Myśli, że od tak każdy ma swoją piosenkę... - odpowiedziała na to brunetka stojąca przy ścianie

- Chyba jesteśmy tu dopiero na pierwszym roku, żeby nas tego nauczyli... a szkoda gadać - krzyknęła dziewczyna kierując się w stronę wyjścia

Stałam jak wryta słuchając tych ludzi, miałam takie same odczucia. Pierwszy dzień, pierwsze zajęcia i już wymagają od nas nie wiadomo co. Zerknęłam na Michała, stał dalej, rozmawiał przez telefon. Zaczekałam, aż skończy.

- Przepraszam, ale matka dzwoniła i pytała jak tam pierwszy dzień w szkole - powiedział

- Jestem ciekawa czy moja się zainteresuje i też zadzwoni... - posmutniałam

- Zadzwoni na pewno, co pewnie już spam szedł po kobiecie - zaśmiał się Michał

- No a co myślałeś, że każdy wyjdzie zadowolony - odpowiedziałam

- Eee przeżyjemy to, co teraz mamy? - zapytał

- Grupa mówiła, że na dzisiaj to koniec. Niby pierwszy dzień, że taki luźny - odpowiedziałam.

"Mam wrażenie, że Michał traktuje to wszystko na lajcie, albo się uda albo się nie uda, może też tak powinnam?" - pomyślałam sobie wracając z Michałem za rękę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania