Społeczeństwo milczące
WSTĘP
Jestem postacią wykreowaną przez społeczeństwo, chociaż sam uważam, że nie da się mnie zobaczyć, ujrzeć w ciągu dnia, nocą też nie. Nie jestem tam, gdzie kawa pomaga na poranne czynności i trudy przyszłych godzin w pracy, szkole, na wakacjach czy w swoim pustym mieszkaniu z kacem po wczorajszym maratonie w barze. Nie mówię dzień dobry, gdy dzień nie jest dobry, w zasadzie rzadko jest, gdy pomyślę o wszystkim, co było jest i będzie stworzone przez naturę dokładniej mówiąc przez człowieka gdzie egoizm przeraża a czyny, które pod abstrakcyjnym pojęciem dobra mają dać korzyść jednostce. Boli mnie głód w krajach a jeszcze bardziej fakt, że z łatwością miliarderzy mogliby im pomóc, ale wiązałoby się to z dużą stratą pieniężną. Boli mnie to, że ludzie umierają, bo nie mają forsy na leki, a to dlatego, że zachodnie koncerny medyczne uzyskały szersze prawa do własności intelektualnej przez to trudno jest robić podróbki lekarstw, które byłyby tańsze, ale również skuteczne. Powinienem milczeć - kiedyś wytłumaczę, dlaczego tak sądzę, ale przemawiam przez tak zwane ewolucyjne czynniki, które spowodowały dominacje naszego gatunku. Wystarczy taka prosta rzecz jak dominacja, by wmawiać sobie przez całą historię ludzkości, że jesteśmy wybrańcami bożymi, że mamy większe prawa, że zabicie latem komara jest mniejszym występkiem niż zabicie człowieka. Ach, kiedyś wrócę do tych przemyśleń. Wszystko, co mówię, zdaje się być dziwne i nieodpowiednie. To jak powiedzieć dzień dobry wychodząc z danego pomieszczenia albo odbierając jedzenie z sieci fast food, zacząć mówić co chce się zamówić. Nie wiem, czy dokładnie rozumiecie, dla mnie nie ma pojęć normalność i nienormalność są tylko różne ścieżki reguł niemożne do zhierarchizowania. Na szczęście to dopiero wstęp i nic nie powinno być w tym zrozumiałe, tak przynajmniej przeczytałem w internecie. Ktoś chyba bardzo mądry wymyślił kiedyś takie ramy i pojął tę wiedzę, bo taka jest, z tego co rozumiem, obiektywna rzeczywistość, która nakreśla jak napisać książkę. Nie jestem Bogiem, chociaż kto wie może i przybyłem zbawić Żydów, ale jeszcze tego nie wiem, nie wiem wielu rzeczy i to boli, ale staram się iść przed siebie i się uśmiechać. Tak mi mówi człowiek od motywacji co tydzień w czwartek. Ja trochę inaczej na to patrzę, ale po terapii ma się to zmienić. Ale dość tych subiektywnych odczuć, które z każdym dniem dodają coraz więcej mroku do mojej psychiki. To jak w tej bajce, którą chyba sam wymyśliłem. W niej ludzie zamieszkujący wioskę zawsze byli szczęśliwy, nigdy nie panował mrok, ale pewnego dnia jeden z mieszkańców zaczął myśleć nad tym co właściwie daje mu radość, od tego momentu mrok zakrywał coraz to większe ziemie należące do mieściny. Morał jest taki, żeby nie myśleć. Rób, lepiej być zrobociałym korposzczurem niż myślicielem. Człowiek jest skazany na myślenie, ale dzięki temu możemy zjeść ulubionego burgera albo nie walczyć każdego dnia o przeżycie, Wybitny paradoks. Do tego też będę musiał wrócić. Tak naprawdę zabija cie coś co daje ci życie, myślenie daje nam pokój, ale równie dobrze w połączeniu z Freudowskim - LD, prowadzi nas do wojny. Zezwierzęcenie, chęć zysku i wbudowana agresja, którą trzeba trzymać w kajdankach, przez co roczne nowe filmy o wojnie, w połączeniu z abstrakcyjnym myśleniem, która daje możliwość tworzenia potężnych broni musi skończyć się rozlewem krwi. Każdy dzień to pilnowanie się, chociaż ja nie mam takich pobudek to duża część ludzi ma. Myślenie to bomba, która ciągle tyka. Tyk tyk. Budzik zadzwonił.
Komentarze (1)
Czy nie masz ochoty tak po prostu, czasami, dać komuś lub sobie w mordę? I nie przeprosić w chwilę potem, nie powiedzieć, że Ci przykro, że się uniosłeś, że nie wiesz dlaczego? Czy nie masz ochoty zawyć z bólu, z bezsilności, ze wstrętu do siebie? Ale zawyć głośno, tak by wszyscy to usłyszeli, by się gwałtownie odwrócili i spojrzeli na Ciebie ze strachem. My tylko płaczemy w poduszkę, bezgłośnie. Wpychamy sobie garściami w gębę błoto, a potem dziwimy się, że ono nas dusi.
Żyjemy przed lustrem, mizdrzymy się do siebie i innych. I nie wiem, czy pocieszeniem może być fakt, że inni tak żyli i żyją i że mieli tego świadomość. Jak myślisz – o czym mówił Baudelaire, gdy stwierdził: „żyć i umrzeć przed lustrem”? Czy chciał powiedzieć, że cała trudność polega na tym, by stać się panem także swojej śmierci? Czy obawiał się, że śmierć w nieświadomości odbierze nam jej heroiczny wymiar?
Prawdopodobnie sami narzucamy sobie chaos, nieporządek i zagubienie. Naprawdę tacy z nas gracze?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania