Sposób na wolność

Znalazłam jakieś opko, które napisałam rok temu i z jakiegoś powodu nie wstawiłam aż do teraz.

Smacznego :)

__________________________________________________________

– Sebastian to najgorszy głupek, jakiego w życiu spotkałam – Alva czekała aż rozpuści się tabletka przeciwbólowa i rozmasowywała sobie skronie. Po całym dniu spędzonym w głównym budynku SecInvi, czuła się jakby coś rozsadzało jej czaszkę od środka. – Nie rozumiał niczego... – kontynuowała – kompletnie niczego, daję słowo. Przy wypełnianiu kwestionariusza wpisał w polu na imię także nazwisko, a potem zamazał.

– To się możne zdarzyć każdemu, nie znaczy że chłopak jest głupi. – Magnus próbował bronić chłopaka. Alva spojrzała mu w oczy wzrokiem pełnym rozpaczy i zażenowania.

– Siedem razy?

– Nie, aż tyle to nie – przyznał niechętnie. – Rzeczywiście jakiś odklejony. Nie nałykał się czegoś?

– Robiłam testy, oboje są czyści. Emma ratowała go w najgorszych momentach, inaczej bym go udusiła. Nie wiem, jak to się stało, ale chyba przy porodzie zjadła jego mózg. Jest wspaniała. Mógłbyś dać jej własny wydział. Dorian niedługo jedzie do Szwajcarii, trochę mu tam zejdzie.

Magnus oparł łokcie na biurku i podparł głowę rękami. Wyglądał jak uczeń, nawet w swoim gabinecie.

– Mógłbym ich wziąć tylko gdyby mieli minimum pięć lat. A skoro dzielą się po połowie… dwa i pół roku to za mało. Ledwo nauczą się podstaw, a już trzeba będzie ich przyjąć na stałe, albo wyczyścić pamięć. Co by im tu dać… – Otworzył szufladę, jakby w niej szukał odpowiedzi i zaraz zamknął.

– Zaryzykuj z Emmą – poradziła Alva – daj jej coś ambitnego. Najwyżej zrobię jej później czyszczenie. Ale myślę, że ona z nami zostanie. Też kiedyś byłam dłużniczką – przypomniała. – Zobaczy z czym wiąże się ta praca i sama sprzeda firmie duszę. Ale ten jej brat… z nim będziesz miał problem.

– To może czyszczenie kamer?

– Nie, jest na to za mało spostrzegawczy. W symulacji przepuścił połowę klubu dwadzieścia siedem przez brukowce i reality show. Kamer przemysłowych nawet z nim nie robiłam, żeby się nie wkurzać. Wymyśl mu coś, gdzie nie będzie musiał za dużo główkować.

– Niech idzie do Secu. Tam zawsze kogoś potrzebują. Niech pomaga przy noszeniu walizek albo kieruje ciężarówką. Ma jakieś prawo jazdy? – Gdy Alva pokręciła przecząco głową, Magnus poczuł, że zaczyna rozumieć jej ból. – Zaniesiesz im też to? – wskazał na czarną, opasłą teczkę, spiętą gumką. – I tak będziesz przecież tamtędy szła. Bardzo cię proszę.

– Chyba nie mam wyjścia, co? – Alva przez moment udawała obrażoną, ale uśmiechnęła się na pożegnanie – Do jutra.

Sec, czyli tak naprawdę Angel’s Security miało swoją siedzibę cały czas w jednym miejscu, czego Alva bardzo zazdrościła pracownikom tej firmy. Sama każdego poranka oczekiwała na wiadomość o zmianie lokalizacji. Próbowała być gotowa na przenosiny w każdej chwili, ale mimo przeprowadzka zawsze zaskakiwała ją w momencie, w którym się jej nie spodziewała. Pracownicy Secu, odpowiedzialni za kwestie techniczne, mistrzowsko wykonywali swoje zadania. Nigdy nie zostawiali śladów. Jedynie wiadomość, widoczna trzydzieści sekund na firmowej komórce, zdradzała nową lokalizację.

Na tym polegała ich praca. Za drobną opłatą, Anioły sprawiały, że ktoś z dnia na dzień zmieniał swoje miejsce zamieszkania. Firma przeprowadzkowa z opcją natychmiastowego zniknięcia pomagała zacząć nowe życie każdemu, kto o to poprosił. Przyjeżdżali, pomagali zabrać bagaże i odjeżdżali. Swoim klientom pomagali też poszukać nowego lokum – to oni znaleźli dla swojej bliźniaczej firmy wspaniałą willę w środku niczego. Alva zaklęła, gdy samochód wjechał tylnym kołem w dziurę na polnej drodze i trzasnął złowrogo. Tęskniła do starej siedziby, w samym centrum Waszyngtonu.

„Siostra” czyli Angel’s Invisibility formalnie się tak nie nazywała. Właściwie to w ogóle nie miało nazwy, ale Invi przyjęło się jako pieszczotliwe określenie po nawiązaniu współpracy z oddziałem Sec.

Różnica między nimi była taka, że w Invi naprawdę się znikało. Na zawsze. Bez możliwości powrotu.

*

– Tu nie wolno. – Ochroniarz stanowczym ruchem zasłonił Alvie przejście. – Proszę się cofnąć.

– Ja tu pracuję – odparła i spróbowała go wyminąć po raz kolejny. Gdy to się nie udało, prychnęła z irytacją i wyjęła z kieszeni marynarki firmową kartę.

– Widzisz? Jestem z Invi, przyjechałam do waszej kadrowej. Być może będziecie mieli nowego. Mogę wejść?

– Czy ja mówię niewyraźnie? Nie. Proszę się cofnąć.

– Człowieku, masz pojęcie z kim rozmawiasz? Wpuść mnie do jasnej cholery! – zażądała. Nagle kątem oka dostrzegła znajomą twarz. – Kat! Kat! Co za szczęście, akurat idę do ciebie. Mam to dostarczyć, tylko ten tu stoi mi na drodze.

Katherine Lander, smukła kobieta o posągowej twarzy podeszła bliżej. Delikatnie wzięła teczkę z rąk Alvy i skinęła głową, jak królowa na audiencji.

– Dziękuję. Przekażę komu trzeba. Wybacz ten cyrk, ostatnio mieliśmy włamanie. Mąż z atakami agresji pewnego dnia obudził się w pustym domu. Żona musiała zostawić gdzieś nasza ulotkę. Nie wiem, jak zdobył adres, ale dotarł tu z karabinem maszynowym.

– Trzeba było zadzwonić. Wysłalibyśmy go na czyszczenie mózgu. Zażywał coś?

– Ponoć tylko na imprezach. A przynajmniej tak twierdziła żona. – Po tonie jej głosu, można było domyślić się, że ani trochę w to nie wierzyła.

– No. – Alva uśmiechnęła się serdecznie. – To nawet nie trzeba by było składać wniosku. Od razu do gabinetu. Parę minut i problem sam by się rozwiązał.

– To nieetyczne.

– Mając do wyboru smażenie mózgu jednego narwańca w mikrofalówce lub przezywanie napadów z bronią w ręku, nie zastanawiałabym się nad tym, co jest etyczne. Ale trudno. – Wzruszyła ramionami. – Daj temu Sebastianowi coś lekkiego, tak by nie narobił szkód. U nas się do niczego nie nada. A następnym razem, gdy będziecie mieli kłopoty, po prostu dzwoń.

Katherine uśmiechnęła się i ponownie skinęła głową na pożegnane. Alva odeszła szybkim krokiem, zadowolona, że pozbyła się problemu. W samochodzie obrzuciła jeszcze ochroniarza morderczym spojrzeniem.

*

Telefon zadzwonił o czwartej rano. Alva odrzuciła kołdrę i z wściekłością chwyciła urządzenie.

– Masz pojęcie, która jest godzina? – krzyknęła i odkaszlnęła chrypkę.

– Za dwadzieścia minut będziemy u ciebie. Zbieraj się, jedziemy do roboty – słowa Doriana brzmiały czysto i przytomnie, tak jakby od dawna nie spał i był w pełni świadomy tego, co mówi.

– Po co? Jakaś nagła akcja? Mam pomagać przy przenosinach?

– Jest problem z twoimi dłużnikami. Konkretnie z tym jednym…

– Sebastianem?

– O właśnie.

Resztki snu opuściły Alvę. Klnąc wściekle zaczęła w pośpiechu szukać ubrań.

Oprócz Doriana, w samochodzie czekała Brita. Zwykle uśmiechnięta i wygadana blondynka, była wyraźnie spięta i milcząca. Przywitała Alvę cichym mruknięciem i zaczęła coś pisać na laptopie, który trzymała na kolanach.

– Uczesz się, jedziemy do szefa – polecił Dorian, zerkając na kobietę w lusterku.

– Odczep się od moich włosów, dobra? Co się w ogóle dzieje?

– Powiedz mi, jak to się w ogóle stało, że ten cały Sebastian znalazł się w Londynie? – zapytała Brita.

– A skąd mam wiedzieć? Oddałam go do Secu. Jeżeli kazali mu tam jechać, to pojechał, co mi do tego. To Kat Laender przydzielała mu zadania, a nie ja.

– Nie wiemy jak to się stało, ale wrócił do nas i ktoś kazał mu zgarnąć Alana Jaysona Brown.

– Tego aktora? Przecież dopiero za tydzień mieliśmy robić wypadek. Sama mówiłaś, że nie ma tworzywa do zwłok.

– Opowiesz to szefostwu. W skrócie jest tak, że A.J.B nie żyje. Ale naprawdę nie żyje. Jest sztywniutki i mamy miliard dolców do zwrotu.

Alva jęknęła przeciągle i ukryła twarz w dłoniach.

– To jeszcze nie wszystko – podjęła Brita – w naszej kwaterze siedzi przerażony cywil i wykrzykuje jakieś farmazony o iluminatach. Nie możemy mu usmażyć mózgu i oddać rodzinie, ponieważ Sebastian mistrzowsko go wymazał z powierzchni ziemi. Ten miliard, który trzeba oddać został zmarnowany na nie tego człowieka co trzeba, bo pusty łeb nie odróżnił Jayson Brown od Brayson John.

– Nie zrobiłam mu testu na dysleksję – przyznała.

– Ja też jestem dyslektykiem, do cholery jasnej, ale nigdy mi się nie zdarzyła taka pomyłka – krzyknął Dorian – To nie ma nic do rzeczy. Prezes jest wściekły.

Czyli musiał to powiedzieć bezpośrednio. Prezes nigdy nie dawał nikomu odczuć emocji, jeżeli już to o nich rozmawiał. „Jestem zadowolony, jestem zły.” „Jestem wściekły” praktycznie nigdy nie słyszała z jego ust.

Nikt tak naprawdę nie wiedział, jak to się stało, że niezbyt lotny praktykant dostał do wykonania zadanie najwyższej rangi, dopóki John nie zebrał zeznań od swoich pracowników.

Brita drgnęła, i podała Alvie laptopa. Twarz Szefa była ukryta za maską z elastycznego tworzywa.

– Witaj Alva. Właśnie miałem dzwonić, by cię nie zrywali tak wcześnie. To nie twoja wina, tylko pewnie beznadziejne niedopatrzenie przed przeprowadzką.

– Wiem przecież. Ale i tak powinnam być. Chłopak wyszedł ode mnie, za parę godzin się rozniesie i ludzie nie dadzą mi żyć.

– Jego ojciec namieszał. Zadzwonił do Kateriny i stanowczo zażądał, by odsunęła syna od fizycznych zajęć. Sebastian podobno skarżył się w domu, że walizki są ciężkie, a maska niewygodna i śmierdzi silikonem. Chciał ją raz zdjąć. Kat nie chciała mieć kłopotów, więc wysłała go z powrotem – wyjaśnił nadzwyczaj spokojnie. Alva oblizała nerwowo wargi.

– Wspaniale. To kto poleci? Kat, ja, czy może ojczulek? Trzeba mu chyba przypomnieć na jakich zasadach tu jest. Przecież on będzie skłonny ujawnić swoją prawdziwą tożsamość, jeżeli kasjerka w sklepie wyda mu za mało reszty. A przelew był niekompletny. Dzieciak ma do odrobienia dwa i pół roku.

– Można by oddać te lata jego siostrze – zaproponował Magnus. – Mając całe pięć lat, mogłaby zajść daleko. Otworzyłoby to dla niej wiele możliwości.

– A jak zapyta, co się stało z braciszkiem i dowie się, że usmażyliśmy mu głowę w mikrofalówce? Pamiętacie tę parkę z dwutysięcznego roku? Żona po takim szoku przestała współpracować. Cud, że zgodziła się na tę naukę nowej tożsamości! Nie, jeżeli z dziewczyny ma coś być, rodzinka musi być na miejscu – zaprotestowała Alva.

– Wysłałem już Sebastiana na naukę nowej tożsamości – oznajmił prezes – w dwa i pół roku nawet największy półgłówek nauczy się podpisywać nowym nazwiskiem. Nie usmażymy go całkowicie, ale swojej starej persony nie może pamiętać. Sama zauważyłaś, że z jego ojcem też są problemy. Jeszcze tego nam brakuje, by nas narażali. W czasie zmiany wyglądu lekko zmodyfikujemy wspomnienia. Ale nie czas, by myśleć o tym. Na trzecim piętrze mamy zamkniętego przerażonego cywila, który przeczytał w gazecie swój nekrolog. Trzeba się nim zająć. Pilnować, by nie uciekł.

– Mogę to zrobić – zaoferowała Alva – I tak jestem na nogach, a nie mam dziś nic do roboty.

– Ty? – zdziwiła się Brita. – Przecież ty nie masz pojęcia, jak postępować w takiej sytuacji.

– To nie jest zły pomysł. – przekonywał Dorian. – Al prowadzi szkolenia dla nowych, wdraża ich. Spędza dużo czasu, że się tak wyrażę, „na powierzchni”. Nie obraźcie się kochani, ale reszta z was to korposzczury najgorszego rodzaju. Szefie, kiedy ostatnio miałeś kontakt z cywilem? A ty Dorian?

*

Zapowiadał się ciężki dzień.

Alan Brayson John leżał na podłodze, obok łóżka, z kolanami pod brodą. Oddychał ciężko i zasłaniał twarz rękami, starając się opanować drżenie. Alva rozejrzała się po jego tymczasowym azylu i westchnęła ciężko.

– Wstań człowieku. Zrobić ci kawy?

– Odejdź! – krzyknął do niej. – Zostawcie mnie! Kim wy w ogóle jesteście? Ja chcę do domu!

– Powiedz, że chociaż dali ci jakieś środki na uspokojenie. – Kobieta nie czekała na odpowiedź i zaczęła mówić dalej: – Wybacz, nie mamy nikogo, kto by się zajmował takimi rzeczami, bo tego rodzaju błędy po prostu się nie zdarzają. Matko, to chyba rzeczywiście nie był dobry pomysł, by się tak wyrywać przed tłum. Jestem ze szkoleń i profilaktyki, to dla mnie samej także nowa sytuacja. Jeżeli się uspokoisz, postaram się wszystko ci wyjaśnić.

– Znowu to samo – wyszeptał – znowu „wypadek”. Ten, który tu przed tobą był też powiedział, że porwaliście mnie, bo zdarzył się wypadek. Wypadek! – powtórzył i otarł łzy. – Jak w ogóle można tak lekko o tym mówić! Wypuść mnie!

– Posłuchaj, to wszystko ci wyjaśnię! Miałam się tu spotkać z Alanem Jasonem Brown. Znasz go pewnie, to taki aktor… był – poprawiła się. – Bo już nie żyje. Jesteś w siedzibie Sec-Invi…

– Jesteście Iluminatami!

– Nie – Alva dalej tłumaczyła ze spokojem. – Jesteśmy organizacją, która pozwala zniknąć osobom, które tego potrzebują. Nasz oddział zajmuje się permanentnym wymazywaniem. Najczęściej współpracujemy z osobami, które są dość… zamożne i znane, a więc ucieczka przed okiem publicznym nie byłaby dla nich możliwa bez naszej pomocy.

– Nic mnie to nie obchodzi, chcę stąd wyjść!

– Nie będziemy cię zmuszać do pozostania tu – Widząc, że przestał się trząść, przysiadła się na podłogę, bliżej niego. – Jeżeli chcesz, możemy ci zmienić tożsamość i wspomnienia, a potem wypuścić, jak zwykłego klienta. Zapomnisz o tym, że w ogóle tu byłeś. Znajdziemy ci pracę, załatwimy dokumenty, nauczymy języka, jeżeli będzie trzeba…

– Nic mi nie róbcie! Nie zgadzam się na żadne grzebanie w głowie! – przerwał jej. Zaczął ją już denerwować jego ton. Spojrzała na niego surowo i odparła:

– Więc najlepszym dla ciebie wyjściem będzie uspokoić się i posłuchać, co mam ci do powiedzenia. Mogę ci pomóc, ale nie zrobię tego, jeżeli będziesz ciągle krzyczał!

*

Alan w końcu uspokoił się i sam wyszedł z pokoju, który Alva zostawiła otwarty. Chciał rozmawiać, głównie z nudów. Postanowił wynegocjować swoją wolność bez konieczności przechodzenia zmiany tożsamości, która myliła mu się ciągle z twardym resetem mózgu.

– Nigdy nie zdarzyła się podobna pomyłka. Nawet Szef nie pamięta czegoś takiego. Nasze usługi są zbyt drogie, by korzystali z nich zwykli obywatele. Cywile, jeżeli chcą zniknąć idą do Secu. Nie trzeba wmawiać opinii publicznej, że są martwi, nie trzeba ukrywać… wystarczy przewieźć ich do innego miasta. U nas lądują tylko trudne przypadki. Śledzone dzień i noc przez papparazzich, ścigane przez mafię, wywiad. Rozumiesz?

– Czyli te gwiazdy, które zaginęły lub zmarły – domyślił się – to wszystko wasi klienci?

– Wiadomo, że nie. Niektórzy naprawdę umierają, ale wiele to nasze dzieło. Przygotowujemy sztuczne zwłoki, zaprzyjaźniony lekarz wystawia akt zgonu. O wszystkim wie tylko sam zainteresowany i my. Cała firma stoi na jednej wielkiej tajemnicy.

– Klub dwadzieścia siedem to na pewno wasza robota – domyślił się, a Alva skinęła głową.

– Po części. Na dwudzieste siódme urodziny można dostać bardzo dużą zniżkę. Marcus zauważył ten trend i wpadł na pomysł z promocją. Dzięki temu szybko awansował.

– Dobra, dobra – przerwał Alan – powiedz mi lepiej, jak mogę to odwrócić. Bo mogę, prawda? To wy popełniliście błąd, co mi do tego? Chcę wrócić do domu. Mam rodzinę, chorą matkę. Mam dziewczynę w trzecim miesiącu ciąży.

– To nie jest możliwe stary. Przepraszam.

– Mówiłaś, że nie będziecie mnie trzymać. Na pewno się da – przekonywał – Przecież ci wszyscy ludzie, których zabieracie, nie siedzą w tym budynku do końca życia. Kto by płacił za zamknięcie w więzieniu? Na pewno wychodzą. Obiecuję ci, że nikomu o niczym nie powiem, nawet choćby mnie mieli torturować.

– Do jasnej cholery, daj mi wytłumaczyć! Nawet jeżeli przejdziesz tylko powierzchowną zmianę tożsamości i będziesz pamiętał, kim naprawdę jesteś, Nie licz, że wrócisz do swojego dawnego życia. Albo zostaniesz z nami na zawsze jako ty, albo na tyle, by zwierzchność nabrała pewności, że nic nie zrobisz jako ktoś inny. Wyjdziesz, z inną twarzą, z inną osobowością, w innym miejscu. Do końca życia będziesz obserwowany i jeżeli choć raz wypadniesz z roli, przyjdzie ci do głowy odwiedzić bliskich, dać im sygnał, to będziesz unieszkodliwiony. – Urwała, bo na jego twarzy znów dostrzegła wyraz kompletnego zagubienia.

– Zróbcie dla mnie wyjątek – jęknął.

– Przykro mi. Też chciałam odejść na początku, ale to by mi się kompletnie nie opłacało.

– Zatrudniłaś się tu z własnej woli? – dopytał, unosząc jedną brew z niedowierzaniem.

– Żyję na lepszym poziomie, niż żyłabym po metamorfozie, a do tego pamiętam swoje dzieciństwo i rodziców. Podoba mi się ta praca. Pomyśl o byle jakiej rzeczy, którą chciałbyś kupić, a jestem pewna, że mnie na nią stać. Robię takie rzeczy, których nikt nie robi.

Wspomnienie o pieniądzach podziałało. Alan wydawał się zaciekawiony.

– Podpowiesz, kim była twoja rodzina, nim cię sprzątnęli? – zapytał, a Alva prychnęła z oburzeniem.

– Masz mnie za głupią?!

*

– Ej, ty – Następnego dnia, Dorian usiadł obok Alvy w kafeterii. – Może nie opowiadaj temu Alanowi o czyszczeniu pamięci, co? Bo rano znów zaczął się wydzierać, że jesteśmy iluminatami.

– Co ja poradzę, że tylko to go interesuje. Boję się, że jeżeli przestanę odpowiadać na pytania, to stracę kontakt. Nie bój się, nie ucieknie.

– Skąd ta pewność, jeżeli go ciągle straszysz?! Zrobi się agresywny i będzie trzeba mu coś wstrzyknąć, a potem to już wiesz. Loteria.

Alva dopiła kawę.

– Bez obaw. Pierwszy szok mu minął – zapewniła

– Dalej taki jakiś bez humoru.

– A dziwisz się? Dopiero parę dni temu był jego pogrzeb. Ciesz się, że gość nie jest sławny. Betty opowiedziała mi, że w dziewięćdziesiątym piątym jakiś gościu zobaczył w telewizji zapłakaną żonę i kompletnie mu odbiło. Chciał wracać.

Dorian rozejrzał się. W firmowym bufecie nikogo nie dziwiły takie rozmowy, więc nikt nie reagował.

– I co?

– Nic. Żył tu spokojnie do samego końca. Podobno się zabił. Ale nie wyjawił tajemnicy, więc jak widzisz wszystko skończyło się dobrze.

– Aha. – Pokiwał głową. – To może z tym też będzie podobnie?

Nie został, by zjeść. Poprosił o zapakowanie go na wynos i powiedział, że musi wracać do swojego gabinetu.

– Mam nową technikę. Część tego, co powinienem usunąć puszczam jako fałszywe nagrania – pochwalił się – ludzie nie lubią, gdy się ich cenzuruje, więc o wiele prościej jest zostawić, powiedzmy parę złych jakościowo filmów i ośmieszyć je później, jako fałszywe. Gdy to się uda, to nikt nie spojrzy na resztę, nawet jeżeli byłyby wiarygodne.

Alva pokręciła z niedowierzaniem głową.

– To cały twój dział usuwa wszystkie okruszki, a ty rzucasz cały bochenek?

– Dokładnie. A czasami sam wstawiam. Jestem znanym oszołomem na wielu forach i mam nawet własnego bloga. Ludzie mi piszą, że powinienem się leczyć, a czasami sami zgłaszają to, co wrzucę.

– John wie?

– Przecież musiał mi najpierw pozwolić na takie eksperymenty, nie? Powiedział, że mnie awansuje, jeżeli to się sprawdzi. Jak dotąd statystyki są zadowalające, ale praca przy nich dwa razy cięższa. Lecę. Miłej zabawy.

*

– Mam dla ciebie propozycję. – Alan nie zwrócił uwagi na kanapki z kafeterii, choć był bardzo głodny.

– Ty dla mnie? – Alva zdziwiona usiadła na sztywnej pufie. – Myślałam, że będzie odwrotnie, ale chętnie posłucham, co masz do powiedzenia.

Alan rozejrzał się i utkwił spojrzenie w małej, czarnej kamerce w rogu sufitu. Przybliżył się do kobiety i zasłonił usta

– Mówiłaś, że kiedyś chciałaś stąd nawiać, nie? To zróbmy to razem! Masz rację, sam stąd nie ucieknę, ale z twoją pomocą się uda. Jesteśmy sobie potrzebni, ty masz pieniądze i znasz tę sektę, a ja praktycznie jestem uznany za martwego. – Entuzjazm w jego oczach zbladł, gdy jego rozmówczyni parsknęła śmiechem. – No co? Mówiłaś, że pracujesz tu od dziecka. Wiesz co i jak.

– Dokładnie – odparła – wiem. I powiem ci, że to, co chcesz zrobić, to pewna śmierć.

Alan odsunął się, niezadowolony. Spojrzał niechętnie na leżącą na stole kanapkę i zaczął ją jeść, jakby obrażony, że musi to robić.

– Nie wierzę, że nie próbowałaś. Musiałaś. Ty albo ktoś inny. Na pewno ktoś kiedyś się wydostał z tej mafii.

– Oczywiście, nawet kilka osób. Ale nikomu się nie powiodło. Stąd nie ma ucieczki.

– A może komuś się udało, tylko o tym nie wiecie? – drążył.

Alva westchnęła ciężko. Opadła na kanapę i odsunęła się, by nie czuć zapachu kanapki z tuńczykiem.

– Widzę, że dalej nie rozumiesz, jak to działa. Firma ma prawie sto lat. Mądrzejsi ludzie od ciebie próbowali nas sforsować ze środka i od zewnątrz. Przerabialiśmy już detektywów, policjantów, agentów FBI, mówiły o nas osoby, których reputację ciężko było zniszczyć. A jednak daliśmy radę pozbyć się każdego. Musieliśmy to zrobić, by chronić naszych klientów. Skoro mądrzejszym od ciebie nie udało się, dlaczego sądzisz, że tobie się uda?

– Ale można spróbować! – pozostawał nieugięty – Gdyby wszyscy na raz spróbowali uciec, wasze szefostwo nie ogarnęłoby, co się dzieje.

Alvie z jakiegoś powodu zachciało się płakać. Prychnęła gniewnie, by ukryć emocje.

– Wiesz w ogóle, ilu takich uciekinierów się pozbyli?! Padłbyś, gdybym pokazała ci statystyki.

– Pokaż – poprosił spokojnie. – Ilu rocznie zabijacie?

– „Zabijacie?” Chciałbyś. Śmierć, taka prawdziwa, to bardzo skomplikowana rzecz. Trzeba znaleźć odpowiednią metodę, czas, miejsce, ukryć zwłoki, pozbyć się śladów. Jesteśmy korporacją, jak każda inna. Tniemy koszty. Oczywiście, że mogłabym nas stąd wyprowadzić. Znam kod do drzwi wyjściowych, umiem wyłączyć kamery, wiem jak wydłubać lokalizator z tylnego siedzenia w swoim samochodzie. Może nawet udałoby nam się pojechać do Europy albo gdzieś dalej. A wiesz, co potem by się stało? Byłeś kiedyś na stacji metra, na dworcu albo na jakiejś obskurnej ulicy?

– Byłem nie raz.

– A widziałeś takich… – Zaczeła pstrykać palcami. – Takich dziwnych ludzi? Zawsze coś krzyczą, mówią do ściany, śmieją się.

– Tak – potwierdził – nie raz. Ale co to ma do rzeczy.

Alva poczuła, że ścisk w gardle ustępuje i spojrzała na chłopaka znacząco, a on wytrzeszczył oczy, gdy pojął o co jej chodzi.

– Serio? I wszyscy oni…?

– Nie wszyscy, tak samo jak nie wszystkie gwiazdy. Niektórzy są po prostu chorzy. Ale wielu z nich to osoby, które jakoś próbowały nam zaszkodzić. Chcesz tak skończyć? Jeśli tak, to śmiało, uciekaj. I tak cię złapią i zrobią z mózgu taką sieczkę, że się nie pozbierasz.

Alan opuścił ramiona. Podszedł do okna i usiadł na parapecie, opierając głowę o szybę.

– Pomóż mi – wyszeptał – błagam, pomóż! Zrób coś! Bo strzelę sobie w łeb!

– Nie ma obawy, nie strzelisz. Dopilnowałam, by cała broń była poza twoim zasięgiem, dopóki jesteś w szoku.

– To daj mi coś do roboty! Zatrudnijcie mnie! Albo chociaż nie zostawiaj mnie samego na cały dzień! – prosił. – Ja już nie wytrzymam!

Dokładnie o to chodziło.

– Choć jutro ze mną – zaproponowała. – Zapytam, czy nie znaleźliby dla ciebie czegoś.

*

– Naprawdę nie pojedziemy dziś do nikogo sławnego? – Alan wydawał się zawiedziony, gdy usłyszał, jaki jest plan jego pierwszego dnia pracy pod okiem Alvy.

– Nie nadaję się do teamu operacyjnego. Ale to i lepiej. Gdybyś popełnił błąd, mógłbyś zostać wysłany na dworzec. W biurze ci to nie grozi… – urwała, gdy Alan usiadł obok nie.

– To okrutne – stwierdził.

– Jesteś po prostu miękki. Nie rozumiesz, dlaczego to robimy.

– Jesteś niewolnicą, która szkoli innych niewolników – rzucił – Nie ma tu nic do rozumienia.

– Nie – odparła, przeciągając ostatnią głoskę. – Ja za swoją pracę dostaję pieniądze.

– I co z tego? Nie możesz odejść.

– Nie chcę odejść. Dobrze mi tu.

Minęło już trochę czasu odkąd szczerze myślała o ucieczce z SecInvi. Na początku, gdy dowiedziała się, że pomimo spłaty długu stare życie nie wróci, była w takim stanie jak Alan. Wtedy układała staranne plany. Potem zmieniły się one w odległe fantazje, podobne do fantazji ludzi, którzy rozmawiają o tym, co by zrobili, gdyby wygrali dwadzieścia milionów. Natomiast ostatnia myśl, parę lat temu, była już jedynie drobnym przebłyskiem na skraju świadomości.

Z Secu można było jeszcze odejść. Z Invi jedyną drogą ucieczki było przymusowe czyszczenie pamięci, albo śmierć.

*

Mijały lata. Alva dostrzegła w Alanie cząstkę siebie sprzed lat. On sam też z biegiem czasu zauważył, że bardzo podoba mu się praca w jej towarzystwie.

Czterdzieste piąte urodziny miała spędzić na Bali. W innym miejscu niż zwykle, co miało podkreślić, że to nie był zwykły urlop. Pojechali we dwoje, jak stare małżeństwo.

– Mam dla ciebie prezent – powiedział Alan i wręczył jej małą paczuszkę.

– Co to? – Alva otworzyła je niepewnie, a potem rozerwała znajdującą się w środku kopertę. W niej znalazła kartę z kodem składającym się z szesnastu znaków.

– Mam taki sam. Jeżeli chcesz odejść, to możesz teraz razem ze mną. Włącz laptopa i wpisz to, a procedura zacznie się teraz.

Kobieta aż usiadła z wrażenia.

– Jak… – wydusiła – skąd na to wziąłeś?

Nagle wszystko stało się jasne. Dziwny zapał do pracy Alana, to że ciągle brał dodatkowe misje, ciągnął stanowiska w dwóch wydziałach na raz, prawie żadnego wolnego weekendu przez dwadzieścia lat.

– Invi nie wnika w to, co kto robi ze swoimi oszczędnościami. I nie ma zapisu mówiącego o tym, że pracownicy nie mogą korzystać z ich usług.

– Co to da? I tak jesteśmy ludźmi widmo. Wymazano nas ze wszystkich kartotek.

– Wpisałem nas oboje jako przewodniczących operacji – wyznał – czyli sami prowadzimy swoje sprawy. A potem ja pilnuję ciebie, a ty mnie. Nikt nam nie namiesza w głowach.

– Nie będzie nas już w firmie – pojęła – a dług?

– Nie tak duży, jak sądzisz. A poza tym, myślę że to już nie będzie nasze zmartwienie. Nie po to tyle lat udoskonalałem firmowe formy kamuflażu, żeby mnie teraz wykryli.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania