Spowiedź I (Zakończenie)
Tak mijały kolejne tygodnie. Odżywiałam się prawidłowo, nawet zaczęłam ćwiczyć i nabrałam trochę zdrowej masy. W moim pokoju znowu zawieszono lustra. Codziennie przyglądałam się sobie i byłam coraz bardziej szczęśliwa. Podobałam się sobie. Podczas jednego z wiosennych dni wyjątkowo mocno zapragnęłam wyjść na dwór. Miałam szczęście, że mój pokój był nisko, na pierwszym piętrze. Cicho otworzyłam okno i delikatnie zeskoczyłam na ziemię. Szybko dałam nura w pobliskie krzaki. Pozostałam niezauważona. Ruszyłam w las. Spacerowałam pomiędzy drzewami wsłuchując się w głos Natury. Widziałam wiewiórki i ptaki bawiące się w koronach wysokich sosen. Później las przekształcił się w brzozowy zagajnik. Widziałam kilka młodych saren radośnie skaczących wśród kęp tutejszej bujnej, wysokiej trawy. Ostrożnie przyglądałam się temu ogromowi piękna. W tamtej chwili mogłam uznać się za spełnionego człowieka. Nie chciałam niczego, poza tą bliskością przyrody. Nagle dotknął mnie chłodny powiew wiatru. Pobiegłam w stronę wyjścia z zagajnika i ujrzałam… morze. Słońce powoli chowało się za horyzontem i niebo mieniło się delikatnymi, pastelowymi kolorami. Przysiadłam na piasku i patrzyłam oniemiała. Tyle piękna jednego dnia, to było zdecydowanie zbyt wiele jak na moje możliwości. Odważyłam się ruszyć dopiero, gdy słońce schowało się do morza. Podbiegłam do brzegu i zaczęłam zbierać przyniesione przez odpływ muszelki. Były wyjątkowo różnorodne. Trafiłam nawet na kilka bursztynów. Zebrałam je i położyłam się z powrotem na piasku. Nie było mi jednak dane zostać tam dłużej. Musiałam wracać, jeśli miałam nie niepokoić moich opiekunów. Biegiem dotarłam pod bramy szpitala. Nie chciałam się już kryć. Weszłam głównym wejściem i powiedziałam dyżurującej pielęgniarce, gdzie byłam. Jej zdenerwowana twarz mówiła sama za siebie. Czy mnie wyrzucą? Nie chciałam w to wierzyć. W holu pojawił się niespodziewanie ksiądz. Zabrał mnie do pokoju i spokojnie zwołał lekarzy. Nie pozwolił im na robienie mi wymówek. Poprosił, żebym dokładnie opisała moją drogę i towarzyszące jej uczucia. Zrobiłam to bez chwili wahania. Zostałam wysłuchana i pozwolono mi iść spać bez żadnej kary. Wiedziałam, że postąpiłam właściwie. Z niecierpliwością czekałam następnego dnia, by móc znowu wyjść. Rano zamiast pielęgniarki przyszedł zakonnik. Powiedział, że jestem zdrowa, że zabierze mnie do domu. Bardzo się zdziwiłam, poprosiłam żeby zabrał mnie chociażby do klasztoru. Nie chciałam wracać do domu, do dawnych smutków. Usłyszałam: „ Jesteś dorosła. Możesz zrobić to, czego pragniesz. Na razie przyjmij moje zaproszenie na plebanię i spokojnie szukaj domu.” Miał rację, byłam pełnoletnia. Moja wdzięczność dla księdza była nieskończona. Sprawił, że zaczęłam wierzyć w moc marzeń. Nauczył mnie dostrzegać piękno wokół siebie. Pokazał mi, że wystarczy wierzyć w siebie, a wszystko stanie się prostsze. Pomógł mi, zmienić życie z horroru w prawdziwą bajkę.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania