Spowiedź po rozmowie
Już nie drżę jak liść
na wietrze chaosu,
ale gdy zamykam oczy
– wciąż widzę jej cień
na peronie wspomnień.
Nie krzyczę.
Nauczyłem się milczeć
jak rzeka, która płynie
ze ściśniętym gardłem.
Ale serce...
krwawi po cichu,
jak skóra przecięta żyletką —
nie na pokaz,
lecz głęboko.
Mówiłem do niej
nie z nadzieją,
lecz z prawdą —
jak ksiądz,
który nie zbawia,
tylko słucha.
Zasiałem ziarno
w ziemi jej duszy —
może wykiełkuje.
Może nie.
A jednak —
choć uspokoiłem sztorm,
choć stoję prosto,
choć umiem oddychać —
w środku jestem ruiną,
która wie,
jak mogłaby wyglądać odbudowa.
Nie chcę już krzyczeć.
Ale nie chcę też udawać,
że nie boli.
I tylko czasem,
nocą, gdy świat śpi,
słyszę w sobie cichy głos —
że może nie wszystko
jest jeszcze stracone.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania