Splot myśli szczerych lecz bezsensownych

Nie ma piękniejszego zjawiska niż muzyka. Słowa są nieidealne, cisza jest czasem potworem.

Nie ma piękniejszego zjawiska niż muzyka. Emocje są na zawsze uwięzione w zaryglowanych akordach.

Nie ma piękniejszego zjawiska niż zasypiać. Ale jeszcze nie spać lecz kołysać się spokojnie

Półsen – można tak całe życie. Nie ma brzydszego zjawiska niż nie móc zapalić papierosa

By potem nie skręcać się z bólu. Nie ma dziwniejszego zjawiska niż zgubić się w sobie

Nie ma takich miejsc, slumsy w mojej głowie dla uchodźców z płuc, moje serce umiera

W opustoszałej klatce piersiowej, pomiędzy piętrami tłoczą się molekuły pachnie astralnymi

Przepowiedniami czas. Nie ma zimniejszego zjawiska niż zima, kiedy ciemno jest rano wieczorem

I za dnia. Nie ma zimniejszego zjawiska niż lato, kiedy oczy topią się w słońcach południa. Świat

Wlecze się powoli w kierunku kolejnego roku. Z każdym kolejnym wiem mniej i nie chce mi się

Otwierać oczu o północy. A kiedy miałam czternaście lat wydawało mi się, że jestem bardzo mądra.

Selekcja w klubach wydawała mi się sensowna.

Dobrze, że się zamordowałam w stosownym momencie życia można już tylko zacząć umierać. Mówić, że cel uświęca środki, że przecież ja mam inne źrenice i siatkówki.

Widzę coś innego, muszę przestać to widzieć.

 

Zdarza mi się czasem przeglądać stare bilety I zupełnie nie pamiętać skąd mam jakąś bluzę.

Zdarza mi się czasem kołysać się na krawężnikach i czuć się jakbym chwiała się nad

Przepaścią.

Moja koleżanka jest w ciąży, zastanawiam się, czy narodziny są potwornością największą czy najmniejszym cudem.

Nawet moja własna głowa to puzzle. Składam je... I zawsze tylko Mona Lisa uśmiecha się tak, że

Nie wiadomo o co chodzi. Odchodzi szansa na zrozumienie siebie, w ogóle nie rozumiem dlaczego

Uparłam się robić sobie krzywdę. Czasem wydaje mi się, że dwadzieścia lat to zbyt wiele. Czasem upchnięte we mnie klatki otwierają się I wychodzą różne strzępy.

Każdy jest niezadowolony ze mnie albo ja jestem niezadowolona z siebie.

Lubię już tylko spać, czytać pierdoły, pisać pierdoły, nic mnie nie interesuje. W kółko słucham tylko The Final Cut I płaczę zawsze w tym samym momencie The Gunner’s Dream.

Zastanawiam się, czy istnieje jakiś legalny sposób na to, by znowu zaczęło się wydawać, że nikt nie zabija już dzieci. To najgorsze zjawisko z możliwych, kiedy twoja ulubiona płyta przypomina ci o czymś, czego podobno masz już nie zrobić.

Lubię narzekać, że wszystko już było I że tylko powtarzam po tych, który po kimś powtórzyli. Czuję, że świat to przezroczysta maszyna obracająca pieniędzmi i ludźmi. Interesuje mnie tylko to, czego nie mogę zrozumieć. Ja nie interesuję niczego, co interesuje mnie.

Zobaczyłam kiedyś opis francuskiego filmu Mały Krawiec i zapragnęłam koniecznie zobaczyć ten film, chociaż nigdzie go nie było. Zajeździłam cały internet I przeczytałam opis czterysta razy.

Dwa lata temu zrobiono nam zdjęcie koło Placu Zbawiciela. Zupełnie nic już z tego zdjęcia nie zostało

Mnie nie ma i ich nie ma. Jest tylko Plac Zbawiciela, chyba.

Nie poznaję siebie na zdjęciu I nie poznaję siebie na tym, na którym wyglądamy z Aliną jakbyśmy wyszły z lat 70.

Zastanawiam się, co to za sen zderzył się z technoturystami. Patrzę dzisiaj na nich wszystkich i czuję się jak na balu kostiumowym subkultur.

Głowa mi pęka nawet w pustym pokoju, pełen jest wszystkiego. Mruczę - wszystkiego jest za dużo, niczego jest za mało.

Nie poznaję siebie w albumach rodzinnych na placach zabaw. Nie poznaję siebie w szpitalnych lustrach. Nie poznaję siebie w swojej krwi. Nie poznaję siebie.

Moje pudełko z długopisami nauczyło mnie ciągłości. Pewne rzeczy trwają niezmiennie w tych samych miejscach. Kurz zbiera mi się na powiekach.

Czuję, że zaraz minie dwadzieścia lat, a w sumie nic nie zostało. Zeszły mi z ciała wszystkie siniaki, któregoś dnia dowiedziałam się, że podobno wyjechałam znowu na Wyspy Brytyjskie i już nigdy nie wrócę.

Liczę swoje śmierci.

Siedem.

Przypomina mi się mój list do starożytnych bogiń. Dostałam odpowiedź, że jeśli kiedyś będą przeprowadzać poetów na drugą stronę Nilu, to wezmą mnie za rękę.

Nie wiem, czy Nil jeszcze istnieje. Nawet nie wiem, czy poezja jeszcze istnieje.

Nawet nie wiem, czy na wszystkich siedmiu kontynentach jest taka nisza, w której można bezpiecznie się skulić.

Sama sobie wydaję się nieskończenie żałosna, dlatego muszę chociaż udawać, że jestem w miarę inteligenta.

Boję się, że z moich oczu wylewa się strach i każda myśl o tym, że trzęsą mi się aorty.

 

Nawet nie wiem, co się stanie, kiedy ktoś wreszcie każe mi się stąd ruszyć. Nie ma dla mnie większego znaczenia to, co dla innych ma wielkie znaczenie. Nie boję się przyszłości. Boję się przeszłości. Nie boję się, co będzie. Wiem, że nic nie będzie. Nie wiem tylko jak poradzić sobie z kolorową szarością tłumów, których nigdy nie chcę oglądać.

Kontakt z ludźmi nudzi mnie i budzi we mnie bardzo beznadziejne uczucia.

 

Każda noc pociąga we mnie bardzo niebezpieczne struny.

Nie umiem wrzeszczeć ładnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania