Spojrzenie nocy rozdział 2
Jechaliśmy wąska uliczką obrzeżami miasta. Z lewej strony co jakiś czas stały domy, były także ogrody i stare opuszczone szopki. Z prawej zaś widziałam pola kukurydzy. Deszcz spadał z nieba olbrzymimi kroplami a wycieraczki chodziły miarowo. Nawierzchnia była mokra, dlatego nie jechaliśmy szybciej niż pięćdziesiąt na godzinę. Poza tym ulica co jakiś czas skręcała i wiodła nas ku lasowi. Zza ogromnym polem kukurydzy mogłam zobaczyć już ciemną i ponurą ścianę lasu. Deszcz sprawiał że obraz się rozmazywał a szyba w aucie nie poprawiała widoczności. W samochodzie panowała niezręczna cisza. Najwyraźniej Ethan również nie wiedział od czego zacząć rozmowę.
Siedziałam nieco skrępowana i nie wiedziałam co myśleć o tej niecodziennej sytuacji. Co jakiś czas zerkałam na Ethana. Ciągle siedział w tej samej pozycji i z determinacją prowadził samochód. Sądząc po tym jak jechał, wiedział doskonale gdzie chce się udać. Postanowiłam w końcu zaspokoić swoją ciekawość. Wzięłam głęboki oddech i spojrzawszy na niego zapytałam:
- Dokąd jedziemy?
Westchnął cicho i spojrzał na mnie. Nasze oczy znów się spotkały. Przeszedł mnie dreszcz.
- Chcę z tobą porozmawiać w bezpiecznym miejscu.
- A czy jadąc samochodem nie możemy?- spytałam zdziwiona.
Oderwał wzrok i skierował go na drogę. Znów zapadła ta niezręczna cisza. Już miałam spytać się czy zamierza wjechać w ten las, który stawał się coraz większą plamą szarości na horyzoncie, gdy Ethan przemówił. Głos miał spokojny, a wzrok skupiony na drodze.
- chciałbym zacząć wszystko od początku, chciałbym ci móc wszystko opowiedzieć. Jednak to jest zbyt skomplikowane. Poza tym....
Urwał kręcąc głową. Spuścił ją lekko, jakby z powątpiewaniem. Nadal nie wiedziałam o co mu może chodzić, ale przynajmniej zaczął mówić.
- Poza tym, co? - spytałam zniecierpliwiona.
- Nie uwierzysz mi w ani jedno słowo. To będzie dla ciebie jak głupstwo. Będziesz myślała że jestem szaleńcem. Albo że jestem naćpany.
Nie wydawał mi się na szaleńca. Lecz na osobę godną zaufania. Coś w nim sprawiało że cokolwiek by powiedział, byłabym gotowa w to uwierzyć. Miał coś niesamowitego w tych czarnych oczach, co sprawiało że mogłabym pójść z nim gdziekolwiek by chciał. Jednak nie straciłam jeszcze zdrowego rozsądku i zaczynałam się bać tego co może zaraz nastąpić. Droga skręciła lekko w prawo. Po prawej stronie nadal ciągnęło się pole kukurydzy zaś po lewej było pole. Rosła na nim trawa i co jakiś czas niewielkie krzaki. Nagle asfalt się skończył i wjechaliśmy na drogę żwirową. Las był teraz na wprost i stawał się coraz większy.
Ciągle milczałam nie wiedząc jak mu odpowiedzieć. Nie chciałam go w jakiś sposób urazić ani zdenerwować. Nie znałam go zupełnie i coraz bardziej zaczynałam się obawiać tego co on może mi w tym lesie zrobić.
- Kim byli ci mężczyźni? - spytałam.
- To długo historia. - odpowiedział zbywając mnie.
- Pewnie mnie nie odwieziesz na lekcje - odpowiedziałam, nie poddając się. - więc mam dużo czasu.
Spojrzał na mnie z miną wyrażającą smutek. A może to był wewnętrzny ból? Nie mogłam odgadnąć jego intencji ani uczuć. Miałam nieodparte wrażenie że chciałby jak najwięcej przede mną ukryć. Jego spojrzenie i wyraz twarzy mówiły znacznie więcej niż mu się wydawało. Zrobiło mi się dziwnie smutno gdy ujrzałam ten ból na twarzy.
Przeszedł mnie dreszcz, byłam lekko mokra a w samochodzie nie było włączone ogrzewanie. Spojrzałam na tylne siedzenie i dostrzegłam moją kurtkę. Odpięłam pas i sięgnęłam po nią. Chwilę się szarpałam z nią bo splątała się z plecakiem. Gdy już miałam ją zabrać z siedzenia coś wypadło z torby Ethana. Nachyliłam się i sięgnęłam po to. Nie powinnam się grzebać w jego rzeczach ale zadziwiło mnie to, że skądś kojarzyłam ten przedmiot.
Usiadłam normalnie na fotel i uważnie zaczęłam przyglądać się tej rzeczy. Był to srebrny naszyjnik. Delikatny łańcuszek był z malutkich kółeczek srebra. Wisiorek był w kształcie elipsy. Nie był ciężki, ale dość spory. Na wierzchu dostrzegłam misternie żłobione liście. Centralnie na środku znajdowała się malutka literka E. Z drugiej strony również były liście, ale już inna literka, N. Dostrzegłam po chwili że wisiorek da się otworzyć. Już miałam to zrobić gdy przypomniał się fragment snu. To był szybki urywek wspomnień.
Zobaczyłam blond chłopaka, Ethana, w białej koszuli i białych spodniach. Włosy miał rozwiane. Stał nad ciałem mężczyzny, którego twarzy nie widziałam. Ethan trzymał nóż cały we krwi a z jego oczu biła wrogość, wściekłość i zdeterminowanie. Oddychał szybko. Wokół niego widniała łuna bieli. Usłyszałam słowo: Anmael.
Po chwili zdałam sobie sprawę że to słowo wypłynęło z moich ust. Ethan spojrzał na mnie zdziwiony i zahamował gwałtownie. Z impetem poleciałam na deskę rozdzielczą i prawie uderzyłam o nią głową. Spojrzałam zdziwiona na Ethana. On siedział wyprostowany z rękoma na kierownicy którą mocno ściskał. Oddychał szybko a wzrok skierował na mnie, wyglądał jakby był w szoku.
- Skąd znasz to imię? - zapytał.
- Nie wiem... - odparłam. - Chciałam otworzyć ten naszyjnik...
- Skąd go masz??
Wyrwał mi naszyjnik z dłoni i wysiadł z samochodu. Nie wyłączył silnika. Patrzyłam za nim jak idzie za samochód. Postanowiłam że tak dalej być nie może, coraz więcej tajemnic powstawało wokół mnie. Wysiadłam za nim i podeszłam do niego. Nie przeszkadzało mi to że deszcz pada i że będę cała mokra. Musiał mi odpowiedzieć na pytania, na wszystkie pytania.
- Ej! - krzyknęłam do niego. Spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem. Niemalże takim jak w tej wizji. - Nie możesz uciekać przede mną za każdym razem. Musisz mi to wszystko wyjaśnić, bo to się zaczyna robić chore.
Stałam tam przed nim zdenerwowana i chciałam już wszystko wiedzieć. Nagle zdałam sobie sprawę że jestem przy nim taka mała. Co prawda nie był wysokości dwóch metrów, ale miał około metra dziewięćdziesięciu, więc w sumie to nie wielka różnica. Miał również szeroko rozbudowane barki i dobrze umięśnione ręce. Jego czarna koszulka całkowicie przemokła i opinała jego mięśnie. Włosy miał też całkowicie mokre co spowodowało przyklejenie się ich do jego twarzy. Teraz stał oparty plecami o tylną część samochodu, głowę spuścił w dół a ręce wzdłuż ciała. W tym momencie wyglądał jak dziecko gdy coś przeskrobało, zrobiło mi się go żal. Może nie potrzebnie się tak uniosłam. Podeszłam do niego tak blisko że niemalże stykaliśmy się ciałami. Patrzyłam na jego nieśmiertelniki.
- Przepraszam. - zaczęłam niemal szeptem. - Nie potrzebnie się tak uniosłam. Ale jestem trochę zdezorientowana tą sytuacją.
Przez chwilę się w ogóle nie poruszył, ale po chwili podniósł lekko głowę i spojrzeliśmy sobie w oczy. Przeszedł mnie dreszcz. Nie wiedziałam czy zadrżałam z zimna czy z powodu jego spojrzenia. Jego usta drżały jakby chciał coś powiedzieć.
- Nie przepraszaj. - w końcu się odezwał. - To moja wina. Zbyt gwałtownie zareagowałem.
Wysunął dłoń w moim kierunku. Trzymał w niej naszyjnik.
- Weź go. - powiedział cicho. - Jest twój.
Sięgnęłam po naszyjnik. Nie wiedziałam co się kryje w środku. Serce zaczęło mi bić szybciej.
- Mogę zobaczyć co jest w środku? - spytałam.
Ethan westchnął cicho.
- Tak - odpowiedział szeptem.
Schyliłam głowę a deszcz spływał mi po karku na dekolt. Delikatne aczkolwiek zimne krople spływały mi również do ust. Powoli rozłożyłam dwie połowy medalika niczym ptak rozkładający skrzydła do lotu. W środku umieszczone były dwa czarno-białe zdjęcia. Po lewej stronie znajdował się portret mężczyzny o kwadratowej twarzy, wyglądał na około trzydziestu lat. Miał lekki zarost, małe usta duże oczy i włosy do ramion. Najbardziej moją uwagę zwróciły jego czarne oczy. Nie były jak Ethana, o nie, one były całkowicie czarne, bez białek. Zdjęcie wyglądało nieco strasznie. Mężczyzna nie uśmiechał się.
Po prawej stronie znajdowało się zdjęcie kobiety. Miała ciemne włosy, mimo że zdjęcie było czarno-białe, można było stwierdzić że naturalne włosy miała ciemne. Jej oczy były normalne, nie były czarne. Twarz miała drobną o uwydatnionych kościach policzkowych, usta były wąskie, ale uśmiech na zdjęciu sprawiał jakby nagle zza chmur wyszło słońce. Rozpromieniał dzień i nawet jeśli miałam ponury nastrój ten uśmiech sprawiał że świat stawał się piękniejszy. Znałam doskonale ten uśmiech, widziałam go codziennie od ponad szesnastu lat. Na zdjęciu znajdowała się moja mama, tyle że o wiele młodsza.
AriaS
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania