Poprzednie częściSpróbuj mi zaufać [1]

Spróbuj mi zaufać [10]

Rozdział dziewiąty

 

Po wyjściu Bartka czułam się jak w potrzasku. On znał prawdę i gdybym spełniła jego prośbę, wyjawiłby mi ją. Czy to właśnie nie na tym kiedyś zależało mi najbardziej na świecie? Później obiecałam sobie i Adamowi, że już nigdy więcej nie wrócę do przeszłości i przestanę w niej grzebać, ale jak mogłam się jej wypierać, skoro sama do mnie przychodziła? Nie wiedziałam, co mam dalej robić, jak się zachować. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że już mi nie zależy na odkryciu, kto spieprzył, a właściwie nieświadomie naprawił moje życie bez mojej zgody, tylko czy naprawdę cena za to musiała być aż tak wysoka?

 

-Kochanie – tata patrzył na mnie znad talerza, pełnego apetycznego jedzenia – wszystko w porządku? Jesteś dziwnie milcząca. Wszystko w porządku?

 

Pokręciłam głowa, świadoma, że tym razem nie uda mi się go okłamać; nie wspominając już o mamie, która również patrzyła na mnie z widelcem zawieszonym w powietrzu. Chryste! Za chwilę rozpęta się piekło, a ja będę w samym jego centrum.

 

-Bartosz tutaj był – mruknęłam pod nosem, mając nadzieję, że nie usłyszą – to wszystko.

 

Czy powiedzenie tylko połowy prawdy również było uznawane za kłamstwo? Spuściłam głowę i starałam się ze wszystkich sił skupić na jedzeniu, ale nie mogłam. Obawiałam się teraz reakcji rodziców. Wciąż pamiętałam, jak wyrzucali go z domu nad ranem.

 

***

Leżałam wtulona w jego ramiona i delektowałam się dotykiem jego skóry. Byliśmy ze sobą od kilku miesięcy i dopiero niedawno zdecydowałam się pójść z nim na całość; niestety u niego nie było warunków, żebym mogła spać, dlatego podjęliśmy decyzję, że będzie zakradał się do mnie przez okno, które zawsze będzie miał delikatnie otwarte.

 

-Dobrze ci było? - zapytał lekko ściszonym głosem.

 

Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Jego oczy błyszczały wciąż z podniecenia i słowo honoru, mogłam się w nich przejrzeć.

 

-Jak zawsze – wymruczałam, całując go delikatnie w usta – a tobie?

 

Położył mi dłoń z tyłu głowy i wplótł palce w moje włosy, jednocześnie całując mnie zachłannie.

 

-Mogło być lepiej – przygryzł mi dolną wargę – musisz się zacząć bardziej starać.

 

Potulnie kiwnęłam głową, w myślach od razu obiecując poprawę. Wszystko, co mówił, brałam sobie głęboko do serca i nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że może mnie wymienić na kogoś lepszego.

Właśnie miałam mu powiedzieć, jak wiele dla mnie znaczy i zrobię wszystko, co będzie chciał, gdy drzwi do mojego pokoju otwarły się z hukiem. Szybkim ruchem ręki okryłam się szczelniej kołdrą, a moja twarz sądząc po palących policzkach; przybrała bordowy odcień.

 

-Co ty gnoju robisz w pokoju mojej córki? - Bruno był wściekły i pałał chęcią mordu – ile ci raz mówiłem, że masz trzymać swoje brudne łapska z dala od niej?

 

Bartosz w odpowiedzi roześmiał się głośno, ale w tym śmiechu nie było cienia rozbawienia. Nigdy nie ukrywał, że nie lubi moich rodziców i z chęcią odciąłby mnie od nich, ale nie mógł tego zrobić, bo byłam niepełnoletnia.

 

-Dopóki Marika, będzie chciała mnie widzieć – głos mojego chłopaka zmienił się – pan mnie nie powstrzyma. Wszystko zależy od niej.

 

Na te słowa uśmiechnęłam się. Walczył o mnie i nie bał się postawić tacie.

 

-Wynoś się stąd – Bruno znów krzyknął, tym razem głośniej – zanim stracę nad sobą kontrolę.

***

 

Zamrugałam kilkukrotnie, chcąc odgonić od siebie wszystkie wspomnienia z nim związane. Dlaczego właśnie o nim musiałam teraz pomyśleć?

 

-Marika – głos mojej mamy, był lodowaty – mam nadzieję, że tylko się przesłyszałam?

 

Zaklęłam w myślach. Więc jednak słyszała, mojej mamrotanie pod nosem. Wzięłam głęboki wdech; nie miałam zamiaru znów brnąć w kłamstwa.

 

-Nie przesłyszałaś się – odparłam – był tutaj, ale spokojnie wyrzuciłam go.

 

Widziałam, jak twarze rodziców zmieniają się. W tym momencie przemawiała przez nich wściekłość i mogłam się założyć, że pomyśleli o świadomym wpuszczeniu go do środka.

 

-Nie powinnaś go wpuszczać – mama pokręciła głową z dezaprobatą – to było okropnie nierozsądne. Mógł zrobić ci krzywdę, a chyba nie chcesz ryzykować?

 

Podniosłam dłoń do góry w geście protestu.

 

-Spokojnie – starałam się być opanowana – kiedy przyjechałam, był już w środku. Na początku myślałam, że to może ty otworzyłaś mu drzwi, ale wtedy powiedział mi o kluczu pod wycieraczką. Wiesz, tym zapasowym.

 

Bruno uderzył pięścią w stół.

 

-A kto mu powiedział, gdzie może go znaleźć? - krzyknął na mnie – Marika, na litość boską! Jak można być, aż taką bezmyślną? Czy ty nie masz wyobraźni i nie wiesz, że on lub jego pseudo przyjaciele mogliby nas okraść? Teraz będę musiał zamontować system alarmowy i zmienić wszystkie zamki. Nie wiadomo, czy idiota przypadkiem nie dorobił sobie klucza, lub go po prostu ze sobą nie zabrał.

 

Poczułam napływające łzy do oczu. Taka nagana należała mi się. O tym nie miał prawa wiedzieć absolutnie nikt. Było mi tak cholernie głupio. Nie miałam żadnego usprawiedliwienia na swoją bezmyślność, a jedyne co przyszło mi do głowy to:

 

-Przepraszam – szepnęłam – ale powiedziałam mu o tym, jeszcze jak byliśmy razem. Tak mi przykro.

 

Nawet jeżeli nie chciałam, to kolejny raz zawiodłam zaufanie rodziców. Każdy zawód w ich oczach bolał mnie coraz bardziej.

 

-Uspokój się – mama podeszła do mnie i mocno przytuliła – dobrze, że nam powiedziałaś. Tata wymieni zamki, założy alarm. Grunt, że nic nam nie zniknęło i jesteśmy bezpieczni.

 

Jej słowa przyjęłam z wdzięcznością, może nie zawiodłam ich, aż tak bardzo? W końcu to było dawno temu.

 

 

Siedziałam w salonie i oglądałam jakiś bzdurny program w telewizji o poszukiwaniu prawdziwej miłości i w duchu śmiałam się z uczestników wylewających wszystkie swoje gorzkie żale na wizji, gdy mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i uśmiechnęłam się sama do siebie; dzwoniła Iga. Odebrałam szybko.

 

-Co tam? - zagadnęłam wesoło, z ukosa zerkając na ogromną plazmę wiszącą na ścianie.

 

Po drugiej stronie usłyszałam szum i pisk opon. Przerażona podniosłam się do góry, a moja wyobraźni niemal natychmiast zaczęła żyć swoim życiem. Krwawe sceny przesuwały mi się niczym slajdy przed oczami, widziałam ciało leżące na zimnej asfaltowej drodze, z którego powoli uchodzi życie i rozbite auto.

 

-Wszystko w porządku – głos Igi przerwał wszystkie czarne wizje – miałabyś ochotę na wino?

 

Wino? Dawno nie miałam w ustach żadnego alkoholu i z miłą chęcią wypiję lampkę ewentualnie dwie.

 

-Jasne – odparłam – zaraz zobaczę, co rodzice trzymają w barku.

 

Cichy chichot Igi sprawił, że i ja się uśmiechnęłam.

 

-Mogę być za piętnaście minut – to zabrzmiało, jak stwierdzenie – pasuje?

 

Kiwnęłam głową na znak zgody i mruknęłam do słuchawki „to do zobaczenia”. Dyskretnie rozejrzałam się dookoła, czy przypadkiem nie kręci się gdzieś mama lub Bruno i wstałam z kanapy. Najciszej, jak tylko potrafiłam, otworzyłam drzwi do barku, a moim oczom ukazało się stanowczo zbyt wiele butelek. Przysięgam, wybór był znacznie większy niż w podrzędnym monopolowym.

 

-Polecam wina z serii Mogen Dawid – usłyszałam za plecami – są naprawdę pyszne.

 

Odwróciłam się za siebie, a minę musiałam mieć naprawdę komiczną, bo moja rodzicielka wybuchnęła śmiechem i pogroziła mi palcem. Okej, miała mnie.

 

-Masz mnie – szepnęłam – Iga powiedziała, że wpadnie i…

 

-Słyszałam – odparła niemal takim samym tonem – zróbmy tak. Jeżeli ty nie wydasz mnie przed ojcem, że właśnie wróciłam z podbojów sklepowych i pomożesz mi schować wszystkie łupy, ja nie powiem, że to ty ukradłaś mu jego wino.

 

Tak, wiele razy słyszałam o solidarności jajników, ale nie byłam przekonana co do jego znaczenia. Teraz jednak zmieniłam zdanie; to naprawdę działało. Przynajmniej w przypadku moim i mamy.

 

-Chodźmy do mojego pokoju – zadecydowałam – w mojej garderobie niczego nie będzie szukał, a mi też coś kupiłaś?

Doskonale znałam odpowiedź na to pytanie i mogłam pójść o zakład, że na sześć toreb wypełnionych ciuchami trzy były dla mnie i wszystkie pasowały jak ulał.

 

 

Byłyśmy z Igą w świetnych nastrojach. Dwie butelki wypitego wina doskonale szumiały nam w głowach, a jutrzejszy kac nie martwił nas nawet w najmniejszym stopniu.

 

-Mówię ci – Iga położyła mi dłoń na kolanie – ten facet jest świetny i te jego oczy. Mogłabym w nich utonąć.

 

Słuchając jej, zastanawiałam się, czy już była w nim zakochana, czy jeszcze. Jednak z tego, co mówiła, zdecydowanie stawiałam na to pierwsze.

 

-On też tak czuje? - zapytałam szczerze zaciekawiona – właściwie to ja go znam?

 

Jej oczy błyszczały, a uśmiech rozświetlał twarz.

 

-No tak – odparła – jest asystentem twojego taty.

 

Asystent? Nie przypominałam sobie nikogo takiego i o ile nie myliła mnie pamięć, nigdy wcześniej nikogo takiego nie miał. Cóż, jutro przy śniadaniu będę musiała go podpytać o niego. Może dowiem się czegoś więcej niż tylko o oczach, w których można utonąć i seksownych dołeczkach w policzkach, gdy się uśmiecha.

 

-Mój tata – odpowiedziałam powoli – nikogo takiego wcześniej nie miał, ale może coś mi umknęło? A jak ma na imię?

 

-Igor – Iga na moment się zamyśliła – tylko wiesz, co jest najśmieszniejsze? Dałabym sobie rękę uciąć, że gdzieś go już kiedyś widziałam, tylko nie mogę sobie przypomnieć gdzie.

 

Na usta cisnęła mi się uwaga o jej dużej ilości klientów, ale postanowiłam ugryźć się w język pewna, że gdyby z nim spała w przeszłości z pewnością nie zapomniałaby o nim. Nie można było zapomnieć kogoś, z kim kiedyś szło się do łóżka. Ja przynajmniej bym nie potrafiła.

 

-Ładnie – pochwaliłam – to musisz sobie przypomnieć w takim razie.

 

 

Siedziałam z głową opartą na dłoniach i modliłam się, by nie puścić pawia, gdy moja mama stawiała przede mną talerz z jajecznicą. Uwielbiałam nasze rodzinne wspólne posiłki, ale teraz marzyłam jedynie o tym, by ktoś ulżył mojemu cierpieniu i pomógł zwalczyć kaca.

 

-Co głowa boli? - Bruno kpił ze mnie, głaskając mnie po włosach – jak pusta, to musi boleć.

 

Przekręciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem. Czy on nigdy nie miał kaca i nie czuł się tak, jak ja w tym momencie? To wcale nie było zabawne.

 

-Tato – jęknęłam – miej litość.

 

-Trzeba było tyle nie pić – pocałował mnie czule w czoło – a teraz weź to i nie marudź.

 

Położył przede mną tabletki i podał szklankę z wodą z zachęcającym gestem. Bez słowa zrobiłam, to czego chciał i naprawdę liczyłam, że doznam cudownego uzdrowienia.

 

-Dzięki – mruknęłam – powiedz mi, kto to jest Igor i dlaczego nie pochwaliłeś się wcześniej, że masz osobistego asystenta?

 

Spojrzał na mnie oszołomiony. Po jego minie widziałam, że coś jest nie tak. Tylko co?

 

-Igor? Osobisty asystent? - uśmiechnął się i potarł podbródek – kto ci naopowiadał takich głupot?

 

Teraz to ja nie wiedziałam, co mam myśleć. Czyżby Iga cierpiała na rozdwojenie jaźni i wymyśliła sobie tego chłopaka?

 

-Iga – odparłam – jest w nim zakochana i wczoraj cały czas mówiła mi o nim.

 

-Niemożliwe – nerwowo poprawił sobie krawat – żaden Igor u mnie nie pracuje. Kto, jak kto, ale ja znam swoich pracowników.

 

Cała ta sprawa, wydała mi się dziwnie podejrzana. Co to za asystent prezesa, skoro sam prezes go nie zna? Ktoś nawciskał jej kitów, a ona w nie uwierzyła. Nagle zrobiło mi się jej cholernie żal, ale postanowiłam nie wtrącać się do tego i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Miałam zamiar w niedalekiej przyszłości zapytać ją o jego zdjęcie i wtedy wszystko stanie się jaśniejsze od słońca. Tylko dlaczego nagle uderzyły mnie złe przeczucia, a żołądek skurczył się niebezpiecznie?

 

 

Siedziałam na przednim siedzeniu pasażera i jechałam z mamą na moją przyszłą uczelnię. Dostałam się na studia i to była najlepsza wiadomość w całym dzisiejszym dniu. Z czystym sumieniem mogłam mówić o sobie „studentka”. Od środka rozpierała mnie radość.

 

-Jestem z ciebie dumna kochanie – mama posłała mi serdeczne spojrzenie – może nie do końca jestem zadowolona z kierunku, na jaki postanowiłaś iść, ale to jest twoje życie, twoje wybory i decyzje. Będę miała w domu studentkę.

 

Pokręciłam głową. Czy ona się nigdy nie zmieni? Z jednej strony nie chciała, żebym studiowała resocjalizację, a z drugiej strony jest dumna, jak paw. Totalna sprzeczność.

 

-Dzięki mamo – odparłam – nawet nie wiesz, jak się cieszę. Resocjalizacja to naprawdę przyzwoity kierunek i uważam, że to właśnie powinnam robić. Dzięki swoim złym doświadczeniom będę mogła uchronić nie jednego małolata przed spieprzeniem sobie życia. Spróbuj mi zaufać.

 

Mama pogłaskała mnie po policzku i wzięła głębszy oddech.

 

-Tutaj nie chodzi o zaufanie – jej głos brzmiał spokojnie – ale o to, czy będziesz umiała dać sobie radę. Boję się, że jakiś dzieciak okaże się silniejszy psychicznie od ciebie i zniszczy cię od środka do końca. Wiele w swoim życiu już przeszłaś i na tej podstawie mogłabyś nawet napisać książkę, ale to nadal nie da ci gwarancji, że jesteś w stanie zapobiec nieszczęściu. Uwierz mi, nie wszystko jest czarne albo białe, są również różne odcienie szarości.

 

 

Z emocji zaczęło dławić mnie w przełyku „różne odcienie szarości”. Nie wiadomo dlaczego od razu pomyślałam o Miłoszu i byłam ciekawa, co moja mama powiedziałaby o nim, gdybym przyprowadziła go do domu. Może poparłaby mój wybór i trzymała za nas mocno kciuki, a może na odwrót? Szybko odgoniłam od siebie tę myśl. Nigdy się tego nie dowiem, bo nigdy nie przyprowadzę go do domu. Przy ostatnim spotkaniu pożegnałam się z nim przecież na zawsze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania