Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Spowiedź
Ciemność konfesjonału była gęsta, pachniała starym drewnem, woskiem i kurzem. Absolutna cisza, święta przestrzeń. Po drugiej stronie, w mroku, siedział On. Symbol porządku, sługa Boga, strażnik moralności.
Zaczęła zgodnie z rytuałem, szeptem łamiącym się, pełnym wstydu.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Ostatni raz u spowiedzi byłam miesiąc temu. Pokutę zadaną odprawiłam. Obraziłam Pana Boga grzechami pychy i zazdrości. Miałam też nieczyste myśli.
- Jakiego rodzaju myśli, córko?
- Myśli o mężczyznach... O tym, jak na mnie patrzą. O władzy, jaką daje ciało - mówiła cicho, z trudem.
- To pokusa. Należy ją odrzucać.
- Wiem, ojcze. Ale one prowadzą do gorszych rzeczy. Wyobrażam sobie, że... że klęczę przed obcym mężczyzną i... - urwała, jakby słowa paliły jej gardło.
- Dość. Przejdź do grzechów uczynkowych.
Wzięła głęboki, urywany oddech.
- Zdradziłam męża. - Te słowa zawisły w ciszy, ciężkie i ostateczne.
- Czy żałujesz za ten grzech? - W jego głosie pojawiła się ledwie zauważalna rysa.
- Żałuję, ojcze, z całego serca... Ale wspomnienie grzechu nie daje mi spokoju.
Zza kratki dobiegł cichy szelest materiału.
- Muszę zrozumieć naturę grzechu, by nałożyć stosowną pokutę. Gdzie to się stało?
- W hotelu, w innym mieście.
- Czy spotkałaś się z nim w tajemnicy? Czy to spotkanie było zaplanowane?
- Nie, ojcze. To był przypadek. Byłam w podróży służbowej, on też. Spotkaliśmy się wieczorem w hotelowym barze.
- Jednak przypadek nie prowadzi do grzechu bez przyzwolenia woli. Muszę zrozumieć, co do niego doprowadziło. Czy twoje zachowanie, twój wygląd, nie były wyzywające? Czy nie przygotowywałaś się na ten grzech?
- Przygotowywałam się, ojcze, ale nie dla niego. Dla samej siebie. Byłam... zaniedbana przez męża. Głodna dotyku. Moje ciało płonęło od dawna.
- Co masz na myśli, mówiąc „przygotowywałam się”?
- Noc wcześniej nie spałam. Spędziłam ją na grzesznych pieszczotach. Chciałam poczuć cokolwiek. A rano... przygotowałam swoje ciało na grzech. Wydepilowałam je do gładkości, każde miejsce. Zmieniłam kolczyk... tam, ojcze, w miejscu największej rozkoszy... na nowy, większy i cięższy. Chciałam czuć jego ciężar przy każdym kroku, przypominający o pożądaniu, które we mnie płonęło.
- A więc twoje serce i ciało były gotowe na grzech, jeszcze zanim go spotkałaś.
- Moje ciało było świątynią przygotowaną na bluźnierstwo...
- Czy ten człowiek był żonaty?
- Nie, ojcze.
- Czy to była twoja inicjatywa?
- Nie, ojcze. On mnie pocałował. Zaciągnął do pokoju.
- Zatem to był gwałt? Stawiałaś opór? Musisz być szczera, od tego zależy waga winy.
- Na początku tak. Szarpałam się, próbowałam go odepchnąć. A potem... - jej głos stał się ledwie słyszalnym szeptem - ...moje ciało przestało słuchać. A moja dusza... nie chciała go powstrzymać.
Kolejny szelest, tym razem głośniejszy, jakby niespokojnie poruszył się na krześle.
- A więc za twoją zgodą. Co czułaś, córko, w momencie, gdy opór ustał?
- Czułam... - zaczęła płaczliwie - ...ból, ojcze. I wstyd. I straszne upokorzenie. Czułam, jak serce wali mi w piersi, tak mocno, że nie mogłam złapać tchu. Ze strachu czułam pulsowanie w całym ciele i nieznośną wilgoć między nogami.
- Czy doszłaś do grzesznej rozkoszy?
- Tak, ojcze - odpowiedziała już bez płaczu. - Kilka razy.
Jego oddech stał się słyszalny w ciszy konfesjonału. Krótki, płytki.
- Musimy ustalić wszystkie okoliczności. Jakie akty nieczyste miały miejsce? Prawo kanoniczne jest tu precycyjne i muszę znać wagę każdego z nich.
- Robiliśmy wszystko, ojcze. - W jej głosie pojawiła się nuta wyzwania.
- Czy oddawałaś mu się w sposób zgodny z naturą?
- Tak. Ale nie tylko.
- Jakie to były akty przeciwne naturze?
- Najpierw kazał mi klęczeć. - Jej głos był teraz niski, niemal mruczący.
- Proszę opisać ten akt w celu oceny moralnej.
- Wzięłam go do ust, ojcze. Czułam jego dłonie w moich włosach, przyciskające moją twarz do jego bioder, zmuszające do posłuszeństwa.
- Czy akt ten został zakończony w sposób, który profanuje prokreacyjny cel pożycia?
- Tak, ojcze. W pełni. Smak jego grzechu wypełnił moje usta.
- Rozumiem. Co było dalej?
- Potem położył mnie na brzuchu. Wypełnił mnie od tyłu, w ten zakazany sposób. Czułam ból, który mnie rozrywał i jednocześnie rozpalał.
- A na końcu?
- Na końcu leżałam bezbronna na plecach, a on był między moimi udami. Jego usta... jego usta zeszły na mnie, by dać mi rozkosz.
Głos kapłana był teraz zduszony, jakby z trudem panował nad oddechem.
- Jaka była częstotliwość tych grzechów?
- Trwały całą noc. Do rana.
- Ile pełnych stosunków miało miejsce?
- Straciłam rachubę. Cztery, może pięć razy.
- A akty nieczystości pomiędzy nimi?
- Były nieprzerwane. Nie było chwili bez grzesznej pieszczoty.
Cisza. Długa, napięta. Słychać było tylko jego przyspieszony, ciężki oddech i ciche, rytmiczne skrzypienie drewna.
- Kolejna istotna okoliczność. Twój strój. Czy nie był prowokujący, co stanowiłoby dodatkowe obciążenie winy?
- Miałam na sobie tylko czarną, koronkową bieliznę. Stringi i stanik - mówiła to wolno, delektując się każdym słowem.
- A więc pokusa...
- Była prawie przezroczysta. Z delikatnego materiału. Stanik miał miseczki, które ledwo zakrywały moje sutki. Stwardniały od razu, gdy tylko na mnie spojrzał. A stringi... z tyłu miały tylko cienki pasek materiału, który wbijał się między pośladki, a z przodu mały, koronkowy trójkąt, który niczego nie ukrywał.
- To ciężkie przewinienie... Taki strój jest jednoznaczny. Może jednak miałaś na sobie coś jeszcze?
- Tak, ojcze. Zatyczkę, tam z tyłu. Stalową, błyszczącą. - wyszeptała to słowo wprost w kratkę konfesjonału.
Jego oddech urwał się na chwilę, by po chwili powrócić - jeszcze cięższy, chrapliwy. Skrzypienie drewna przyspieszyło, stało się natarczywe.
- W akcie cnoty, aby nie dopuścić do grzechu sodomii...
- Nie, ojcze. - Jej głos był już czystą, perwersyjną pieszczotą. - Włożyłam ją dla przyjemności. Dla uczucia pełni. Żeby czuć ją w sobie cały czas.
- Z twojej spowiedzi wynika jednak, że ten przedmiot opuścił twoje ciało.
- Kiedy grzeszyliśmy w sposób przeciwny naturze, ojcze. Wyrwał ją ze mnie bezlitośnie i rzucił na pościel. Była... nieczysta, ojcze.
- Córko... czy dopełniłaś obowiązku zachowania czystości?
- Tak, ojcze. Kazał mi ją wyczyścić. Zalśniła jak nowa, obmyta moimi ustami.
Po jej słowach zapadła długa cisza, przerywana tylko jego ciężkim, urywanym oddechem. Skrzypienie ustało.
W końcu to ona przerwała milczenie.
- Ojcze? Jaka będzie moja pokuta?
Słychać było, jak kapłan przełyka ślinę.
- Zadośćuczynienie musi być proporcjonalne do wagi grzechu. Powiedz mi, córko... na jaką pokutę, w swoim mniemaniu, zasłużyłaś?
- Myślę, ojcze, że powinnam przejść na kolanach przez całą długość nawy głównej, aż pod sam ołtarz. Nago. Z biczem w ręku. I tam, przed tabernakulum, powinnam smagać swoje ciało za każdy grzech, który popełniłam.
- Mortyfikacja... tak, to droga do oczyszczenia duszy - odparł cicho, a w jego głosie pobrzmiewała aprobata. - Co jeszcze?
- Potem powinnam położyć się krzyżem na zimnych kamieniach. I czekać na rozgrzeszenie od Boga przez jego sługę. Powinien stanąć nade mną, a ja powinnam całować jego stopy, błagając o przebaczenie.
- Pokora jest kluczem do odkupienia - wyszeptał. Rytmiczne skrzypienie drewna powróciło, tym razem wolniejsze, bardziej świadome. - Kontynuuj, córko. Twoje sumienie podpowiada ci właściwą drogę.
— A na koniec, ojcze... na koniec powinnam uklęknąć przed tobą. By przyjąć odkupienie.
W konfesjonale zapanowała absolutna cisza. Nawet jego oddech zamarł. Po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi po jego stronie. Stał w mroku pustego kościoła, czarna sylwetka na tle witraży oświetlonych księżycem. Nie patrzył na nią. Jego wzrok utkwiony był w ołtarzu. Skinął tylko głową w tamtą stronę.
— Chodź, — powiedział cicho, a jego głos odbił się echem od kamiennych ścian. — czas dopełnić pokuty i przyjąć komunię.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania