Środa

Jestem szalenie zaskoczony tym, jak wiele pozytywnych emocji przeszło przez moje przetyrane ciało po poprzednim tekście.

 

Żona tekst przeczytała i nawet przyznała mi rację! Zamiast wkurwiania się na siebie pojawiła się dawno zapomniana nić porozumienia. W końcu możemy nienawidzić świat RAZEM.

 

Nie potrafię opisać słowami tego wspaniałego uczucia darcia mordy na jakiegoś kretyna zamiast na siebie nawzajem.

 

Póki co format myślę, że pozostanie ten sam, czyli po prostu luźny opis dnia... Zwłaszcza, że poza ogólnym zmęczeniem, ten dzień wcale nie zaczął się tak samo chujowo jak każdy inny.

 

Nie chcę jeszcze go przechwalać, ale póki co wygląda to nawet... Jak to się mówi? Ah, już pamiętam.

 

Ten dzień zapowiada się dobrze! Jedziemy.

 

Niewidzialne pianino w głowie (w sensie na słuchawkach, nie jestem aż tak pojebany) i od razu można coś tam skrobnąć.

 

Poszedłem spać około trzeciej także z rana byłem bardziej zwiędły niż zwykle ale trzeba wstawać - umówiliśmy się z Żoną, że pójdziemy na kawkę do żabki przed pracą.

 

No to ledwo przytomny za jakimś dziesiątym razem udało mi się wstać i nawet w miarę od razu ubrać.

 

Zgarnęliśmy dwa psy ze sobą żeby psiaki miały spacer "przy okazji".

 

Początek - rewelacja, pięknie przebija się słońce między drzewami więc postanawiamy zrobić psom mini sesje zdjęciową.

 

Zdjęcia wyszły zajebiście, psy zachowują się tak samo. Aż ciężko w to uwierzyć, że tak pozytywny poranek jest prawdziwy, z reguły najbardziej pozytywne chwile niestety są tylko ulotnym snem.

 

Po udanej sesji zdjęciowej wyruszyliśmy w końcu na naszą randkę. Jako, że świat musi mi szybko zbalansować odrobinę radości, nasze psy zaczęły kuleć od pierdolonej soli na chodniku. Na szczęśnie nie ma tragedii, resztę spaceru staraliśmy się zwyczajnie nie schodzić ze śniegu.

 

W końcu udało nam się dotrzeć do celu. Oślepiający blask żabkowej zieleni.. Randka czas start.

 

Jako, że jesteśmy z psami, a zostawianie ich pod sklepem to zwykłe skurwysyństwo (niezależnie od tego czy piździ czy grzeje czy jest perfekcyjnie, to kurestwo i tyle) to zostałem na dworze.

 

Poszliśmy na śnieg, bo pod żabą oczywiście również była wszędzie rozsypana sól.

 

Mijają kolejne minuty, ręce już napierdalają od zimna a Żona dalej w środku, bo jak się okazuje ogarniała jeszcze śniadaniowego kebsa.

 

Falafel z żabki zaskakująco zjadliwy, taki, że nawet bym raz na jakiś czas wpadł. Wiadomo, to kebab zapakowany w folie i odgrzany w tym pseudo mikrofalówkogrillo podobnym gównie. Pewnie przed tym kebabem w chuj innych rzeczy się przewinęło. Nie sądze też, żeby było na bieżąco czyszczone po mięsnych daniach, także jako wegetarianie staramy się nie myśleć o takich rzeczach, nie da się kurwa kontrolować wszystkiego, a ewentualnie roszczenia możemy conajwyżej wsadzić sobie w dupę.

 

Wracamy do domu, ile można siedzieć na mrozie. Fakt, jest bardzo miło, ale z trzydziesty raz wylałem sobie kawę na skostniałe łapy. Żona pożyczyła mi swoją rękawiczkę żeby jako tako to znieść, szkoda tylko, że są w rozmiarze dla gnomów i nie za bardzo da się to założyć... Cóż, liczą się chęci, zawsze to odrobinę cieplej, choć żeby nie było za dobrze, po prostu nie wygodnie.

 

W końcu dom, właśnie w tym momencie postanowiłem, że nie mam weny i na tym skończy się moja piękna przygoda z pisarstwem.

 

Za pare godzin trzeba zaczynać robotę, i nagle przeszła mnie myśl, że najwyżej nie dokończę pisać - przecież po kiego grzyba mam się do tego zmuszać.

 

No i z tą myślą napisałem parę zdań i przerzuciłem się na youtube.. Oczywiście miało być tylko na chwilę, ale jak zwykle przesiedziałem ostatnie dwie godziny które miałem dla siebie.

 

Robota jak to robota, dużo tego samego co zawsze, jedyne urozmaicenie to to, że strasznie mnie wkurwili inni pracownicy. Na szczęście tym razem nie z mojego zespołu.

 

Nawet nie ma co o tym pisać, nie o tym ma być w moim małym kąciku szyderczego plucia jadem na rzeczy które mi nie odpowiadają.

 

Po robocie miałem się wykąpać i dokończyć tekst, ale skończyło się na tym, że kupiłem sobie browar, nabiłem lufę i grałem na konsoli.

 

Po błogim mordowaniu ludzi w wirtualnym świecie zabrałem darmozjady na koleją przechadzkę po osiedlu. Było zdecydowanie cieplej niż z rana więc nie było to takie okropne pomimo tego, że na zegarze wyświetlała się godzina druga.

 

Po powrocie psy dostały żarcie. Można uderzać w kimę... Nawet nie pamiętam co włączyłem na youtubie do snu, odcięło mi prąd.

 

Cały ten tekst miał powstać wczoraj, ale z przyczyn całkowicie zależnych ode mnie dokończyłem go dzisiaj, stąd myśl kończąca będzie się różnić .

 

Witaj czwartku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • 1sweatdreams1 4 miesiące temu
    Świetnie napisane! Jest humor, "mocniejsze" wyrażenia jakoś nie rażą, z ciekawością się czyta, nie przynudzasz ;)). Czekam na kolejne dni tygodnia ;)) ode mnie 5+

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania