Spotkanie w bramie cz. 1

Tego dnia szedłem do Ciebie na randkę i nie muszę Ci na pewno ani trochę mówić jak zestresowany mógłby być chłopak co pierwszy raz dziewczynę za rękę ma łapać czuć ten niezręczny pot pod pachą i ciszę między zdaniami jeszcze niesformułowanymi i zbyt śmiałymi do wypowiedzenia Szczególnie ta cisza ludzi którzy jeszcze do niej nie nawykli, cisza par które brak słów uznają za brak tematu do rozmowy a co za tym idzie brakiem zainteresowania Drugiej i Drugiego

 

Sama mnie dobrze znasz i wiesz że ja do gadatliwych nie należę a obecność człowieka co nadaje i nadaje tak żeby ta cisza między zdaniami była jak najkrótsza ta cisza która jest dla nich tak straszna, że i dupa Maryni jest dla niego tematem.. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką, wieczną towarzyszką życia która była ze mną od samego początku żywota mego Pamiętam nadal te wszystkie razy jak zwracano mi uwagę że jestem takim cichym chłopcem takim niewidocznym i przede wszystkim g r z e c z n y m bo dziecko ciche to dziecko posłuszne takie co nie wyrazi swoich uczuć których dorośli szczególnie nie znoszą…

 

Pary o dłuższym stażu takie jak my teraz oswojone są z tą ciszą tym brakiem potrzeby trajkotania i stroszenia piórek przed sobą jak te bażanty co rosną tak dwa razy by tylko pokazać swoją wartość... Pary takie jak my traktują ową ciszę jako pakt jako niepisaną i niewypowiedzianą (o ironio) zasadę że dobrze nam i w tym braku słów w momencie gdy można tę gardę zdjąć i nawet w brudnym dresie leżeć obok siebie i tak nic nie mówić z wielką przyjemnością..

 

I szedłem i szedłem tą łódzką niemą ulicą co wiele już pamięta tym chodnikiem wychodzonym przez miliony ludzi wielu wyznań i okupacji mijam te fabryki które Pan Scheibler stawiał, te bloki które później Pan Pierwszy Sekretarz Gierek budował w tej naszej niedoszłej robotniczej stolicy... Szedłem wystrojony szedłem elegancki jak to mówi mój wujek Staszek że jak stróż na otwarcie Ubrany z resztą w nową flanelową koszulę co ostatnio mama na targu mi kupiła która prasowana była tak intensywnie tak starannie że aż prawie nie zdążyłem na tramwaj do ciebie czego bardzo bym sobie nie wybaczył

 

Pamiętam jakby to było wczoraj Kupiłem specjalnie kwiata a że nie lubisz kwiatów ciętych co przypominają ci te darowane zmarłym te kładzione na marmur ich grobów te co więdną już od patrzenia to kupiłem kwiata w doniczce a że był to storczyk to bardzo wiele psikusów mi płatał ten kwiat niewdzięczny swoją nieprzewidywalnością i delikatnością.. później znów już tym razem we dwoje rzuciliśmy się na pomysł hodowania storczyków ale i ten pomysł spalił na panawce bo kot nasz w mig połamał tego golema o glinianych nogach.. Nawet dzisiaj nie mamy za wiele roślin choć była to kiedyś ambicja by mieć tę wymarzoną dżunglę pełną paproci rozłożystych tych pnączy bluszczu i oczywiście królowej wszystkich rośliniarskich klik czyli monstery najlepiej takiej wiekowej dziurawej w swoim listowiu Ale no wyszło jak zawsze i przynajmniej zieleni nam się w domu od tych sukulentów gruboskórnych które swą rachitycznością nie raz mnie straszą

 

Mijałem tego dnia wiele bram tych ciemnych zaułków miasta gdzie światło za bardzo nie dochodzi a tym bardziej policja tych obietnic guza na głowie i pustego portfela w kieszeni.. Portali i przejść do innego świata który bardzo łatwo może cię do siebie zaprosić a to zaproszenie należy do tych nie do odrzucenia.. I ten mój spacer do Ciebie z tym storczykiem, co go prawie oburącz trzymać musiałem, ten lot na skrzydłach miłości co je stroszyć właśnie miałem musiał zostać przerwany bo właśnie takie zaproszenie nagle otrzymałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania