“Śpiew deszczu”
Wieczór spływał powoli po dachach domów, jak miękka zasłona utkane z błękitu i szarości.
Gdzieś daleko zagrzmiało, ale bardzo cicho – tak, jakby burza chciała tylko przypomnieć, że
istnieje, a nie straszyć.
Mała Lila siedziała przy oknie, oparta brodą o dłonie, i patrzyła, jak deszcz maluje krople na
szybie.
W każdej z nich migotało inne światło: jedno jak promień latarni, inne jak ciepło z kominka,
jeszcze inne – jak bajka.
— Mamusiu, deszcz śpiewa? — zapytała.
Mama uśmiechnęła się i podeszła do niej.
— Nie wszyscy to słyszą, ale tak, córeczko.
Deszcz ma swój śpiew.
Trzeba mieć serce jak otwarte okno, by go usłyszeć.
Lila zamknęła oczy.
Krople uderzały o parapet jak ciche dzwoneczki.
Szeptały coś, nuciły, mruczały… i nagle – poczuła to.
— On mówi, mamo!
Mówi, że był w lesie i dotykał liści!
Że przemykał po dachach i tulił kwiaty, żeby nie zmarzły!
Mama pocałowała ją w czoło.
— Widzisz?
Deszcz zna tajemnice świata.
A dziś wieczorem wybrał Ciebie, żeby je opowiedzieć.
W tej chwili wszystko ucichło.
Tylko deszcz śpiewał dalej – miękko, łagodnie, jakby grał kołysankę dla zmęczonego dnia.
Lila zasnęła z uśmiechem, słuchając cichego „kap-kap” na szybie.
I przez całą noc deszcz opowiadał bajki – o chmurach, które mają serca, o kałużach jak
lustra, w których mieszkają sny…
Bo kiedy się wsłuchasz – naprawdę – deszcz nie tylko pada.
On opowiada.
Komentarze (6)
nie potrzebny cudzysłów w tytule.
5.
NO!
Pozdrawiam serdecznie 5
Miłego dnia
Pozdrawiam 🙂
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania